Wczoraj (1 listopada), jadąc w kierunku Malborka od strony Nowego Dworu Gdańskiego, zatrzymaliśmy się, bo zauważyliśmy w rowie leżący do góry kołami samochód. Nasze auto stało na światłach awaryjnych. Kierowcy jadący za nami, czekali z włączonymi kierunkowskazami, aby móc nas ominąć ... Dopiero po pięciu minutach zatrzymali się młodzi ludzie, którzy tak jak my zareagowali na widok samochodu w rowie.
Kiedy zatrzymaliśmy się, wybiegłam z samochodu z telefonem w ręku, aby szybko zadzwonić na policję lub pogotowie ratunkowe. Świecę telefonem do środka, ale prawie nic nie widać (samochody wymijają nas i nikogo nie obchodzi co się stało). Pomyślałam, że jeśli był tu wypadek przed chwilą to ktoś, będąc w szoku, po prostu o własnych siłach wyszedł z samochodu i leży gdzieś obok, szukam - nikogo nie ma; wracam do samochodu i proszę mojego chłopaka aby i on sprawdził, czy w ogóle jest ktoś w środku.
W tym czasie (jest 17.41) ja dzwonię na numer 997. Na wyświetlaczu telefonu pokazuję się informacja, że połączenie jest niemożliwe! Myślę sobie, że może to chwilowy problem z siecią, dzwonię znowu, ale pojawia się ta sama informacja, jest godzina 17.43. Mój chłopak w tym czasie robi ponowne oględziny samochodu.
Nasz samochód stoi na światłach awaryjnych, ale ludzie jadący tą samą droga co my, nie reagują na to, że coś się może stało i może trzeba pomóc kogoś ratować. Samochody jadące za nami, czekają z włączonym kierunkowskazami, aby móc nas ominąć, kiedy przejadą samochodu z naprzeciwka.
Dzwonię ponownie na numer 997 znowu ta sama informacja „POŁĄCZENIE NIE MOŻE BYĆ ZREALIZOWANE” i tak do godz. 17.44 nie mogę uzyskać połączenia. Zaczynam się wkurzać - z jednej strony na to, że nie mogę się połączyć z policją a z drugiej na to, że ludzie jadą w tą i z powrotem i nikt nic nie widzi.
Podejmuje kolejne próby połączenia się, tym razem z numerami 998 i 999, ale odpowiedź jest taka sama, szlag mnie zaczyna trafiać, dzwonię na numer 112 - próbuje sześć razy i co? Nic. Po wszystkich moich próbach połączenia się z numerami, które mają rzekomo ratować życie ludziom, wraca mój chłopak mówiąc, że ani w samochodzie ani obok nikogo nie ma, a w środku są jakieś butelki i stare szmaty.
Po pięciu minutach zatrzymali się młodzi ludzie, którzy tak jak my zareagowali na widok samochodu w rowie. Pan, który wysiadł od razu zapytał czy może pomóc, bo coś się wyraźnie stało. Pomyślałam: „chociaż jeden się zatrzymał”...
W tym czasie minęło nas około 30 samochodów, żal mi ich po prostu. Całe szczęście, że leżący w rowie samochód był po prostu jakimś „gratem”, mającym przykręcone tablice rejestracyjne, a nie samochodem, który przed chwilą uległ poważnemu wypadkowi.
Wstydem dla mnie jest to, że mieszkam w kraju, w którym nie mogę się połączyć ani z policją, ani ze strażą pożarną, ani z pogotowiem ratunkowym, a przecież nie powinno być z tym żadnego problemu. Dzięki Bogu, że to nie był wypadek, chociaż tak to wyglądało, bo jak służby ratownicze miałyby dojechać, skoro nie można było uzyskać z nimi połączenia? Co by było, gdyby w tym wypadku byli nieprzytomni ranni, potrzebujący natychmiastowej pomocy medycznej?
Zastanawiam się też dlaczego ludzie przyjeżdżali i nie zwracali uwagi na to, co się dzieje na poboczu drogi? Dlaczego na tyle przejeżdżających zatrzymał się tylko jeden samochód?
W tym czasie (jest 17.41) ja dzwonię na numer 997. Na wyświetlaczu telefonu pokazuję się informacja, że połączenie jest niemożliwe! Myślę sobie, że może to chwilowy problem z siecią, dzwonię znowu, ale pojawia się ta sama informacja, jest godzina 17.43. Mój chłopak w tym czasie robi ponowne oględziny samochodu.
Nasz samochód stoi na światłach awaryjnych, ale ludzie jadący tą samą droga co my, nie reagują na to, że coś się może stało i może trzeba pomóc kogoś ratować. Samochody jadące za nami, czekają z włączonym kierunkowskazami, aby móc nas ominąć, kiedy przejadą samochodu z naprzeciwka.
Dzwonię ponownie na numer 997 znowu ta sama informacja „POŁĄCZENIE NIE MOŻE BYĆ ZREALIZOWANE” i tak do godz. 17.44 nie mogę uzyskać połączenia. Zaczynam się wkurzać - z jednej strony na to, że nie mogę się połączyć z policją a z drugiej na to, że ludzie jadą w tą i z powrotem i nikt nic nie widzi.
Podejmuje kolejne próby połączenia się, tym razem z numerami 998 i 999, ale odpowiedź jest taka sama, szlag mnie zaczyna trafiać, dzwonię na numer 112 - próbuje sześć razy i co? Nic. Po wszystkich moich próbach połączenia się z numerami, które mają rzekomo ratować życie ludziom, wraca mój chłopak mówiąc, że ani w samochodzie ani obok nikogo nie ma, a w środku są jakieś butelki i stare szmaty.
Po pięciu minutach zatrzymali się młodzi ludzie, którzy tak jak my zareagowali na widok samochodu w rowie. Pan, który wysiadł od razu zapytał czy może pomóc, bo coś się wyraźnie stało. Pomyślałam: „chociaż jeden się zatrzymał”...
W tym czasie minęło nas około 30 samochodów, żal mi ich po prostu. Całe szczęście, że leżący w rowie samochód był po prostu jakimś „gratem”, mającym przykręcone tablice rejestracyjne, a nie samochodem, który przed chwilą uległ poważnemu wypadkowi.
Wstydem dla mnie jest to, że mieszkam w kraju, w którym nie mogę się połączyć ani z policją, ani ze strażą pożarną, ani z pogotowiem ratunkowym, a przecież nie powinno być z tym żadnego problemu. Dzięki Bogu, że to nie był wypadek, chociaż tak to wyglądało, bo jak służby ratownicze miałyby dojechać, skoro nie można było uzyskać z nimi połączenia? Co by było, gdyby w tym wypadku byli nieprzytomni ranni, potrzebujący natychmiastowej pomocy medycznej?
Zastanawiam się też dlaczego ludzie przyjeżdżali i nie zwracali uwagi na to, co się dzieje na poboczu drogi? Dlaczego na tyle przejeżdżających zatrzymał się tylko jeden samochód?