Piłkarki ręczne Startu przegrały ważny mecz z ostatnią drużyną w tabeli 32:34, jednak utrzymał się na szóstej pozycji. - Kalisz nas niczym nie zaskoczył, wiedziałyśmy co będzie grał. Bardziej to my siebie zaskoczyłyśmy. Obrona nie funkcjonowała - powiedziała po meczu Paulina Stapurewicz.
Kilkanaście dni temu Start wygrał w Łańcucie z Galiczanką Lwów, zgarnął trzy punkty i awansował na szóste miejsce w tabeli. Pojedynek z beniaminkiem Orlen Superligi Kobiet miał pozwolić naszej drużynie umocnić się na tej pozycji, a przypomnijmy że celem zespołu w tym sezonie jest właśnie miejsce w pierwszej szóstce. Zatem zwycięstwo z ostatnią drużyną w tabeli powinno być pozycją obowiązkową, tym bardziej że Szczypiorno Kalisz wcześniej nie wygrał w regulaminowym czasie gry. Boisko zweryfikowało możliwości i to kaliszanki cieszyły się z trzech oczek.
- Wiedziałyśmy, że drużyna z Kalisza postawi trudne warunki, bo chce się utrzymać w lidze. Mecz nie poszedł po naszej myśli, nie zagrałyśmy tak jakbyśmy tego chciały. Zabrakło nam chłodnej głowy i cierpliwych akcji w ataku, a czasami też szczęścia przy niektórych rzutach - powiedziała po meczu Weronika Weber.
- To był bardzo ciężki mecz. Dużo sił straciłyśmy w meczu z Galiczanką i byłyśmy trochę zmęczone. Zrobiłyśmy dużo błędów. Będziemy nad tym pracować i mam nadzieję, że w każdym następnym meczu będzie lepiej - mówiła Tatsiana Pahrabitskaya.
- Nie chcę mówić co zawiodło, mamy swoje przemyślenia, ale obejrzymy ten mecz na spokojnie. Kalisz nas niczym nie zaskoczył, wiedziałyśmy co będzie grał. Bardziej to my siebie zaskoczyłyśmy. Obrona nie funkcjonowała - dodała rozgrywająca Paulina Stapurewicz.
- Niespodziewanie przegraliśmy ten mecz. Było widać, że zespół z Kalisza gra o utrzymanie i za wszelką cenę próbuje zdobyć punkty. Było parę sytuacji, które zaważyły o tym meczu. Nie weszliśmy dobrze w to spotkanie, ale też uważam, że nie do końca zasłużyliśmy na porażkę. Była kluczowa decyzja sędziów w końcówce, gdzie nie gwizdnęli nam karnego oraz kary dla zawodniczki i puścili sytuację. Dostaliśmy bramkę na dwie, gdzie mogliśmy jeszcze wyjść z opresji. Oprócz naszej słabszej postawy w tym meczu, mogliśmy jeszcze coś ugrać w końcówce - skomentował trener Roman Mont.
W szeregach Szczypiorna ważną postacią jest Sylwia Lisewska, która niegdyś reprezentowała barwy Startu. Doświadczona rozgrywająca nie kryła radości ze zwycięstwa swojej drużyny. - Patrząc na okoliczności i punkty, to mega szczęśliwie i fajnie było wrócić do Elbląga. Mamy pierwsze zwycięstwo za trzy punkty, więc lepszego powrotu do Elbląga nie mogłam sobie wymarzyć. Byłyśmy dobrze przygotowane do tego meczu, wiedziałyśmy czego mamy się spodziewać i co robić. Trzymałyśmy się naszych założeń taktycznych, pilnowałyśmy się i to w końcu zaowocowało. Wcześniej miałyśmy już kilka fajnych meczów, gdzie walczyłyśmy do 50 minuty, a końcówki nam uciekały. Dziś udało się wytrzymać do końca. Może była potrzebna funkcja tzw. nowej „miotły” - podsumowała rozgrywająca Szczypiorna.
Zobacz tabelę i terminarz Orlen Superligi Kobiet.
Kolejne spotkanie Start zagra w Elblągu 28 stycznia z JKS Jarosław.