Jaką ulicę w Elblągu zamykał trener Kazimierz Kowalczyk, żeby przeprowadzić treningi? Jak wyglądała rywalizacja Heleny Pilejczyk z Elwirą Seroczyńską? Kto przewinął się przez łyżwiarski Elbląg? O tym i innych sprawach opowiada Helena Pilejczyk w kolejnym odcinku naszego cyklu. Zobacz zdjęcia z archiwum prywatnego pani Heleny.
Z Mistrzostw Polski w 1953 r. Helena Majcher wróciła jako kadrowiczka. Nie byłoby tego sukcesu, gdyby nie...
* * *
Kazimierz Kalbarczyk urodził się 24 stycznia 1927 r. w Czechowicach k. Warszawy. Wieś można znaleźć tylko na starszych mapach, bo to dzisiejszy warszawski Ursus. Do Elbląga trafił we wrześniu 1945 r. Zatrudnił się jako robotnik w Stoczni nr 16 [późniejszy Zamech] i... wrócił do Pruszkowa, żeby zrobić tzw. „małą maturę” w tamtejszej handlówce. Maturę zdał, do Elbląga wrócił, najpierw zatrudnił się w Powiatowym Komitecie Pomocy Społecznej. Później ponownie trafił do Zamechu, do działu księgowości. Ale to nie był zwykły pan księgowy, co świata nie widział poza cyferkami.
* * *
Trener Kalbarczyk świata nie widział poza łyżwami. Grał w piłkę nożną w Stali Elbląg, najczęściej w ataku, przez krótki okres był też trenerem tej drużyny. Był dobry w sprintach, skoku wzwyż i pchnięciu kulą. Ale to panczeny skradły jego serce. Nie zapowiadał się na wybitnego łyżwiarza i dość szybko zdał sobie sprawę, że jego wyniki nie przejdą do historii. Chociaż... Na mistrzostwach Polski w 1947 r. w Pruszkowie był czwarty w wieloboju, co zostało uznane za niespodziankę. Tytułem ciekawostki warto wspomnieć, że na tych mistrzostwach wystąpił jako łyżwiarz Olimpii Elbląg. Wkrótce potem zaangażował się w tworzenie KS Tabory Elbląg. Potem Tabory zostały wchłonięte przez działający przy Zamechu Turmas, który z kolei zmienił nazwę na Stal... Kazimierz Kalbarczyk postanowił zostać trenerem. W 1947 r. ukończył kurs instruktorów łyżwiarstwa szybkiego w Warszawie.
* * *
Dziś trudno w to uwierzyć, ale po wojnie Elbląg miał jedne z najlepszych w Polsce warunków do uprawiania łyżwiarstwa szybkiego. W Pruszkowie, skąd wywodzili się pierwsi powojenni łyżwiarze, tor był wytyczony na zamarzniętym stawie w parku Potulickich. A Elbląg miał ogromny basen odkryty. Powierzchnia lustra wody wynosiła 3,4 ha. Długość: 340 metrów, szerokość 100 metrów. - Można było tam wytyczyć tor o długości 333 metrów. A gdyby nie pomosty, to zmieściłby się nawet czterystumetrowy – mówi Helena Pilejczyk. - Zawodnicy przed treningiem dostawali szufle i odśnieżali tor. Potem wylewało się wodę i czekało aż zamarznie. W kolejnych latach na tor wyjeżdżał mały traktorek, z tyłu ktoś siedział i z baniaka lał wodę. Nie było żadnego heblowania, lód był zapiaszczony. Po naszym treningu mieszkańcy wykorzystywali nasz tor jako ogólnodostępne lodowisko.
Wystarczyło zimą nie spuścić wody do końca i poczekać na mróz. Na pierwszych zawodach zorganizowanych w Elblągu Kazimierz Kalbarczyk nie miał konkurencji, co nie było niczym dziwnym. Ale ciekawość do nowej dyscypliny zaszczepił. W grudniu 1950 r. elbląscy łyżwiarze pojechali na obóz sportowy na Halę Ornak w Zakopanem. Tor był nieznacznie krótszy od przepisowego, ale to Polskiemu Związkowi Łyżwiarskiemu nie przeszkadzało.
* * *
Jeszcze wcześniej, bo już w 1948 r. do Elbląga trafił Tadeusz Matuszewski. Piętnastolatek w szkole natrafił na ogłoszenie Kazimierza Kalbarczyka, w którym trener zapraszał do nowej sekcji łyżwiarskiej. Tadeusz Matuszewski wcześniej ze sportem nie miał nic wspólnego. Z ciekawości przyszedł na trening łyżwiarski i... wsiąkł w panczeny na cale życie.
Początki łatwe nie były. Łyżwiarze „robili wytrzymałość” biegając po Bażantarni lub dookoła stadionu na Agrykola 8. Jedna para łyżew przypadała na kilku zawodników. Podopieczni Kazimierza Kalbarczyka dobierali się więc w grupy pod względem rozmiaru stopy. I kiedy jeden zakończył przejazd, panczeny zakładał kolejny. Pierwszym sukcesem był udział w ogólnopolskim obozie sportowym w schronisku Samotnia pod Karpaczem. W 1952 r. Tadeusz Matuszewski wygrał rozgrywane w Elblągu mistrzostwa Polski Juniorów. Pewną ciekawostką jest fakt, że początkowo w sekcji łyżwiarskiej Stali trenowali wyłącznie mężczyźni.
* * *
27 – 28 stycznia 1951 r. na elbląskim basenie odbyły się mistrzostwa Polski Federacji Stal. Tak naprawdę była to rywalizacja pomiędzy klubami z województw gdańskiego i poznańskiego, bo tylko tam funkcjonowały kluby z tej federacji.
Federacje (zrzeszenia sportowe) powstały w 1949 r. Był to jeden z elementów reformowania sportu na wzór radziecki. Każdy klub podlegał właściwej federacji w zależności od zakładu patronackiego [dziś powiedzielibyśmy sponsora]. Niejako przy okazji zmieniono wszystkim klubom nazwy na nazwy zrzeszenia. I tym sposobem działający przy Zamechu Turmas stał się Stalą.
Elbląskie zawody wygrali gospodarze. Wśród mężczyzn triumfował Kazimierz Kalbarczyk, wśród kobiet najlepsza okazała się jego wychowanka Elwira Potapowicz.
* * *
Przygoda Elwiry Potapowicz z łyżwiarstwem zaczęła się w 1950 r. Przyszła srebrna medalistka ze Squaw Valley do Elbląga przyjechała z Wilna w ramach powojennych przesiedleń. Kiedy spotkała się z Kazimierzem Kalbarczykiem, była uczennicą Liceum Handlowego. Za namową najlepszej koleżanki pojechała na wzmiankowany wcześniej obóz na Hali Ornak w Zakopanem. - „Pan Kazimierz nie mógł uwierzyć, że aż tak szybko chwytam wskazówki techniczne, że w mig opanowałam sposób poruszania się na długich płozach i że bez szemrania wykonuję wszystkie polecenia, nawet gdy trzeba się przy nich męczyć i pocić. Razem z chłopakami odgarniałam śnieg z tafli Szpiglasowego Stawu, godziłam się na obciążenia wcale nie wkalkulowane w moje plany” - możemy przeczytać jej wypowiedź w książce „Łyżwiarski jubileusz” pod red. Jacka Żemantowskiego wydanej z okazji 80-lecia Polskiego Związku Łyżwiarstwa Szybkiego.
Luty 1951 r. był dla Elwiry Potapowicz bardzo udany pod względem sportowym. Najpierw łyżwiarka elbląskiej Stali wywalczyła na Stawach Toporowych (Zakopane) tytuł mistrzyni Polski Juniorów, co uznano za niespodziankę. O tym, że nie był to przypadek elblążanka przekonała wszystkich tydzień później na mistrzostwach Polski seniorów. Wywalczyła tam złoto na 1000 metrów z czasem 2,10,9 minut, w wieloboju uplasowała się na drugiej pozycji za Krystyną Podmokłą z Gwardii Warszawa. Była to symboliczna zmiana warty w polskim łyżwiarstwie szybkim kobiet. Rutynowane Józefa Sutyńska i Jadwiga Kalbarczykowa zajęły dalsze miejsca. W 1952 r. Elwira Potapowicz zdobyła dwa złota: na 500 metrów i 1500 metrów. A kiedy Helena Majcher debiutowała na mistrzostwach Polski w 1953 r., Elwira Potapowicz nie pozostawiła żadnych wątpliwości, kto był wtedy w Polsce najlepszy na łyżwach. Elblążanka triumfowała na wszystkich dystansach. „Helenka jeździła inaczej niż ja, była wyższa, miała może mniej dynamiczne ruchy, jednak bardzo rytmicznie i płynnie pokonywała dystans. Zaczęła się pomiędzy nami wielka rywalizacja, która po kilku latach doprowadziła i mnie, i ją do miejsca na olimpijskim podium!” - taką wypowiedź Elwiry Seroczyńskiej o Helenie Pilejczyk możemy przeczytać w ww. albumie „Łyżwiarski jubileusz”.
* * *
Po mistrzostwach Polski w 1953 r. wiadomo już było, że Kazimierz Kalbarczyk nie odpuści Helenie Majcher. Zaczęły się normalne treningi, wyjazdy na zawody. To jedna strona medalu. Po drugiej była Szkoła Podstawowa nr 3, gdzie trzeba było m.in. organizować zastępstwa dla klas, w których uczyła nowa kadrowiczka. - Dyrektorka szkoły postawiła ultimatum: albo szkoła, albo sport. Dokończyłam rok szkolny i postawiłam na sport. O pracę wystarali mi się Kazimierz Kalbarczyk i klub. Trafiłam do działu prawnego Zamechu jako sekretarka. Moim przełożonym był Euzebiusz Dziewałtowski, miłośnik szachów i brydża. I to on wymyślił, żeby klub wystąpił do Zamechu o zwolnienie mnie z ostatnich godzin pracy, tak żebym mogła chodzić na treningi. Zwróciłam się do Stali, mija jeden tydzień, drugi... a tu cisza. Euzebiusz Dziewałtowski wkurzył się, pismo sam napisał, w klubie mieli tylko pieczątkę przyłożyć – wspomina Helena Pilejczyk.
* * *
W Elblągu Kazimierz Kalbarczyk zorganizował szkółkę łyżwiarską, w której trenowała setka przyszłych zawodników i zawodniczek. Ciekawą inicjatywą było oddanie wyróżniających się łyżwiarzy i łyżwiarek w okresie letnim (kiedy nie można był przeprowadzać treningów stricte łyżwiarskich) pod opiekę trenerów innych dyscyplin. Łyżwiarstwo szybkie było bardzo niszową dyscypliną. Wg danych Polskiego Związku Łyżwiarstwa Szybkiego w w 1952 r. dyscyplinę w Polsce uprawiało 55 łyżwiarzy i 35 łyżwiarek, z czego 80 proc. w okręgu warszawskim. Ówczesna prasa zwracała uwagę, że w całym kraju funkcjonują dwa ośrodki łyżwiarstwa: w warszawskim CWKS i elbląskiej Stali. - Latem nie mieliśmy żadnej infrastruktury, żeby trenować bardziej pod kątem łyżwiarskim. Umawialiśmy się na trening np. o 16.30 na ulicy Moniuszki, Kazimierz Kalbarczyk mieszkał niedaleko. Jak już wszyscy przyszli, trener na jezdni stawiał znak stop i... zamykał ruch. A my ścigaliśmy się na wrotkach. Kierowcy pewnie przeklinali – śmieje się Helena Pilejczyk.
Trzon elbląskiego zespołu w pierwszej połowie lat 50. to: Elwira Potapowicz, Helena Majcher, Ewa Mokrzycka, Barbara Milewska, Kazimierz Kalbarczyk, Tadeusz Matuszewski, Jacek Seroczyński, Bogdan Walendziak i Tadeusz Leonowicz. Warto też wspomnieć o utalentowanych juniorach: Barbarze Metz, Halinie Bodackiej, Janinie Sokołowskiej, Eryce Ruszkowskiej, Romanie Rycke, Kazimierzu Kowalczyku, Włodzimierzu Koźlickim. - Tata Eryki był piłkarzem. Miał taką ambicję, żeby jedna z jego córek uprawiała jakiś sport. Piłkarskich żeńskich drużyn wtedy nie było, padło na łyżwiarstwo. Pamiętam, że Eryka zawsze na trening przychodziła z wałówką – wspomina elblążanka.
Anegdot z tamtych czasów nie brakuje. - Kazimierz Kowalczyk opowiadał, jaki dowcip zrobili trenerowi Kazimierzowi Kalbarczykowi. Z obozu w Zakopanem zawodnicy Stali wracali pociągiem. Trener miał ogromną walizę, największą chyba z całego towarzystwa. Ktoś mu do tej niej włożył żeliwny ruszt od pieca. Przez całą podróż trener nie zorientował się, że coś jest nie tak. Nie ma się zresztą czemu dziwić, w swoim bagażu miał przecież maszynkę do ostrzenia łyżew, która też ważyła oraz kilkanaście innych rzeczy. O tym, że przez całą Polskę wiózł ruszt dowiedział się dopiero w domu. A w pociągu, ci którzy wiedzieli nie mogli opanować śmiechu. Potem trener próbował dojść, kto mu taki dowcip zrobił, ale bezskutecznie – wspomina Helena Pilejczyk.
* * *
W 1952 r. podczas Igrzysk Szkolnych na elbląskim basenie miejskim pojawił się Kazimierz Kowalczyk. Stalowa drużyna w składzie: Kazimierz Kowalczyk, Roman Rycke, Grzegorz Stankiewicz, Cezary Mancewicz i Włodzimierz Koźlicki przez kilka lat z rzędu zdobywała mistrzostwo Polski juniorów. Dobre wyniki zaowocowały powołaniem do kadry narodowej pod skrzydła kolejnego elblążanina Jacka Seroczyńskiego. - „Odziedziczył” po mnie łyżwy. Na początku jeździłam na CSM – ach. Potem, już w kadrze dostałam „Ballagrudy”, a moje CSM-y otrzymał właśnie Kazimierz Kowalczyk – wspomina Helena Pilejczyk. - Jeździliśmy też razem w sprawdzianach wewnątrz klubowych Trenowaliśmy razem z chłopakami i ze względu na moje czasy rywalizowałam właśnie z Kazimierzem Kowalczykiem.
* * *
7 lutego 1954 r. na zakopiańskim torze Pod Reglami rozegrano kolejne mistrzostwa Polski. Elbląska Stal drużynowo była trzecia przed zespołami warszawskimi: Gwardią i CWKS. Elblążanie mieli jednak powody do radości: wielobój kobiet wygrała Elwira Potapowicz przed Heleną Majcher. W trakcie tych mistrzostw poprawiono wszystkie dotychczasowe rekordy Polski kobiet. Niekiedy zmieniały się one z biegu na bieg.
* * *
Roman Rycke „na basen” trafił w 1953 r. - Chyba w grudniu 1953 r. poszedłem na basen poślizgać się na krótkich łyżwach. Oczywiście był tam Kazimierz Kalbarczyk. Popatrzył jak jeżdżę i powiedział: "Zapisz się do klubu i zostaniesz mistrzem Polski". Nie sposób było odmówić i w styczniu zapisałem się do ówczesnej Stali. Zaczęliśmy treningi i tak już poszło – mówił w wywiadzie dla portElu. Kazimierz Kalbarczyk słowa dotrzymał, elblążanin w 1956 r. zdobył mistrzostwo Polski juniorów na 500 metrów, 1500 metrów i w wieloboju. Zawody odbyły się w Elblągu na basenie miejskim. Rok później wygrał już na wszystkich dystansach, a srebrny medal w wieloboju zdobył Kazimierz Kowalczyk. Roman Rycke w "dorosłych" mistrzostwach złoto zdobył tylko raz – w 1959 r. na 500 metrów w Zakopanem.
* * *
W 1953 r. do warszawskiej Fabryki Samochodów Osobowych został przeniesiony Ignacy Malowaniec – działacz sportowy z elbląskiej Stali. Na miejscu dość szybko zbudował Stal FSO do której ściągnął elbląskich sportowców m.in.: Elwirę Potapowicz, Ewę Morzycką, Tadeusza Matuszewskiego i Jacka Seroczyńskiego.
* * *
Łyżwiarze Olimpii najbliższego rywala mieli „za miedzą”. W 1952 r. sekcja łyżwiarska powstała we Włókniarzu Elbląg – klubie działającym przy Zakładach Przemysłu Odzieżowego „Truso”. Na początku sekcja musiała się zmierzyć z typowymi problemami tamtych lat czyli np. brakiem łyżew i sprzętu. Dwa lata później opiekę nad sekcją objął Franciszek Opaliński (wychowanek Kazimierza Kalbarczyka). Wśród zawodników tego klubu warto wymienić Grzegorza Rynkiewicza, który zdobył mistrzostwo Zrzeszenia Sportowego „Włókniarz”. W drużynowych mistrzostwach Polski elbląski zespół zajął czwarte miejsce wśród mężczyzn i piąte wśród kobiet. 27 lutego 1957 r. Włókniarz zmienił nazwę na Orzeł i pod tą nazwą klub funkcjonuje do dziś.
* * *
Jak już jesteśmy przy Włókniarzu, nie sposób nie wspomnieć o Kazimierzu Czarnockim. Z zawodu był dziennikarzem, do Elbląga trafił w 1951 r. z Brześcia. Od 1953 r. kierował elbląskim oddziałem Dziennika Bałtyckiego, potem pracował w Ilustrowanym Kurierze Polskim. We Włókniarzu najpierw był wiceprezesem, potem prezesem, kiedy klub zmieniał nazwę na Orzeł. Funkcję prezesa Orła pełnił ponad 20 lat. Ze środowiskiem łyżwiarskim związał się jako sędzia dobywając uprawnienia arbitra międzynarodowego. W latach 1964 – 68 był prezesem Polskiego Związku Łyżwiarstwa Szybkiego. - Kiedy Orzeł powstawał był klubem rodzinnym. Prezesem był Kazimierz Czarnocki, kapitanem jego syn Maciej, sekretarką w klubie została żona, a babcia wydawała zawodnikom sprzęt. Siedzibą klubu mieściła się w ich mieszkaniu – wspomina Helena Pilejczyk. - Kazimierz Czarnocki kojarzy mi się z cygarem.
* * *
W 1955 r. do Elbląga przyjechał inżynier Marian Freikopf. Młody absolwent Politechniki Gdańskiej otrzymał nakaz pracy w Zamechu. Pewnie z łyżwiarstwem nie miałby nic wspólnego, gdyby nie działacz sportowy Leonid Świderski związany z kajakarstwem. Młodemu inżynierowi zaproponował... skończenie kursu sędziowskiego w łyżwiarstwie szybkim. Nowy pracownik Zamechu, który na politechnice trenował lekką atletykę (karierę przerwała kontuzja), połknął bakcyla i piął się po kolejnych szczeblach sędziowskiej kariery. Wybiegając trochę w przyszłość: w 1980 r. zdobył uprawnienia sędziego międzynarodowego. Zaprzyjaźnił się też z Lucjanem Pilejczykiem.
* * *
Łyżwiarska Polska przez długie lata żyła rywalizacją Heleny Pilejczyk z Elwirą Seroczyńską. Same panie lubiły się, ale na torze ktoś musiał być lepszy. W 1954 r. Elwira Potapowicz była już zawodniczką Stali FSO Warszawa. - Pamiętam jeden bieg na mistrzostwach Polski w 1954 r. w Zakopanem na 5 tys. metrów. Ten bieg miał decydować o zwycięstwie w wieloboju. Biegłyśmy w jednej parze, ale Kazimierz Kalbarczyk chciał, żebym to ja wygrała. Na jego sygnał miałam robić 30 – 40 metrów przewagi, żeby Elwirę zmęczyć. Miałam wtedy lepszą kondycję ogólną. Jechałyśmy niby równo, ale Elwira minimalnie z tyłu. Na dystansie 5 tys. metrów kilkakrotnie miałam takie zrywy i na finiszu opadłam z sił. Tym razem zwyciężyło doświadczenie, wygrała o łyżwę. Musiałam zadowolić się srebrnym medalem – wspomina elblążanka.
Na tych mistrzostwach Polski Elwira Potapowicz oddała elblążance tylko złoto na 500 metrów, gdzie była druga. Na pozostałych dystansach sytuacja była odwrotna: warszawianka wygrywa, Helena Majcher na drugim miejscu.
Z biegu na bieg to łyżwiarka z Elbląga stawała się lepsza. Swoistym ukoronowaniem rywalizacji były mistrzostwa Polski na czterystumetrowym torze pod Reglami w Zakopanem w 1956 r. Obie panie spotkały się w jednej parze w biegu na 1000 metrów. Tylko możemy się domyślać, jak emocjonująca była to rywalizacja. Po świetnym finiszu wygrała łyżwiarka elbląskiej Turbiny [kiedy już kluby nie musiały się nazywać tak jak zrzeszenia, do których należały, elbląska Stal zmieniła nazwę na Turbina] przy okazji bijąc rekord Polski [1,43,7 min.]. Sarmatka [Elwira Potapowicz w jeździła w barwach warszawskiego klubu Sarmata] miała okazję zrewanżować się na 3000 metrów. Na Helenę Pilejczyk na tych mistrzostwach nie było jednak mocnych. Na 3 tys. metrów wygrała i również pobiła rekord Polski [6,33,6 min.]. Zwyciężyła też w pozostałych biegach na 500 i 1500 metrów. Nic więc dziwnego, że wygrała wielobój z wynikiem 216,733 pkt, co było nowym rekordem Polski. Elwira Seroczyńska była druga – 220,533 pkt, na najniższym stopniu podium stanęła Anna Skrzetuska z CWKS Warszawa z wynikiem 223,017 pkt.
Rok później elblążanka oddała Sarmatce tylko złoto na 500 metrów. Na pozostałych dystansach (1000, 1500, 3000) triumfowała i po raz kolejny zdobyła złoto w wieloboju poprawiając swoją zdobycz punktową z ubiegłego roku [213,250]. Elwira Seroczyńska była druga, na najniższym stopniu podium stanęła Renata Badouin z CWKS Warszawa z wynikiem 219, 266 pkt.
W 1958 r. Elwira Seroczyńska z powodów rodzinnych nie wystartowała na mistrzostwach Polski. Helena Pilejczyk zabrała wszystko co było do zabrania: cztery zwycięstwa na dystansach i naturalnie w wieloboju. Na kolejnych miejscach uplasowały się Anna Skrzetuska i Bożena Kalbarczyk [córka Janusza], obie z Legii Warszawa. - Startowaliśmy w wełnianych swetrach, w grubych niedopasowanych rajtuzach, w wysokich czapkach. Łyżwy też nie były najlepszej jakości, niektóre nitowane na miejscu – wspomina elblążanka.
Najważniejszymi zawodami w sezonie były mistrzostwa Polski. Oprócz nich rozgrywano też mecze łyżwiarskie pomiędzy klubami, a także międzynarodowe. - Mecze polegały na wyścigach poszczególnych reprezentantów państw lub klubów na dystansach. Zasadniczo były cztery dystanse: 500, 1000, 1500 i 3000 metrów w przypadku kobiet i 5 tys. zamiast 3 tys. metrów w przypadku mężczyzn. Potem czasy osiągnięte na dłuższych niż 500 metrów dystansach dzieliło się tak, żeby osiągnąć średni czas na 500 metrów. Czyli czas na 1000 metrów przez dwa, na 1500 przez trzy, na 3 tys. przez sześć. W ten sposób uzyskiwało się punkty, jakie dana drużyna zdobyła. W szczególnych przypadkach trenerzy umawiali się na nierozgrywanie wszystkich dystansów – wyjaśnia Helena Pilejczyk.
Mecze pomiędzy klubami rozgrywano gdzie popadnie. Czasami wystarczyło, że dwa kluby spotkały się w Zakopanem i już była okazja do rozegrania meczu. Sztucznego toru jeszcze nikt nie miał, więc ścigano się na prowizorycznie urządzonych lodowiskach. - Tory wytyczano na bieżniach, na zamarzniętych jeziorach, później budowano brodziki – wspomina elblążanka.
* * *
Warto też wspomnieć o metodach treningowych Kazimierza Kalbarczyka. „Papa Stamm” polskich łyżew był samoukiem bazującym na własnej intuicji i własnych pomysłach. - Kiedyś zdobył z Zamechu prymitywne sztangi z zamontowanymi na stałe ciężarkami o wadze 10 – 12 kg. I z tymi sztangami robiłyśmy przysiady. Podstawą była jazda na rowerze, nawet do 50 kilometrów dziennie. Innym rodzajem ćwiczenia były skakanie: żebyśmy wiedziały gdzie, to kopało się dwa dołki w odległości 1 – 1,5 metra i tak sobie skakaliśmy. Pamiętam taki trening, na którym zrobiłam nieskończoną liczbę przysiadów – wspomina Helena Pilejczyk.
* * *
Finansowo nie wyglądało to tak różowo. Wówczas sport był „w teorii” amatorski, co „w praktyce” przekładało się na to, że sportowcy byli zatrudnieni na mniej lub bardziej fikcyjnych etatach w zakładach pracy. Helena Pilejczyk mogła liczyć na ulgowe traktowanie, ale do pracy chodzić musiała. A przed jej rozpoczęciem łyżwiarka miała jeszcze trening - Euzebiusz Dziewałtowski wystąpił o podwyżkę, czy też premię dla mnie. Już nie pamiętam, w każdym razie o jakieś dodatkowe pieniądze. I dyrekcja Zamechu się nie zgodziła motywując to słowami: przecież jej wiecznie nie ma. To po co jej podwyżka czy premia. To nie było tak, że przyjeżdżał do Elbląga łyżwiarz i czekało na niego mieszkanie – mówi po latach Helena Pilejczyk.
* * *
Kazimierz Kalbarczyk został trenerem reprezentacji Polski kobiet. Między innymi dlatego w Olimpii zatrudniono Tadeusza Leonowicza na stanowisku instruktora. W łyżwiarskim światku coraz głośniej było o kolejnej elblążance Adeli Mroske z Orła. Elblążanka w 1961 r. zdobyła brązowy medal w wieloboju na mistrzostwach Polski Juniorów. I jak się później okazało, to był tylko wstęp do bogatej kariery. Adela Mroske startowała na igrzyskach olimpijskich, na zawodach międzynarodowych, zdobywała medale mistrzostw Polski. Na krajowych torach największy triumf święciła w 1966 r., kiedy w Zakopanem wygrała 500, 1000 i 1500 metrów. Biegu na 3000 i wieloboju wówczas nie rozegrano.
- Z Kazimierzem Kowalczykiem przypomnieliśmy sobie taka historię z obozu kadrowego w latach 60. Poszliśmy w góry. Ubrani jak to turyści z nizin w trampkach i dresach. Tylko jeden chłopak, zawodnik z Zakopanego wiedział, jak się na taką wycieczkę poznać. Szlak był trudny, łańcuchami dotarliśmy na szczyt i Kazimierz Kalbarczyk stwierdził, że łatwiej będzie wracać inną drogą. Doszliśmy do przepaści i jeden z łyżwiarzy osunął się w dół. Na szczęście zatrzymał się na jakimś występie i udało się go uratować. Kazimierz Kowalczyk mówi, że to ja go uspokajałam. Podobno zachowałam najwięcej zimnej krwi. Elwira Potapowicz wpadła w panikę i stwierdziła, że ona schodzić nie będzie. W każdym razie było niebezpiecznie – wspomina Helena Pilejczyk.
* * *
Kolejne lata przypadły na czasy dominacji Heleny Pilejczyk w polskim łyżwiarstwie szybkim kobiet. Ważniejsze było wyjście z przytupem na arenę międzynarodową. O tym napiszemy w kolejnym odcinku. Nieudane dla Polek igrzyska olimpijskie w Insbrucku spowodowały zmianę kadrową. Elwira Seroczyńska zakończyła karierę sportową, Helena Pilejczyk nie zamierzała tak łatwo odpuścić miejsca w kadrze.
Nowi trenerzy postanowili odmłodzić kadrę narodową; dla Heleny Pilejczyk zabrakło tam miejsca. Z klubów elbląskich znalazły się Adela Mroske (Orzeł Elbląg) oraz Halina Kulpa (Olimpia Elbląg). Nowym nabytkiem u mężczyzn był Mikołaj Sidorowicz z Olimpii Elbląg. W krajowej czołówce byli elblążanie: Helena Pilejczyk, Adela Mroske, Kazimierz Kowalczyk, Mikołaj Sidorowicz, Helena Kulpa, Ryszard Orzechowski i Zygmunt Ostapiuk. Przy okazji warto też przypomnieć elbląskie łyżwiarki: Stanisławę Durko i Krystynę Skałecką.
* * *
Po igrzyskach olimpijskich w Insbrucku prezesem Polskiego Związku Łyżwiarstwa Szybkiego został kolejny elblążanin Kazimierz Czarnocki z Orła. Celem nadrzędnym była budowa sztucznego toru łyżwiarskiego z prawdziwego zdarzenia. Nowy prezes taki tor chciał wybudować w Elblągu. Dlaczego akurat tu? Nie tylko dlatego, że wywodził się z tego miasta. Elbląg pod względem liczebności zawodników był najsilniejszym ośrodkiem w Polsce. W 1964 r. w Olimpii trenowało 129 zawodników, w Orle – 105, w całej Polsce – 747. Toru nie udało się wybudować – niejako w zamian w 1966 r. w kompleksie sportowym przy ul. Agrykola powstał łyżwiarski brodzik. Było to o tyle ważne, że zimą można było trenować jazdę na łyżwach, a latem na wrotkach. Nie wszystkie ośrodki miały ten luksusu posiadania brodzika. - Już mieliśmy ten brodzik, kiedy latem do Elbląga zjechała się cała kadra narodowa. W ramach treningu zorganizowano zawody na wrotkach, gdzie oprócz kadrowiczek mogły wystartować też łyżwiarki z Orła i Olimpii. I doszło do sensacji... zawody wygrała elblążanka, która na łyżwach plasowała się daleko w tyle. Co się okazało? Jej tata pracował w Zamechu i zrobił jej we wrotkach porządne łożyska. Nie było na nią siły wówczas – śmieje się Helena Pilejczyk. - Robiło to się wszystko sposobem gospodarczym. Kupowało się buty i do nich nitowało wrotki.
* * *
W 1965 r. Kazimierz Kalbarczyk wrócił do Elbląga i wspólnie z z Henrykiem Ossowskim prowadzili sekcję łyżwiarską Olimpii. Ich pomysłem na nabór były tzw. „łyżwiarskie poniedziałki” podczas których wyłapywano bardziej utalentowanych kandydatów i kandydatki. Dzięki temu Elbląg przez lata dochował się łyżwiarzy i łyżwiarek z krajowej czołówki
Rok wcześniej uczeń „zamechowskiej” Zasadniczej Szkoły Zawodowej Henryk Szandala został wyznaczony do startu w mistrzostwach Elbląga w łyżwiarstwie szybkim. Wygrał i trafił do Orła. „Wybrałem ten klub, po prostu dlatego, że tam trenował już mój szkolny kolega” - możemy przeczytać w książce „Łyżwiarski jubileusz”. Tam trafił pod skrzydła Andrzeja Jabłońskiego. W 1965 r. elblążanin został wicemistrzem Polski juniorów w wieloboju. Zawody odbyły się na skutym lodem jeziorze Białym w Augustowie. Wygrał... Ryszard Orzechowski z Olimpii Elbląg. Henryk Szandala od 1966 r. przez trzy lata był najlepszym juniorem w Polsce.
* * *
Helena Pilejczyk nie składała broni. Warto tutaj przypomnieć drużynowe mistrzostwa Polski w 1966 r. Zmiany w regulaminie wymuszały udział młodzieży w drużynach, w związku z tym na starcie zameldowały się tylko cztery drużyny. Srebrny medal przypadł elbląskiej Olimpii, która uległa jedynie Legii Warszawa. Elblążanka dość niespodziewanie dla wszystkich okazała się najlepsza zawodniczką zawodów. A potem powoli wracała na szczyt. Chwile triumfu przeżyła w 1969 r. Rok wcześniej a Romana Troicka odebrała jej rekord Polski w wieloboju. Wykluczona z kadry narodowej weteranka lodowisk musiała przygotowywać się do startu w Elblągu. I pokazała warszawskim działaczom... W wielkim skrócie: wygrała wielobój, a do tego dołożyła zwycięstwa na 1500 i 3000 metrów. Ten sukces powtórzyła dwa lata później, kiedy do złota w wieloboju dołożyła zwycięstwa na 1000, 1500 i 3000 metrów.
- Walczyłam o kadrę z całych sił. Uparłam się, że póki mam siłę i wyniki, a w kadrze nie ma wyraźnie lepszej zawodniczki, to będę walczyć. Pamiętam, że miałam jechać na obóz kadrowy do Berlina. Dzień wcześniej ktoś zadzwonił, że obóz odwołany. Następnego dnia okazało się, że kadra pojechała, ale be ze mnie, tylko młodsze, niby bardziej rokujące zawodniczki – wspomina elblążanka.
Ostatni medal mistrzostw Polski Helena Pilejczyk zdobyła... w 1972 r. wygrywając na 3000 metrów. Odeszła z podniesioną głową. - Całe sportowe życie musiałam walczyć z tym, że uważano mnie za nieperspektywiczną. Nie byłam ulubienicą centrali. Chciałam odejść na własnych warunkach, kiedy ja uznam, że już pora – tłumaczy Helena Pilejczyk.
W 1972 r. srebrny medal na mistrzostwach Polski w wieloboju wywalczyła Erwina Ryś. Rok później była już pierwsza. Helena Pilejczyk miała komu ustąpić.
Indywidualne złote medale Heleny Pilejczyk na mistrzostwach Polski:
500 metrów: 1954 r., 1956 r., 1958 r., 1962 r.,
1000 metrów:1956 r., 1957 r., 1958 r., 1962 r., 1971 r.
1500 metrów: 1956 r., 1957 r., 1958 r., 1962 r., 1963 r., 1969 r., 1971 r.
3000 metrów: 1956 r., 1957 r., 1958 r., 1962r., 1969 r., 1970 r., 1971 r., 1972 r.
wielobój:
złoto: 1956 r., 1957 r., 1958 r., 1962 r., 1969 r. 1971 r.
srebro: 1954 r., 1961 r., 1963 r., 1970 r.,
W 1964 r. mistrzostwa Polski rozgrywano w formule międzynarodowej. Helena Pilejczyk była najlepsza z Polek na 500 metrów, gdzie zajęła trzecie miejsce, wygrała Nadieżda Titowa z ZSRR oraz trzecie na 1500 metrów, gdzie również była najlepszą z Polek, a dystans wygrała Aida Gracz z ZSRR. Wieloboju wówczas nie rozgrywano.
Podobna sytuacja była w 1968 r. Helena Pilejczyk była druga na 1500 i 3000 metrów. Oba biegi wygrała R. Demming z Holandii.
Za te biegi Helena Pilejczyk również została uhonorowana tytułem mistrzyni Polski. Razem tytułów mistrzowskich ma w swoim dorobku 39 wliczając tytuły indywidualne i drużynowe.
Odcinek 1 cyklu - "Pierwsze mistrzostwa"
Odcinek 2 cyklu - "Dzieciństwo sielskie, anielskie"
Odcinek 3 cyklu - "W Kwidzynie i w Elblągu"