Szanowni kierowcy. Jako rowerzystka, czuję się urażona artykułami, komentarzami i krążącą wśród Was opinią, że nie stosuję się do zasad ruchu drogowego, czy zasad kultury. Jeżdżąc codziennie do pracy, jestem narażona na wiele niebezpieczeństw.
Chciałabym zwrócić uwagę na to, że nie każdy rowerzysta dojeżdża do przejścia dla pieszych z zamiarem wtargnięcia wprost pod nadjeżdżający samochód. Osobiście, jeśli to możliwe, przejeżdżam przez przejście po uprzednim upewnieniu się, czy takowy nie nadjeżdża. Jeśli zaś nadjeżdża, zatrzymuję się i go przepuszczam.
Ostatnio znalazłam się jednak w sytuacji, kiedy mając zielone światło, stałam w deszczu i czekałam, aż wszyscy kierowcy, skręcający zarówno z lewej jak i z prawej strony, przejadą lub mnie przepuszczą.
Zielone światło minęło, a ja nawet nie miałam szansy pokazać, że chcę i mogę przejść (przejść! zeszłam z roweru!) - kierowcy byli tak uprzejmi, przepuszczali się wzajemnie, uśmiechali się do siebie, każdy z nich spojrzał nawet na mnie, ale żaden nie pamiętał, że ja też chciałabym przejść na drugą stronę.
Ponadto, nie każdy rowerzysta "drynda" dzwonkiem na pieszych, jadąc po chodniku.
Ja, jeśli poruszam się po chodniku, gdzie nie została wyznaczona ścieżka dla rowerów, zachowuję szczególną ostrożność, i w żadnym wypadku nie zmuszam pieszych do ustąpienia mi miejsca. Jeśli natomiast pieszy zauważy mnie, i z własnej woli zrobi miejsce, żebym mogła przejechać, uśmiecham się i grzecznie dziękuję, jednocześnie korzystając z możliwości przejazdu. (Tu pragnę zwrócić się również do pieszych, którzy często nie zauważają ścieżki rowerowej, o poruszanie się po tej części chodnika, która dla nich jest przeznaczona).
Równie istotną sprawą, jest schodzenie z roweru, jeśli na przejściu nie została wyznaczona ścieżka dla rowerzystów. Ja pod tym względem nie mam sobie nic do zarzucenia, jednak czytając chociażby ostatni artykuł na temat rowerzystów, wciąż noszę brzemię nieodpowiedzialnej, nieostrożnej rowerzystki.
Podsumowując...
Szanowni kierowcy! Będę wdzięczna, jeśli w Waszych oczach przestanę być zagrożeniem, czy "piratem na dwóch kółkach".
Stosuję się do wszelkich zasad bezpieczeństwa i kultury. Ustępuję pierwszeństwa, przeprowadzam rower przez przejście, jeżdżę wyznaczonym do tego pasem - jeśli takowy istnieje. Staram się nie jeździć ulicą, ponieważ czuję się na niej niepewnie, a niepewność może spowodować nieprzyjemną sytuację.
Jednak niezależnie od tego, czy poruszam się po jezdni, czy po chodniku, nie mogę przypisać sobie tego, co Wy, drodzy kierowcy, zarzucacie.
Jestem przekonana, że większość rowerzystów może podpisać się pod moim apelem, aby na drogach kierować się rozsądkiem, ustalonymi zasadami i szacunkiem, a nie ogólnie przyjętą opinią.
Artykuł jest tylko i wyłącznie odpowiedzią na wcześniejszy artykuł pt. "Gwoli przypomnienia miejscowym cyklistom".
Ostatnio znalazłam się jednak w sytuacji, kiedy mając zielone światło, stałam w deszczu i czekałam, aż wszyscy kierowcy, skręcający zarówno z lewej jak i z prawej strony, przejadą lub mnie przepuszczą.
Zielone światło minęło, a ja nawet nie miałam szansy pokazać, że chcę i mogę przejść (przejść! zeszłam z roweru!) - kierowcy byli tak uprzejmi, przepuszczali się wzajemnie, uśmiechali się do siebie, każdy z nich spojrzał nawet na mnie, ale żaden nie pamiętał, że ja też chciałabym przejść na drugą stronę.
Ponadto, nie każdy rowerzysta "drynda" dzwonkiem na pieszych, jadąc po chodniku.
Ja, jeśli poruszam się po chodniku, gdzie nie została wyznaczona ścieżka dla rowerów, zachowuję szczególną ostrożność, i w żadnym wypadku nie zmuszam pieszych do ustąpienia mi miejsca. Jeśli natomiast pieszy zauważy mnie, i z własnej woli zrobi miejsce, żebym mogła przejechać, uśmiecham się i grzecznie dziękuję, jednocześnie korzystając z możliwości przejazdu. (Tu pragnę zwrócić się również do pieszych, którzy często nie zauważają ścieżki rowerowej, o poruszanie się po tej części chodnika, która dla nich jest przeznaczona).
Równie istotną sprawą, jest schodzenie z roweru, jeśli na przejściu nie została wyznaczona ścieżka dla rowerzystów. Ja pod tym względem nie mam sobie nic do zarzucenia, jednak czytając chociażby ostatni artykuł na temat rowerzystów, wciąż noszę brzemię nieodpowiedzialnej, nieostrożnej rowerzystki.
Podsumowując...
Szanowni kierowcy! Będę wdzięczna, jeśli w Waszych oczach przestanę być zagrożeniem, czy "piratem na dwóch kółkach".
Stosuję się do wszelkich zasad bezpieczeństwa i kultury. Ustępuję pierwszeństwa, przeprowadzam rower przez przejście, jeżdżę wyznaczonym do tego pasem - jeśli takowy istnieje. Staram się nie jeździć ulicą, ponieważ czuję się na niej niepewnie, a niepewność może spowodować nieprzyjemną sytuację.
Jednak niezależnie od tego, czy poruszam się po jezdni, czy po chodniku, nie mogę przypisać sobie tego, co Wy, drodzy kierowcy, zarzucacie.
Jestem przekonana, że większość rowerzystów może podpisać się pod moim apelem, aby na drogach kierować się rozsądkiem, ustalonymi zasadami i szacunkiem, a nie ogólnie przyjętą opinią.
Artykuł jest tylko i wyłącznie odpowiedzią na wcześniejszy artykuł pt. "Gwoli przypomnienia miejscowym cyklistom".