UWAGA!

Robert Bieńkowski: Być przygotowanym na niespodziewane

 Elbląg, Robert Bieńkowski
Robert Bieńkowski (fot. Anna Dembińska)

- W NBA kiedyś były grube księgi z zasadami kiedy jest faul, a kiedy nie ma. W europejskiej koszykówce była mała książeczka, która dawała swobodę sędziom i możliwość interpretacji. Jest czarne, jest białe i jest duża strefa różnych odcieni szarości - mówi Robert Bieńkowski, były elbląski sędzia koszykówki. Na parkiecie z gwizdkiem spędził 34 lata, w tym 24 na poziomie centralnym. Rozmawiamy o tym, jak wygląda koszykówka z punktu widzenia "pana z gwizdkiem".

- Strój sędziowski już spakowany na stałe?

- Oficjalnie tak, nieoficjalnie... zobaczymy. Kiedy zaczynałem sędziowanie koszykówki, obowiązywał przepis, że sędzią można być tylko do 50. roku życia. I wtedy miałem takie marzenie, żeby posędziować właśnie do tego wieku. W tym roku kończę 50 lat i sędziowanie na poziomie centralnym. Nie spodziewałem się, że to tak szybko zleci. Ale w NBA był sędzia, który sędziował w wielu 70 lat. Trzeba jednak wiedzieć, kiedy ze sceny zejść niepokonanym. Koledzy z Elbląga jednak już zapowiedzieli, że mnie wykorzystają. Jeżeli tylko będą chcieli mojej pomocy, to z prawdziwą przyjemnością. Sędziowanie do tej pory sprawia mi niesamowitą frajdę. I pewnie będę tęsknił.

.

- To jak się zaczęło?

- Najpierw był tenis stołowy u Marka Wnuka w Szkole Podstawowej nr 4, gdzie poszliśmy z moim bratem bliźniakiem. Potem wypatrzył nas trener lekkiej atletyki i trenowaliśmy bieganie u Czesława Nagy. W szkole podstawowej trzy razy w tygodniu, potem codziennie 364 dni w roku...

.

- A ten jeden wolny dzień to...

- Jak wracaliśmy cały dzień z obozu w Szklarskiej Porębie. Do Szklarskiej jechaliśmy nocnym pociągiem, więc przed wyjazdem trening zdążyliśmy zrobić. I kiedy mieliśmy z bratem po 16 lat, Zdzisław Petrycki, nauczyciel wychowania fizycznego, wysłał nas na kurs sędziów koszykówki. W kosza graliśmy pewnie jak większość chłopaków na szkolnych boiskach. To jeszcze było przed wielkim boomem na NBA. Tytułem ciekawostki dodam jeszcze, że później Janusz Pająk wysłał nas z bratem na kurs sędziów unihokeja. W wielkim skrócie, tam zrobiłem uprawnienia sędziego międzynarodowego i kilka fajnych meczów udało mi się posędziować. Byłem m. in. na Mistrzostwach Świata w unihokeju.

.

- Ale skoro trenowaliście lekką atletykę, to czemu Was nie wysłał na kurs sędziów lekkiej atletyki?

- Bo nie było w Elblągu takiego kursu. Sędziowie koszykówki byli bardziej potrzebni. Kurs prowadzili Eugeniusz Zapolski, Franciszek Kasyna, Leszek Metz, Janusz Dąbrowski, Zygmunt Drażba... Sędziowie starej daty. W 1990 roku zaliczyliśmy pierwsze egzaminy i się zaczęło... W Elblągu była wtedy drugoligowa drużyna kobiet i trzecioligowy zespół męski. Przy czym najwyższym szczeblem rozgrywek była I liga. Chodziliśmy kibicować i podpatrywać te zespoły. Chłopacy grali w małej salce w Światowidzie. I tam po raz pierwszy widziałem jak podczas rozgrzewki pękła szklana tablica. Ktoś próbował zrobić wsad. Mecz został przeniesiony do sali gimnastycznej przy ul. Korczaka. Pamiętam, że na boomboxie puszczali Midnight Oil. Do tej pory jak słyszę ten zespół, to widzę maleńką salę w Światowidzie i kibiców na trybunach.

.

- Pierwszy mecz...

- Związek Nauczycielstwa Polskiego zorganizował turniej dla nauczycieli. W szkole podstawowej nr 9 u Zygmunta Drażby. Nie obrażając nikogo, ale nauczyciele to jest ta grupa społeczna, która zawsze wie najlepiej. I weź tu nad nimi zapanuj. To co my z bratem, dwa chude bliźniaki, na tym meczu przeżyliśmy... Żeby być sędzią koszykówki, trzeba mieć dużo zaparcia i wytrwałości. Każdy chce nad tobą zapanować, a to ty rozstrzygasz, co się dzieje na boisku. To jest pewien dualizm: z jednej strony masz władzę, z drugiej musisz zdać sobie sprawę, że na boisku pełnisz rolę służebną. Pomimo tego, że mam władzę, to muszę tym zawodnikom służyć. I to jest najtrudniejsze w sędziowaniu. To ja jestem dla zawodników, trenerów i kibiców. Litewski sędzia Romualdas Brazauskas (prowadził cztery finały Final Four) powiedział na jednym z wykładów, którego miałem okazję słuchać, że mamy się cieszyć tym, że sędziujemy koszykówkę. Bo jak ty jako sędzia będziesz zadowolony, to wszyscy inni też będą szczęśliwi. I o to w tym wszystkim chodzi.

.

- Najlepiej jakby po meczu kibice nie pamiętali, kto sędziował...

- To jest ideał. Ale tak się nie da. Kibice też znają sędziów. Z Jackiem Wochem sędziujemy finał Mistrzostw Polski Juniorek do lat 19. Hala wypełniona, 3 tysiące ludzi na trybunach, bębny, hałas taki, że własnego gwizdka nie słyszysz. Biegam sobie wzdłuż linii i nagle słyszę z trybun: Robert, ale tam tego faulu nie było.

.

- To jak już jesteśmy przy „błędach“. W tej naszej III lidze wychodzi sędzia w wieku lat 16-18. Na parkiecie doświadczony koszykarz, który nawet nieświadomie może mruknąć po jakieś akcji „panie sędzio...“. I młody może się zastanawiać następne kilka minut, czy przypadkiem coś gwizdnął nie tak...

- A jaki cel mają zawodnicy w meczu?

.

- Wygrać?

- Właśnie. Jeżeli moim celem jest wygrać mecz, to ja podejmę wszelkie środki po to, żeby to zrobić. Koszykarze podejmują się różnych technik i sposobów, aby decyzja sędziego była dla nich korzystna. David Stern, komisarz NBA powiedział kiedyś ważną rzecz: błędy sędziowskie są wliczone w grę. Ja przez 34 lata miałem dwa mecze, które sędziowałem bezbłędnie...

.

- Skąd wiesz, że bez błędu?

- Pierwszy mecz to Polonia Warszawa z Pyrą Poznań w II lidze, jeszcze w czasach kiedy II liga to był drugi poziom rozgrywkowy. Zima, bardzo zimno, na rozgrzewce wysiadł prąd. Nie ma oświetlenia, tablica nie działa, spiker tez nie ma prądu. Z Darkiem Zapolskim pytamy trenerów, czy chcą grać w takich warunkach. Poznań się nie zgodził. Wyszliśmy na środek, jeden gwizdek, dziękuję, po meczu... I to był jeden mecz bez błędu. Drugi podobny. I liga kobiet, drugi poziom rozgrywkowy. Toruń wspomagał się zawodniczkami z ekstraklasy, co niekoniecznie podobało się reszcie drużyn i próbowały robić jakiś „bunt“. Mecz z Gorzowem, albo Ostrowem, już nie pamiętam dokładnie gdzie, ale daleko od Elbląga. Termin spotkania był wielokrotnie przekładany i można było przypuszczać, że nie dojdzie do skutku. Pojechaliśmy z Jackiem Wochem, wtedy się jeszcze jeździło pociągiem, więc wyprawa na cały dzień. Przyjeżdżamy na miejsce, a na sali jakieś małe dziewczynki grają w siatkówkę. Zespołu gospodyń brak. Torunianki przyjechały. Opisaliśmy to w protokole i w tym meczu też żadnych złych decyzji nie podjęliśmy.

A bardziej poważnie: jesteśmy tylko ludźmi i mamy ułamek sekundy na podjęcie decyzji czy zagranie było legalne czy nie. Podczas meczu koszykówki jest bardzo dużo kontaktów i musisz wybrać. Nie da się posędziować całego meczu bez błędu. Zawodnicy i nie tylko oni będą wykorzystywać wszelkie możliwe sytuacje, abyś podjął decyzję korzystną dla nich.

.

- Wszyscy chcą wygrać.

- Koszykarze, trenerzy, kibice. I dlatego będą wywierać presję na sędziego. A ty musisz być pośrodku i podejmować decyzje. To jest bardzo trudne. Miałem ciekawą sytuację w Sopocie. Gospodarze przegrywają, trener bardzo się uaktywnił pod koniec pierwszej połowy. To było jeszcze za czasów, kiedy grało się dwie połowy po 20 minut. Tuż przed przerwą został ukarany faulem technicznym. Ostatecznie to gospodarze wygrali. Po meczu trener nas przeprosił za krzyki. Powiedział, że chciał dostać przewinienie techniczne, aby pokazać swojej drużynie, że też walczy, chciał pobudzić swoich zawodników, pokazać, że jest za nimi. To jest walka i wszystkie chwyty dozwolone. Łatwo jest oceniać sędziego, oglądając powtórkę konkretnej akcji w zwolnionym tempie. Podczas meczu nie mam tego komfortu i muszę reagować w ułamku sekundy. W ekstraklasie to się już trochę zmieniło: pojawiła się wideoweryfikacja. W niższych ligach jeszcze nie. A są trenerzy, którzy po meczu wysyłają filmiki z kilkoma akcjami, w których popełniliśmy błąd. Przeważnie nie odpowiadam. Mam świadomość, że się mylę. Ale koszykarze też się mylą podczas gry: rzucają niecelnie, mają straty.

.

- Błędy sędziowskie rozkładają się mniej więcej pół na pół.

- Żaden z sędziów nie podejmuje celowo złych decyzji. Przez 34 lata sędziowania nie spotkałem się z sytuacją, żeby sędziowie celowo podjęli złą decyzję. Przepisy pozwalają mi na skorygowanie niektórych błędów jeszcze w trakcie meczu. To jest np. zaliczenie lub niezaliczenie punktu. Najprostsza sprawa: faul przy rzucie, zarządzam dwa osobiste. Ale mój partner mówi, że piłka wpadła do kosza. Wtedy zmieniam decyzję i zaliczam punkty. Nie widziałem, jak piłka wpada do kosza, bo stałem pod nim i patrzyłem na zawodników. Ale po to właśnie mam partnera.

Inna sytuacja przy aucie. Ja decyduję, że gramy w lewo, mój partner stwierdza, że piłki jako ostatni dotknął inny zawodnik. Zmiana decyzji: gramy w prawo. Ale jeżeli jestem przekonany, że podjąłem właściwą decyzję, to jej nie zmienię. Bo „tu i teraz“ widziałem „to i to“. natomiast potem, kiedy oglądam powtórkę meczu na ekranie komputera, to mogę zauważyć, że faktycznie popełniłem błąd. I wtedy muszę wyciągnąć wnioski: nie zauważyłem, bo źle stałem? Następnym razem muszę się ustawić w innym miejscu.

.

- Pary sędziów są stałe?

- Nie. Akurat mam porównanie z unihokeja, gdzie pary są stałe. I z moim bratem bliźniakiem tworzyliśmy parę sędziów międzynarodowych. W przypadku koszykówki sędziujesz z różnymi ludźmi. Ale przez te 34 lata z każdym udało mi się nawiązać tę nić porozumienia podczas meczu. Brak stałych par sędziowskich ma swoje dobre strony: każdy powie Ci, jak wygląda koszykówka z jego perspektywy. Jeżeli chcesz, to masz wtedy szersze spojrzenie. W późniejszym etapie kariery, kiedy już filmowanie meczów nie było czymś rzadkim, starałem się oglądać swoje spotkania i patrzeć jakie błędy popełniłem. Potem mogłem wyciągać wnioski. Wcześniej... pamiętam jak jeździliśmy z Darkiem Zapolskim na mecze. Ja - sędziować, a on mnie nagrywać na kamerę wideo, jak biegam po boisku.

  Elbląg, Uroczyste pożegnanie
Uroczyste pożegnanie (fot. Anna Dembińska, arch. portEl.pl)

.

- Wróćmy jeszcze do presji. Masz mecz, w którym wynik oscyluje w granicach remisu. I jest to mecz play off. Twój błąd może zniweczyć starania całego klubu.

- Musisz mieć świadomość odpowiedzialności jaka na Tobie ciąży. Dlatego oglądasz swoje mecze, komunikujesz się z innymi sędziami, przed meczem starasz się zrobić „scouting“ zespołów: liderem jest X, Y ma takie zagrania, Z rzuca za trzy, A robi nielegalne zasłony. Dzwonisz do kolegów i wypytujesz o poszczególne drużyny i konkretnych koszykarzy. Musisz być tak przygotowany, żeby zminimalizować ryzyko błędu. A przy okazji „spodziewać się niespodziewanego“ - jak mówił wspomniany już Romualdas Brazauskas. Presję masz wszędzie: bez względu na wykonywany zawód. Sędziowie są narażenia na presję tak jak każdy inny zawód, tyle że my jesteśmy na świeczniku.

.

- Miałeś jakąś decyzję, która zaważyła o wyniku?

- Każda może zaważyć. Nie było jednak takiej sytuacji, że przez moją decyzję mecz zakończył się inaczej niż powinien. Z Jackiem Wochem sędziowaliśmy kiedyś spotkanie w Ostrowi Mazowieckiej. Wynik na styku. Ostatnie sekundy meczu, gospodarze wygrywają jednym punktem. Zawodnik drużyny gości wchodzi pod kosz i jest faulowany. Jacek gwiżdże: bardzo trudna sytuacja, bo decyzja przeciwko gospodarzom. Ci się z tym nie zgadzają, emocje trzeba było opanowywać. Po meczu analizowaliśmy tę sytuację i błędu nie popełniliśmy. Ale w danej chwili są emocje na hali. Musisz być poza tym i je opanować. Chyba z biegiem czasu nabywasz takiej umiejętności, że w trakcie meczu podejmujesz decyzje „na zimno“. O wynik walczysz 40 minut, a nie tylko w ostatnich sekundach. Wracamy do Ostrowi Goście trafiają dwa wolne i wychodzą na prowadzenie. Na zegarze chyba 1,3 sekundy do końca. Goście już się cieszą ze zwycięstwa. Gospodarze podają przez całą długość boiska, na końcu ich zawodnik przejmuje piłkę i trafia. Cały mecz wygrywa zespół z Ostrowi Emocje po jednej i drugiej stronie, tylko my sędziowie byliśmy poza tym . Jest faul, to go muszę odgwizdać.

.

- Wydawałoby się: proste...

- W NBA kiedyś były grube księgi z zasadami kiedy jest faul, a kiedy nie ma. W europejskiej koszykówce była mała książeczka, która dawała swobodę sędziom i możliwość interpretacji. Jest czarne, jest białe i jest duża strefa różnych odcieni szarości. W przepisach gry jest osobny artykuł mówiący o tym, że podejmując decyzję, należy mieć na względzie cały szereg rzeczy: poziom wytrenowania, wyszkolenia, umiejętności poszczególnych zawodników, co się dzieje na boisku...

.

- Inaczej sędziujesz mecze dzieci, inaczej II ligę? Mam na myśli to, że w przypadku dzieci czasem „przymykasz oko“?

- Tak. Oczywiście mając świadomość, że nie mogę nikogo skrzywdzić. Z praktyki: Przemek Zamojski, świetny zawodnik, opanowany, świetnie kozłujący. I ktoś go lekko trąca, tak że on nawet tego nie czuje. Kibice krzyczą, że faul, on nawet nie poczuł, podaje komuś, ten ktoś zdobywa punkty. A na tym polega koszykówka: na zdobywaniu punktów. Taka sama sytuacja wśród dzieci: ktoś zostanie delikatnie dotknięty i straci równowagę. Wtedy trzeba odgwizdać. To właśnie mecze dzieci są najtrudniejsze do sędziowania. One są nieprzewidywalne, nie wiesz co zrobią, jak się w związku z tym masz ustawić. Wcale nie liga: tam jako wprawny obserwator jesteś w stanie przewidzieć że teraz zawodnik zagra tak, a teraz tak. I odpowiednio się ustawić. Ale żeby to wiedzieć, musisz zrobić wspomniany wcześniej „scouting“ zespołów.

Wśród dzieci są jeszcze emocje, taka „pierwotna“ gra w kosza. I to jest piękne. A ty musisz zapanować nad emocjami dzieci, trenerów, rodziców... To jest trudne. Piękne słowa powiedziała mi Hania Szuszkiewicz podczas mojego pożegnania w trakcie turnieju finałowego w Elblągu w kwietniu. >>Pamiętam jak mały Kacper zaczynał grać w koszykówkę, a Ty mu sędziowałeś i tłumaczyłeś, co może zrobić, a czego nie, jak ma grać...<<< Ktoś może powiedzieć, że to nie jest rola sędziego...

.

- Ale to są dzieci.

- Jeżeli kochasz koszykówkę, to będziesz chciał, żeby inni też mieli z tego frajdę. Będziesz cierpliwie tłumaczył dzieciom, żeby nie wyciągali rąk, bo będzie faul, żeby nie pchali, bo też będzie faul, jak masz piłkę, to nie rób kroków. Takie proste rzeczy. Chociaż czasami nie wszystkim to odpowiada. Na jednych z zawodów spotkałem się z trenerem, który dość niekulturalnie zabronił mi podpowiedzi swoim zawodnikom, co mogą , a czego nie mogą. W związku z tym „podpowiadałem“ tylko ich rywalom. Często trenerzy nie mówią dzieciom o przepisach, tylko uczą grać w koszykówkę.

.

-???

- Trener chce wygrać mecz. Na sędziowskich konferencjach szkoleniowych, przyjeżdżali trenerzy zespołów ligowych, trenerzy kadry Polski. I podczas jednej z takich konferencji jeden z trenerów kadry powiedział ciekawą rzecz. >>Uczę zawodników grać w kosza i zdaję sobie sprawę, że to nie zawsze jest zgodne z przepisami. I jeżeli sędzia pozwala na taką grę „na granicy“ to jestem wygrany. Jeżeli nie, to zmieniam ustawienie, zagrywki<<. Z drugiej strony są inni. Kiedyś w rozgrywkach dzieci był chłopiec, który podbiegał do zawodnika ataku, odbijał się i padał na parkiet. Chciał wymusić faul w ataku. Tłumaczyłem, żeby tak nie robił, bo zrobi sobie krzywdę. W przerwie usłyszałem jego trenera, który mówił, aby się moim gadaniem nie przejmował, tylko dalej próbował, bo ja w końcu gwizdnę.

.

- Pamiętasz pierwszy mecz o stawkę?

- O stawkę nie. Pierwszy mecz na szczeblu centralnym. Szczecin z Kwidzynem w Szczecinie z Darkiem Zapolskim. II liga męska, drugi poziom rozgrywkowy. Mecz zacięty, zakończył się dogrywką. Ostatni mecz na szczeblu centralnym całkiem niedawno. Noteć Inowrocław z rezerwami Trefla Sopot w II lidze z Czarkiem Kurowskim. Też niezwykle zacięty pojedynek każdy mógł go wygrać. Walka do ostatniej piłki. Udało mi się zrobić taką klamrę: pierwszy i ostatni mecz z sędziami z Elbląga.

.

- A ostatnim meczem nie było GKK Grodzisk Mazowiecki z Politechniką Gdańsk na turnieju o wejście do II ligi w Elblągu?

- Ale to nie był mecz na szczeblu centralnym. Obie drużyny dopiero walczyły o wejście na ten poziom. Trudne i emocjonujące spotkanie: jedna dyskwalifikacja, dwa faule techniczne, dwa faule niesportowe.

.

- Poczułeś chęć rozwoju i po 10 latach od sędziowania zdecydowałeś się spróbować wejść na szczebel wyżej...

- Jak ci coś sprawia radość, to chcesz iść dalej. W 1990 r. zdobyłem uprawnienia sędziego i zacząłem swoją przygodę. Sędziowałem w makroregionie pomorskim, na który składały się ówczesne województwa: elbląskie, gdańskie, słupskie, bydgoskie i toruńskie. W 2000 r. w Koszalinie zdałem egzamin na sędziego szczebla centralnego. Ale to były trochę inne czasy. Dziś już po 3 - 4 latach staramy się młodych sędziów wypychać na szczebel centralny, żeby łapali doświadczenie. W latach 90. o wszystkim człowiek dowiadywał się listownie. I czasami bywało, że w Elbląskim Okręgowym Związku Koszykówki list leżał rzucony na bok i nawet nie wiedziałeś, że gdzieś jest organizowane szkolenie centralne. Na pierwsze szkolenie centralne pojechałem w 1996 r., poznałem wtedy Wiesława Zycha, legendę sędziowania; Marka Ćminkiewicza, który wówczas został sędzią międzynarodowym. I stwierdziłem, że spróbuję zdać egzaminy na sędziego szczebla centralnego. Pojechałem do Olsztyna, trochę w ciemno, nie wiedząc do końca czego się spodziewać. I jak zobaczyłem testy, to szczęka mi opadła. Nie zdałem. Ale powoli przez kolejne cztery lata uczyłem się, jeździłem na szkolenia, konsultacje, zbierałem materiały. W 1998 r. w Katowicach zdawał Darek Zapolski. Zdał, a przy okazji powiedział mi, czego mam się spodziewać. I ja dwa lata później w Koszalinie zdałem też. I od tego czasu wzięliśmy się za szkolenie sędziowskiego narybku w Elblągu.

.

- Z jakim skutkiem?

- W mieście, w którym nie było dużego klubu koszykówki „dorobiliśmy się“ sześciu sędziów szczebla centralnego. Wszystko dzięki ciężkiej pracy. Dziś mamy trzech, siebie już nie liczę. Darek Zapolski udowodnił, że nie ma rzeczy niemożliwych i został sędzią międzynarodowym. Przypominam: z miasta bez dużego klubu. Przy czym samo zdanie egzaminu nie oznacza, że już możesz osiąść na laurach. Dwa razy w roku jest egzamin sprawnościowy. Co miesiąc jest egzamin z przepisów gry oraz test wideo. Nie ma przerwy, cały czas trzeba się szkolić. Pochłania to ogromną ilość czasu. Czasami jest tak, że sędziujesz w środę, sobotę i niedzielę. Cały czas w ruchu. Jedziesz w niedzielę do Zielonej Góry, mecz późnym popołudniem. Wracasz do Elbląga w poniedziałek o godzinie 5 rano. A na godzinę 8 trzeba być w pracy. Sędziowałem w całej Polsce. Miało to swoje dobre strony: nowe miejsca, nowe wyzwania, nowi ludzie, sędziowie z różnych stron Polski z różnym spojrzeniem. Najgorsze co możesz zrobić, to zamknąć się w „swojej bańce“, sędziujesz z tymi samymi ludźmi tylko w swoim regionie. I tracisz szansę na rozwój, a z czasem tracisz też motywację.

.

- I radość z tego, co robisz.

- Musisz być na tyle profesjonalny, żeby być przygotowanym na niespodziewane. Może ci się przytrafić kontuzja. Miałem kiedyś taką sytuację w Sopocie na Treflu. 48 sekund do końca meczu naderwałem mięsień dwugłowy. Ból niesamowity. Mam nagranie, na którym widać jak kuleję. Nie wiem, co było przyczyną, robiłem zwrot i jakieś włókno strzeliło. Dokuśtykałem, nawet jakiś faul niesportowy odgwizdałem. Do szatni jakoś dotarłem, ale do domu to już z poważnymi problemami. Na meczu kobiet na Politechnice w Gdańsku (mecz z Czarkiem Kurowskim) przewróciłem się o trenera. Przykucnął już na boisku, biegłem i zahaczyłem o nogę. Uderzyłem głową o parkiet, zobaczyłem mroczki przed oczami. Wstałem, mało kto się zorientował, że coś się w ogóle stało. Zaraz jakiś faul odgwizdałem. Opowiadam o poważnych rzeczach, ale musisz być przygotowany, że Ci spodnie pękną w kroku. Dlatego trzeba ubierać czarna bieliznę, żeby w razie czego nie było widać. Przez długi czas woziłem w walizce dwie pary spodni, właśnie na taką okazję. I kiedy mój syn zaczął sędziować koszykówkę w Gdańsku, jedne spodnie oddałem mu. I jak na złość, kiedy miałem tylko jedną parę, to mi pękły podczas meczu. Nikomu się nie przyznałem i chyba nikt nie zauważył. Gichin Funakoshi, twórca nowoczesnego karate powiedział, że musisz być przygotowany do tego, aby utrata 50 procent twoich możliwości nie miała wpływu na wynik końcowy. I tego się trzymam. Przewrócisz się, to wstajesz i sędziujesz do końca. To ja jestem dla zawodników.

.

- Jak oglądasz mecz z trybun? Potrafisz wyłączyć wewnętrznego sędziego, czy jednak druga natura daje znać?

- Każdy sędzia przestaje być kibicem. Każdy z nas cię cieszy, ale może okazujemy to w mniej spektakularny sposób. Patrzymy na to, co się dzieje, inaczej. Przy dobrym meczu 70 procent gry wydarza się bez piłki. Tu ktoś bez piłki stawia zasłonę, żeby strzelec miał więcej miejsca na oddanie rzutu. Ktoś ucieka i tym samym zabiera obrońcę, znów jest więcej miejsca dla rzucającego. Widzisz te dodatkowe smaczki.

.

- Powiedziałeś przed chwilą, że sędzia przestaje być kibicem. Ale jesteś tylko człowiekiem...

- Każdy ma jakieś sympatie. Ale jak wychodzisz na parkiet, masz być neutralny. To nie tak, że kogoś lubisz bardziej, kogoś mniej. Nie może być na to miejsca. Kiedy wraz z bratem zaczynaliśmy sędziowanie, w Elblągu odbywały się Igrzyska Młodzieży Szkolnej w koszykówce. Duży turniej, na kilku halach. Robił to Janusz Pająk i Szkolny Związek Sportowy. Przyjechały zespoły z całej Polski. To był pierwszy duży turniej, jaki miałem okazję sędziować. Po nim dochodziły do nas opinie, że było fajnie, bo sędziowaliśmy obiektywnie. A my... młodzi sędziowie z kilkoma miesiącami stażu z gwizdkiem. Zakładasz koszulkę sędziowską i nie ma dla ciebie znaczenia, czy kogoś lubisz czy nie. Inaczej to nie ma sensu. Jak sobie to uświadomisz, to będziesz dobrym sędzią.

.

- Dużo się do tego hobby dokłada?

- Początkowo tak. Musisz zainwestować w kurs sędziowski, w strój, w takie podstawy... Pieniądze to jest jedna sprawa, druga to czas, który trzeba na to przeznaczyć. A można by było na coś innego. Ale to wciąga. Mój syn od dwóch lat jest sędzią koszykówki w Gdańsku. Sędziowaliśmy już razem mecze lig amatorskich. Ja głównie dlatego, żeby w praktyce przekazać mu chociaż część swojej wiedzy. Bycie sędzią zabiera bardzo dużo czasu, bo musisz inwestować w siebie.. W takim Trójmieście myślę, że można byłoby z tego mieć potem stosunkowo duże pieniądze. Tam funkcjonuje dużo lig amatorskich, szkolnych, a w Trójmieście sędziów brakuje.

.

- Najważniejszy mecz?

- Może to zabrzmi patetycznie, ale każdy, który sędziowałem. Nieważne czy to były dzieci, czy I liga. Sędziowałem do I ligi, smaku ekstraklasy niestety nie poznałem. Jeżeli masz tę świadomość, że każdy mecz musisz posędziować bardzo dobrze, to każdy jest najważniejszy. Wiem, jak to brzmi... Wiem, że są mecze o coś, o jakąś stawkę...

.

- Trochę Cię chciałem podpuścić tym pytaniem...

- Dlatego wcześniej już mówiłem: najtrudniejsze mecze, które sędziowałem to mecze dzieci. Tam są największe emocje, trzeba być najbardziej skupionym. Mecze dzieci, młodzieży to jest zupełnie coś innego do meczów seniorskich. Przede wszystkim wymagają ogromnej koncentracji. A druga sprawa to twój profesjonalizm, który wymaga żebyś do każdego spotkania wyszedł tak samo skupiony. Bez względu na to, czy to będzie mecz w Elblągu, w Szczecinie czy w Zielonej Górze. Masz przyjść i zrobić to tak samo profesjonalnie.

.

- A niespełnione marzenie?

- Ekstraklasa... Igrzyska olimpijskie... Każdy z nas chciałby sędziować jak największe mecze. Ale jest nas dużo, a topowych meczów mało. Trzeba więc znać swoje miejsce. Z drugiej strony Darek Zapolski udowodnił, że ciężką pracą da się przebić na szczyt. Sędziów na szczeblu centralnym jest około 150. Nie każdy z nich będzie top, nie każdy będzie najlepszy. Ale jeżeli masz tę świadomość, że jak wychodzisz na parkiet, to dajesz z siebie 100 procent możliwości, to już jesteś najlepszy. Miałem mecze o mistrzostwo Polski w kategoriach młodzieżowych, spotkania o awans do II ligi, do I ligi. Każdy mecz jest ważny.

.

- Dla każdego inny mecz będzie ważny. Dla jednego ten dający utrzymanie w lidze, dla drugiego ten, który wiąże się z konkretnymi wspomnieniami.

- Wspomnień i opowieści o meczach mam mnóstwo. Wspomniany wcześniej mecz w Ostrowi Mazowieckiej ze zmianami wyniku w ostatnich sekundach. Pamiętam mecze z dogrywkami, chociażby ten pierwszy na szczeblu centralnym Szczecin kontra Kwidzyn. Osobnym tematem są derby, które niosą ze sobą ogromny ładunek emocjonalny. Człowiek się naoglądał NBA i kiedyś myślałem, że jak będę miał bójkę na boisku, to sobie stanę z boku i tylko będę mówił: ty dyskwalifikacja, ty dyskwalifikacja i ty też. A jak przyszło co czego... Mecz w Łodzi: Łódź kontra Zgierz. ostatnia kolejka sezonu zasadniczego, mecz o pietruszkę. Nic od niego nie zależy, musi się odbyć, żeby dograć sezon do końca. I nagle jeden zawodnik łapie piłkę, potem łapie zawodnik przeciwnej drużyny. I jeden drugiego uderza w twarz. Złapałem największego dryblasa na boisku i próbowałem przytrzymać. A ten szedł i ciągnął mnie za sobą. Plany, że będę sobie spokojnie stał z boku, rzeczywistość szybko zweryfikowała. Pamięta się mecze, w których zawodnicy wygrywają po rzucie w ostatniej sekundzie, kiedy decydujesz: zmieścił się w czasie, czy nie. Pamięta się sytuacje, kiedy po meczu przychodzi trener przegranej drużyny i mówi: tak, przegrałem, bo moja drużyna zagrała słabiej, ale sędziowanie było na bardzo dobrym poziomie. Ale pamiętam też spotkania, w których trenerzy pytali, czemu nie gwizdnąłem w jednej czy w drugiej sytuacji. I musiałem odpowiedzieć, że tego akurat nie widziałem. Kiedyś u Maćka Muchy w Gdyni sędziowałem mecz III ligi sam, bo mój partner nie dojechał. Jeszcze byłem młodym sędzią. Inna sprawa to mecze amatorów, gdzie są zupełnie inne emocje do opanowania. W ciągu tych 34 lat tych spotkań było mnóstwo. Z jednej strony 3 tysiące ludzi na turnieju juniorek, z drugiej mecz ligowy z siedmioma kibicami, ochroniarzy było więcej.

.

- To że Elbasket awansował do II ligi będzie miało jakiś wpływ na wzrost liczby sędziów w Elblągu?

- Chyba nie. To są dwie różne drogi. Myśmy udowodnili, że bez klubu koszykarskiego w mieście można dostać się na szczebel centralny. A z drugiej strony... Może jakiś człowiek na meczu naszych chłopaków pomyśli: może koszykarzem nie zostanę, ale sędzią? Czemu nie. Kiedyś w gronie elbląskich sędziów na szczeblu centralnym zawarliśmy nieformalną umowę, że nie będziemy brali lokalnych meczów. Po to żeby młodzi sędziowie mieli gdzie zbierać doświadczenie. I to funkcjonuje do dziś. Ja będę przychodził na mecze, usiądę sobie na trybunie. Pewnie zatęsknię, ale czas na następne pokolenie.

.

- Dziękuję za rozmowę.

rozmawiał Sebastian Malicki

Najnowsze artykuły w dziale Sport

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Uwaga! Opinia zostanie zamieszczona na stronie po zatwierdzeniu przez redakcję.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
A moim zdaniem...
Reklama