To bardzo proste - wystarczy dostać zawału, wylewu lub na drodze rozbić sobie głowę i obficie krwawić. 25 minut - tyle czasu minęło od chwili próby połączenia z numerem 999, do chwili przyjazdu pogotowia na miejsce zdarzenia, tylko dlatego, że dyspozytorka w Olsztynie nie miała pojęcia o topografii okolic Elbląga, a karetkę wysłała z bazy zupełnie innej niż powinna.
Kamiennik Wielki, sobota (20 października) godz. 18.54, jadąc motocyklem zauważylem leżącego na drodze w kałuży krwi mężczyznę. Światła awaryjne, światła drogowe, latarka, podchodzę. Widzę, że oddycha, jest przytomny, jednak obficie krwawi z tylnej części głowy.
Telefon, dzwonię na 999. Czekam, czekam, czekam...nic. Nikt po drugiej stronie nie odbiera. Podejście drugie, 999, czekam, czekam, czekam, nic! Nikt nie odbiera. Minęły już jakieś dwie minuty. Dzwonię na policję, czekam, odebrali i grzecznie przełączyli mnie na linię pogotowia. Myślę sobie, że to pewnie jakaś „czerwona linia” i szybko ktoś odbierze. Czekam, czekam, czekam, nic! Pozostaje straż pożarna. Dzwonię, odbierają, zdenerwowany, tłumacząc o co chodzi, proszę, aby wezwali własnymi drogami pogotowie.
Czekam, jednocześnie dzwonię też do kolegi, aby spróbował połączyć się z pogotowiem, informując go gdzie mają przysłać karetkę. Czas jaki już minął, to ponad sześć minut. Dzwonię na 112, chociaż wiem dobrze, że ten numer to porażka. Tu również nie nawiązuję żadnego połączenia. W międzyczasie utrzymuje kontakt wzrokowy z rannym, rozmawiając z nim i starając się, ustalić czy nie ma innych obrażeń i czy pamięta co się stało.
Dzwonię ponownie na 999 i jest! Po ponad ośmiu minutach po drugiej stronie wreszcie odezwała się kobieta, pytając co się stało. Pytam, czy została wysłana karetka do Kamiennika Wielkiego. Kobieta pyta gdzie to jest i jak tam dojechać. Tłumaczę zdenerowowany, że mają jechać na Młynary, w kierunku Dębicy i za zjazdem na Stoboje kierować się na Kamiennik. Stoję na samym wjeździe do Kamiennika, motocyklem z włączonymi światłami. Sławoje? Nie! Tłumaczę pani - STOBOJE! To mają jechać na Stoboje? Nie! Mają jechać na Młynary, za cmentarzem Dębica, około 5 kilometrów dalej jest miejscowość Stoboje, a 500 metrów dalej jest zjazd na Kamiennik!! Ale mają się kierować na Pomorską Wieś? Nie! Na Kamiennik ! Jak im kobieto powiesz, że mają jechać na Młynary, i za Stobojami na Kmiennik to trafią! Tak, ale ja muszę wiedzieć jaką karetkę zadysponować - informuje mnie dyspozytorka. Miją jakieś dwie minuty rozmowy, gdy z mojej strony zaczynają padać słowa niecenzuralne, bo szlag mnie trafia od prób wytłumaczenia gdzie jestem.
Pani powiedziała, że wysyła karetkę, jednak po około minucie dzwoni telefon, i ta sama kobieta pyta, czy to jest na Pomorską Wieś? Cierpliwość moja skończyła się i w sposób dosadny, ale chyba skuteczny wytłumaczyłem dyspozytorce krok po kroku, aby powiedziała kierowcy karetki, że ma jechać na Młynary, w kierunku Dębicy i na Kamiennik, albo niech da mi numer telefonu do kogokolwiek z tej karetki to wytlumaczę bezpośrednio obsłudze karetki gdzie jestem. Zero pojęcia o topografii okolic miasta Elbląga!
Kolega, o z którym wcześniej rozmawialem, powiedział mi później, że dyspozytorka pytała go, czy to jest Gmina Milejewo. Zakładając, że wzywającym jest ktoś, kto mieszka w Katowicach, a tutaj jest przejazdem, skąd ma wiedzieć w jakiej gminie się znajduje?!
Według mojej opinii, użyłem wystarczających wskazówek a dyspozytorka z Elbląga bez kłopotu po 20 sekundach, wiedziałaby gdzie jestem i zadysponowałaby karetkę z bazy na ul. Orzeszkowej.
Cała rozmowa na pewno została zarejestrowana i niezaprzeczalnym pozostaje fakt, że ze zdenerowowania użyłem wobec dyspozytorki kilkukrotnie słów wulgarnych i niecenzuralnych. Jeśli musiałbym tego człowieka reanimować na środku drogi, prawdopodobnie nie dałbym rady zrobić tego, jednocześnie tłumacząc przez telefon gdzie jestem.
W rozmowie z załogą karetki, utwierdziłem się w przekonaniu, że decyzja o likwidacji dyspozytorni w Elblągu jest największą głupotą jaką można zrobić w stosunku do instytucji ratującej życie. Śmiem z całą stanowczością nazwać bezmyślnym człowiekiem tego, kto swoją decyzją o likwidacji dyspozytorni w Elblągu przyczyni się prędzej czy później do utraty życia jakiegoś człowieka.
Przeprowadziłem również rozmowę z policjantami, ktorzy potwierdzili moje sugestie i spostrzeżenia, że dyspozytorka w Olsztynie nie ma zielonego pojęcia o topografii okolic Elbląga i samego miasta. Karetka owszem, dojechała, ale nie przyjechała z bazy na ul. Orzeszkowej, ale ze szpitala na Królewieckiej, skad czas dojazdu przez miasto na wylot w kierunku Dębicy to ponad cztery minuty. Karetka z bazy na Orzeszkowej byłaby już w połowie drogi do miejsca, gdzie stałem obok poszkodowanego.
Mniej więcej tak to wyglądało, ale niezaprzeczalnym dowodem będzie wykaz połączeń oraz wykaz próby połączeń z numerem 999, o jaki postaram się w formie pisemnej od sieci telefonii komórkowej. Wnioski, szanowni czytający, wyciągnijcie sami.
Telefon, dzwonię na 999. Czekam, czekam, czekam...nic. Nikt po drugiej stronie nie odbiera. Podejście drugie, 999, czekam, czekam, czekam, nic! Nikt nie odbiera. Minęły już jakieś dwie minuty. Dzwonię na policję, czekam, odebrali i grzecznie przełączyli mnie na linię pogotowia. Myślę sobie, że to pewnie jakaś „czerwona linia” i szybko ktoś odbierze. Czekam, czekam, czekam, nic! Pozostaje straż pożarna. Dzwonię, odbierają, zdenerwowany, tłumacząc o co chodzi, proszę, aby wezwali własnymi drogami pogotowie.
Czekam, jednocześnie dzwonię też do kolegi, aby spróbował połączyć się z pogotowiem, informując go gdzie mają przysłać karetkę. Czas jaki już minął, to ponad sześć minut. Dzwonię na 112, chociaż wiem dobrze, że ten numer to porażka. Tu również nie nawiązuję żadnego połączenia. W międzyczasie utrzymuje kontakt wzrokowy z rannym, rozmawiając z nim i starając się, ustalić czy nie ma innych obrażeń i czy pamięta co się stało.
Dzwonię ponownie na 999 i jest! Po ponad ośmiu minutach po drugiej stronie wreszcie odezwała się kobieta, pytając co się stało. Pytam, czy została wysłana karetka do Kamiennika Wielkiego. Kobieta pyta gdzie to jest i jak tam dojechać. Tłumaczę zdenerowowany, że mają jechać na Młynary, w kierunku Dębicy i za zjazdem na Stoboje kierować się na Kamiennik. Stoję na samym wjeździe do Kamiennika, motocyklem z włączonymi światłami. Sławoje? Nie! Tłumaczę pani - STOBOJE! To mają jechać na Stoboje? Nie! Mają jechać na Młynary, za cmentarzem Dębica, około 5 kilometrów dalej jest miejscowość Stoboje, a 500 metrów dalej jest zjazd na Kamiennik!! Ale mają się kierować na Pomorską Wieś? Nie! Na Kamiennik ! Jak im kobieto powiesz, że mają jechać na Młynary, i za Stobojami na Kmiennik to trafią! Tak, ale ja muszę wiedzieć jaką karetkę zadysponować - informuje mnie dyspozytorka. Miją jakieś dwie minuty rozmowy, gdy z mojej strony zaczynają padać słowa niecenzuralne, bo szlag mnie trafia od prób wytłumaczenia gdzie jestem.
Pani powiedziała, że wysyła karetkę, jednak po około minucie dzwoni telefon, i ta sama kobieta pyta, czy to jest na Pomorską Wieś? Cierpliwość moja skończyła się i w sposób dosadny, ale chyba skuteczny wytłumaczyłem dyspozytorce krok po kroku, aby powiedziała kierowcy karetki, że ma jechać na Młynary, w kierunku Dębicy i na Kamiennik, albo niech da mi numer telefonu do kogokolwiek z tej karetki to wytlumaczę bezpośrednio obsłudze karetki gdzie jestem. Zero pojęcia o topografii okolic miasta Elbląga!
Kolega, o z którym wcześniej rozmawialem, powiedział mi później, że dyspozytorka pytała go, czy to jest Gmina Milejewo. Zakładając, że wzywającym jest ktoś, kto mieszka w Katowicach, a tutaj jest przejazdem, skąd ma wiedzieć w jakiej gminie się znajduje?!
Według mojej opinii, użyłem wystarczających wskazówek a dyspozytorka z Elbląga bez kłopotu po 20 sekundach, wiedziałaby gdzie jestem i zadysponowałaby karetkę z bazy na ul. Orzeszkowej.
Cała rozmowa na pewno została zarejestrowana i niezaprzeczalnym pozostaje fakt, że ze zdenerowowania użyłem wobec dyspozytorki kilkukrotnie słów wulgarnych i niecenzuralnych. Jeśli musiałbym tego człowieka reanimować na środku drogi, prawdopodobnie nie dałbym rady zrobić tego, jednocześnie tłumacząc przez telefon gdzie jestem.
W rozmowie z załogą karetki, utwierdziłem się w przekonaniu, że decyzja o likwidacji dyspozytorni w Elblągu jest największą głupotą jaką można zrobić w stosunku do instytucji ratującej życie. Śmiem z całą stanowczością nazwać bezmyślnym człowiekiem tego, kto swoją decyzją o likwidacji dyspozytorni w Elblągu przyczyni się prędzej czy później do utraty życia jakiegoś człowieka.
Przeprowadziłem również rozmowę z policjantami, ktorzy potwierdzili moje sugestie i spostrzeżenia, że dyspozytorka w Olsztynie nie ma zielonego pojęcia o topografii okolic Elbląga i samego miasta. Karetka owszem, dojechała, ale nie przyjechała z bazy na ul. Orzeszkowej, ale ze szpitala na Królewieckiej, skad czas dojazdu przez miasto na wylot w kierunku Dębicy to ponad cztery minuty. Karetka z bazy na Orzeszkowej byłaby już w połowie drogi do miejsca, gdzie stałem obok poszkodowanego.
Mniej więcej tak to wyglądało, ale niezaprzeczalnym dowodem będzie wykaz połączeń oraz wykaz próby połączeń z numerem 999, o jaki postaram się w formie pisemnej od sieci telefonii komórkowej. Wnioski, szanowni czytający, wyciągnijcie sami.