![Elbląg, Bezbarwny lider uratował w Elblągu punkt (piłka nożna) Elbląg, Bezbarwny lider uratował w Elblągu punkt (piłka nożna)](/newsimg/duze/p449/bezbarwny-lider-uratowal-w-elblagu-punkt-pilka-44937.jpg)
Ogromne uczucie niedosytu, to chyba najlepiej oddaje nastroje sympatyków elbląskiej Olimpii po sobotnim meczu z liderem II ligi Zniczem Pruszków. Olimpijczycy po najlepszym występie w sezonie podzielili się z faworytem punktami, będąc w przekroju całego meczu zespołem lepszym od Znicza. Na przeszkodzie w odniesieniu zwycięstwa stanęła Olimpii w głównej mierze słaba skuteczność. Zobacz zdjęcia.
Zobacz tekstową relację live z meczu Olimpii ze Zniczem
Zabrakło jedynie skuteczności
Kibice przed sobotnim pojedynkiem z faworyzowanym Zniczem zastanawiali się, jaki wpływ na postawę ich pupili będzie miał pechowo przegrany z ŁKS-em Łódź w Pucharze Polski (aspekt psychologiczny), a także 120 minut spędzone na boisku (aspekt wydolnościowy). Rywal z Pruszkowa miał tydzień na przygotowanie do potyczki, podczas gdy Olimpia zaledwie kilkadziesiąt godzin. Jak pokazały późniejsze wydarzenia na boisku, obawy części fanów były kompletnie bezpodstawne. Zmobilizowani, wiedzący czego chcą gospodarze, od pierwszych minut ruszyli na zdezorientowanych rywali i osiągnęli sporą przewagę. Z łatwością też wytrzymali trudy meczu, byli szybsi i dokładniejsi od pruszkowian, niestety równie nieskuteczni, jak w poprzednich pojedynkach. Motoryka i kondycja na piątkę, gorzej z koncentracją w decydujących momentach i wykończeniem - tu w skali szkolnej ciężko byłoby ze wystawieniem żółto-biało-niebieskim wysokiej oceny. Po raz pierwszy pod pruszkowską bramką zakotłowało się już w 3. minucie, a sprawcą zamieszania był Krzysztof Bułka, który wraz z Kamilem Jackiewiczem próbował zaskoczyć Łukasza Błażejczyka. W tej sytuacji górą był bramkarz gości, z bardzo dobrej strony pokazał się również dziewięć minut później, gdy końcami palców wybronił uderzenie Michała Pietronia z dwudziestego trzeciego metra. Goście, którzy nastawili się od początku meczu na skomasowaną obronę i wyłącznie grę z kontry, nie potrafili przeciwstawić się zmobilizowanej, wręcz natchnionej do ofensywnej gry Olimpii. Przez większą część pierwszej połowy gra toczyła się na połowie Znicza, który ograniczał się wyłącznie do wybijania z rytmu żółto-biało-niebieskich. Goście zagęścili środek pola, schowali się za podwójną gardą, nawet nie myśląc o jakichkolwiek próbach ofensywnych. Z przodu miotał się osamotniony wicekról klasyfikacji strzelców Kacper Tatara (do tej pory na koncie 4 trafienia – przyp. BAR), ale był odcięty od podań, a co za tym idzie zupełnie niegroźny. Widząc swoją słabość przy takiej, a nie innej grze Olimpii, doświadczeni gracze z Pruszkowa uciekali się do nieczystych boiskowych tricków i zagrywek, na które niestety bardzo często dawał nabierać się arbiter główny. Olimpia nie zrażona takim obrotem sprawy „robiła swoje” i raz za razem na bramkę gości sunęły ataki. Niestety ani Dariusz Kudyba, który rozegrał bardzo przyzwoite zawody, ani wspomniany Jackiewicz, nie potrafili skutecznie sfinalizować stworzonych okazji. Przyjezdni przez pierwsze pół godziny gry oddali zaledwie dwa strzały w kierunku bramki Dominika Sobańskiego, oba bardzo niecelne. Olimpia okazji miała znacznie więcej, ale z dużą dozą szczęścia bronił bramkarz Znicza, tak jak choćby w 42. minucie, kiedy to na raty wyłapał soczyste uderzenie Jackiewicza z dwudziestego piątego metra.
Fart gości dał im punkt
Druga część meczu rozpoczęła się od kolejnego szturmu gospodarzy i taki stan rzeczy trwał mniej więcej przez jej pierwszy kwadrans. Potem obudzili się goście, którzy pomiędzy 60., a 75. minutą zanotowali najlepsze piętnaście minut w swoim wykonaniu. W tym czasie oddali kilka strzałów na bramkę Olimpii, strzelali Rafał Zaborowski i Bartosz Osoliński, ale nie były to akcje, z których mogły paść bramki. Inaczej Olimpia, która miała dwie wyśmienite okazje do otwarcia wyniku, ale najpierw piłka po strzale Kudyby z osiemnastego metra minęła minimalnie bramkę, a potem rosłemu napastnikowi piłkę w polu bramkowym wyłuskał spod nóg bramkarz. Elblążanie po 75. minucie znów zdominowali plac gry, która toczyła się już wyłącznie na połowie gości. Trener przyjezdnych Robert Podoliński widząc bezradność swoich graczy ofensywnych skupił się już na obronie wyniku gwarantującego punkt i ściągnął z boiska najlepszego strzelca, ale w tym meczu kompletnie bezproduktywnego, Tatarę. Goście bronili się bardzo ofiarnie i szczęśliwie, ale i tak nie uniknęli kilku błędów. Najbliżej pokonania Błażejczyka olimpijczycy byli na cztery minuty przed końcem regulaminowego czasu gry. Wówczas składnie z tzw. klepki zagrali w polu karnym Kudyba z Jackiewiczem, ten pierwszy zgrał głową piłkę na szósty metr, niestety Jackiewicz przy próbie przerzucenia piłki nad bramkarzem trafił go wprost w wyciągnięte ręce. Dwie minuty później miała miejsce najbardziej kontrowersyjna sytuacja spotkania, kiedy to szarżującego na bramkę gości Bułkę powalił na ziemię od tyłu defensor z Pruszkowa. Młody pomocnik utrzymał się co prawda przez krótką chwilę na nogach, a przewrócił się już w obrębie pola karnego, co chyba paradoksalnie spowodowało, że sędzia nie przerwał gry. Wydaje się, że gdyby Bułka upadł od razu, to skończyłoby się faulem, rzutem wolnym i być może wykluczeniem dla obrońcy gości. A tak arbiter nie odważył się podyktować jedenastki w 89. minucie meczu przy stanie 0:0.
Powrót Kolosova
Na ostatnie minuty na placu gry pojawił się po bardzo długiej przerwie rekonwalescent Anton Kolosov, który zmienił zmęczonego, ale bardzo pożytecznego Kudybę. Ukraiński pomocnik pomimo krótkiego pobytu na boisku pokazał się z bardzo dobrej strony, a przy odrobinie szczęście mógł się pokusić o zdobycie gola. Niestety już w doliczonym czasie gry jego uderzenie z pola karnego zostało w ostatniej chwili zablokowane przez obrońcę. Cieszy jednak powrót do składu przeambitnego gracza, który jeszcze bardziej zaostrzy rywalizację w zespole i zwiększy pole manewru trenerowi Arteniukowi.
Trenerzy o meczu
Robert Podoliński (trener Znicza Pruszków) – Przyjeżdżając do Elbląga wiedzieliśmy czego mamy oczekiwać i nie pomyliliśmy się. To był ciężki pojedynek, ale nie mogę powiedzieć, by gospodarze czymkolwiek mnie zaskoczyli. Przecież nie przyjechaliśmy tu przegrać, jeden punkt to dobry wynik. Taktyka była dostosowana do rywala i zdała egzamin. Zrealizowaliśmy swój cel i możemy być z wykonanej pracy zadowoleni.
Tomasz Arteniuk (trener Olimpii Elbląg) – Jeśli były jakieś pytania, czy obawy, to myślę, że dzisiejszym występem, najlepszym w obecnym sezonie, na nie odpowiedzieliśmy. Zespół zagrał dziś tak, jak tego oczekuję, choć zabrakło goli. Mieliśmy zapomnieć o środzie i tym co przygotował dla nas wtedy bramkarz. Wrócił do bramki Sobański, wrócił spokój w defensywie, przełożyło się to na całą drużynę. Mamy odpowiedź na pytanie, czy będziemy się liczyli w obecnych rozgrywkach. Jeśli z takim rywalem jak Znicz, który jest jednym z głównych kandydatów do awansu rozgrywamy takie spotkanie, to jestem przekonany, że w tej lidze będziemy odgrywali główne role. Moi zawodnicy powoli rozumieją i realizują to, co mamy grać. Pomimo tego, że nie udało się wygrać, można być zadowolonym.
Olimpia Elbląg – Znicz Pruszków 0:0
Olimpia: Sobański – Miecznik, Sobieraj, Dremliuk, Byrski, Ł. Pietroń (65. Fedosov), Trela (76. Matwijów), M. Pietroń, Bułka, Jackiewicz, Kudyba (86. Kolosov)
Znicz: Błażejczyk – Tomczyk, Kowalski, Zaborowski, Jędrzejczyk, Bylak (81. Kopciński), Osoliński, Januszewski (59. Kucharski), Rybarczuk, Feliksiak, Tatara (74. Rembiejewski)
Żółte kartki: Dremliuk (Olimpia) – Tomczyk, Zaborowski, Bylak (Znicz)
Sędziował: Dawid Matyniak (Kalisz)
Widzów: 759
Komplet wyników 6. kolejki II ligi gr. wschodniej w sezonie 2010/11: Olimpia Elbląg – Znicz Pruszków 0:0, OKS 1945 Olsztyn – Stal Rzeszów 1:1, Stal Stalowa Wola – Jeziorak Iława 3:0, Sokół Sokółka – Puszcza Niepołomice 2:2, Motor Lublin – Pelikan Łowicz 0:1, Resovia – Ruch Wysokie Mazowieckie 0:0, GLKS Nadarzyn - OKS Start Otwock 5:3, Wigry Suwałki - Wisła Płock 1:1, Świt Nowy Dwór Mazowiecki - Okocimski Brzesko 1:1.
Zobacz tabele 2 ligi
Zabrakło jedynie skuteczności
Kibice przed sobotnim pojedynkiem z faworyzowanym Zniczem zastanawiali się, jaki wpływ na postawę ich pupili będzie miał pechowo przegrany z ŁKS-em Łódź w Pucharze Polski (aspekt psychologiczny), a także 120 minut spędzone na boisku (aspekt wydolnościowy). Rywal z Pruszkowa miał tydzień na przygotowanie do potyczki, podczas gdy Olimpia zaledwie kilkadziesiąt godzin. Jak pokazały późniejsze wydarzenia na boisku, obawy części fanów były kompletnie bezpodstawne. Zmobilizowani, wiedzący czego chcą gospodarze, od pierwszych minut ruszyli na zdezorientowanych rywali i osiągnęli sporą przewagę. Z łatwością też wytrzymali trudy meczu, byli szybsi i dokładniejsi od pruszkowian, niestety równie nieskuteczni, jak w poprzednich pojedynkach. Motoryka i kondycja na piątkę, gorzej z koncentracją w decydujących momentach i wykończeniem - tu w skali szkolnej ciężko byłoby ze wystawieniem żółto-biało-niebieskim wysokiej oceny. Po raz pierwszy pod pruszkowską bramką zakotłowało się już w 3. minucie, a sprawcą zamieszania był Krzysztof Bułka, który wraz z Kamilem Jackiewiczem próbował zaskoczyć Łukasza Błażejczyka. W tej sytuacji górą był bramkarz gości, z bardzo dobrej strony pokazał się również dziewięć minut później, gdy końcami palców wybronił uderzenie Michała Pietronia z dwudziestego trzeciego metra. Goście, którzy nastawili się od początku meczu na skomasowaną obronę i wyłącznie grę z kontry, nie potrafili przeciwstawić się zmobilizowanej, wręcz natchnionej do ofensywnej gry Olimpii. Przez większą część pierwszej połowy gra toczyła się na połowie Znicza, który ograniczał się wyłącznie do wybijania z rytmu żółto-biało-niebieskich. Goście zagęścili środek pola, schowali się za podwójną gardą, nawet nie myśląc o jakichkolwiek próbach ofensywnych. Z przodu miotał się osamotniony wicekról klasyfikacji strzelców Kacper Tatara (do tej pory na koncie 4 trafienia – przyp. BAR), ale był odcięty od podań, a co za tym idzie zupełnie niegroźny. Widząc swoją słabość przy takiej, a nie innej grze Olimpii, doświadczeni gracze z Pruszkowa uciekali się do nieczystych boiskowych tricków i zagrywek, na które niestety bardzo często dawał nabierać się arbiter główny. Olimpia nie zrażona takim obrotem sprawy „robiła swoje” i raz za razem na bramkę gości sunęły ataki. Niestety ani Dariusz Kudyba, który rozegrał bardzo przyzwoite zawody, ani wspomniany Jackiewicz, nie potrafili skutecznie sfinalizować stworzonych okazji. Przyjezdni przez pierwsze pół godziny gry oddali zaledwie dwa strzały w kierunku bramki Dominika Sobańskiego, oba bardzo niecelne. Olimpia okazji miała znacznie więcej, ale z dużą dozą szczęścia bronił bramkarz Znicza, tak jak choćby w 42. minucie, kiedy to na raty wyłapał soczyste uderzenie Jackiewicza z dwudziestego piątego metra.
Fart gości dał im punkt
Druga część meczu rozpoczęła się od kolejnego szturmu gospodarzy i taki stan rzeczy trwał mniej więcej przez jej pierwszy kwadrans. Potem obudzili się goście, którzy pomiędzy 60., a 75. minutą zanotowali najlepsze piętnaście minut w swoim wykonaniu. W tym czasie oddali kilka strzałów na bramkę Olimpii, strzelali Rafał Zaborowski i Bartosz Osoliński, ale nie były to akcje, z których mogły paść bramki. Inaczej Olimpia, która miała dwie wyśmienite okazje do otwarcia wyniku, ale najpierw piłka po strzale Kudyby z osiemnastego metra minęła minimalnie bramkę, a potem rosłemu napastnikowi piłkę w polu bramkowym wyłuskał spod nóg bramkarz. Elblążanie po 75. minucie znów zdominowali plac gry, która toczyła się już wyłącznie na połowie gości. Trener przyjezdnych Robert Podoliński widząc bezradność swoich graczy ofensywnych skupił się już na obronie wyniku gwarantującego punkt i ściągnął z boiska najlepszego strzelca, ale w tym meczu kompletnie bezproduktywnego, Tatarę. Goście bronili się bardzo ofiarnie i szczęśliwie, ale i tak nie uniknęli kilku błędów. Najbliżej pokonania Błażejczyka olimpijczycy byli na cztery minuty przed końcem regulaminowego czasu gry. Wówczas składnie z tzw. klepki zagrali w polu karnym Kudyba z Jackiewiczem, ten pierwszy zgrał głową piłkę na szósty metr, niestety Jackiewicz przy próbie przerzucenia piłki nad bramkarzem trafił go wprost w wyciągnięte ręce. Dwie minuty później miała miejsce najbardziej kontrowersyjna sytuacja spotkania, kiedy to szarżującego na bramkę gości Bułkę powalił na ziemię od tyłu defensor z Pruszkowa. Młody pomocnik utrzymał się co prawda przez krótką chwilę na nogach, a przewrócił się już w obrębie pola karnego, co chyba paradoksalnie spowodowało, że sędzia nie przerwał gry. Wydaje się, że gdyby Bułka upadł od razu, to skończyłoby się faulem, rzutem wolnym i być może wykluczeniem dla obrońcy gości. A tak arbiter nie odważył się podyktować jedenastki w 89. minucie meczu przy stanie 0:0.
Powrót Kolosova
Na ostatnie minuty na placu gry pojawił się po bardzo długiej przerwie rekonwalescent Anton Kolosov, który zmienił zmęczonego, ale bardzo pożytecznego Kudybę. Ukraiński pomocnik pomimo krótkiego pobytu na boisku pokazał się z bardzo dobrej strony, a przy odrobinie szczęście mógł się pokusić o zdobycie gola. Niestety już w doliczonym czasie gry jego uderzenie z pola karnego zostało w ostatniej chwili zablokowane przez obrońcę. Cieszy jednak powrót do składu przeambitnego gracza, który jeszcze bardziej zaostrzy rywalizację w zespole i zwiększy pole manewru trenerowi Arteniukowi.
Trenerzy o meczu
Robert Podoliński (trener Znicza Pruszków) – Przyjeżdżając do Elbląga wiedzieliśmy czego mamy oczekiwać i nie pomyliliśmy się. To był ciężki pojedynek, ale nie mogę powiedzieć, by gospodarze czymkolwiek mnie zaskoczyli. Przecież nie przyjechaliśmy tu przegrać, jeden punkt to dobry wynik. Taktyka była dostosowana do rywala i zdała egzamin. Zrealizowaliśmy swój cel i możemy być z wykonanej pracy zadowoleni.
Tomasz Arteniuk (trener Olimpii Elbląg) – Jeśli były jakieś pytania, czy obawy, to myślę, że dzisiejszym występem, najlepszym w obecnym sezonie, na nie odpowiedzieliśmy. Zespół zagrał dziś tak, jak tego oczekuję, choć zabrakło goli. Mieliśmy zapomnieć o środzie i tym co przygotował dla nas wtedy bramkarz. Wrócił do bramki Sobański, wrócił spokój w defensywie, przełożyło się to na całą drużynę. Mamy odpowiedź na pytanie, czy będziemy się liczyli w obecnych rozgrywkach. Jeśli z takim rywalem jak Znicz, który jest jednym z głównych kandydatów do awansu rozgrywamy takie spotkanie, to jestem przekonany, że w tej lidze będziemy odgrywali główne role. Moi zawodnicy powoli rozumieją i realizują to, co mamy grać. Pomimo tego, że nie udało się wygrać, można być zadowolonym.
Olimpia Elbląg – Znicz Pruszków 0:0
Olimpia: Sobański – Miecznik, Sobieraj, Dremliuk, Byrski, Ł. Pietroń (65. Fedosov), Trela (76. Matwijów), M. Pietroń, Bułka, Jackiewicz, Kudyba (86. Kolosov)
Znicz: Błażejczyk – Tomczyk, Kowalski, Zaborowski, Jędrzejczyk, Bylak (81. Kopciński), Osoliński, Januszewski (59. Kucharski), Rybarczuk, Feliksiak, Tatara (74. Rembiejewski)
Żółte kartki: Dremliuk (Olimpia) – Tomczyk, Zaborowski, Bylak (Znicz)
Sędziował: Dawid Matyniak (Kalisz)
Widzów: 759
Komplet wyników 6. kolejki II ligi gr. wschodniej w sezonie 2010/11: Olimpia Elbląg – Znicz Pruszków 0:0, OKS 1945 Olsztyn – Stal Rzeszów 1:1, Stal Stalowa Wola – Jeziorak Iława 3:0, Sokół Sokółka – Puszcza Niepołomice 2:2, Motor Lublin – Pelikan Łowicz 0:1, Resovia – Ruch Wysokie Mazowieckie 0:0, GLKS Nadarzyn - OKS Start Otwock 5:3, Wigry Suwałki - Wisła Płock 1:1, Świt Nowy Dwór Mazowiecki - Okocimski Brzesko 1:1.
Zobacz tabele 2 ligi
BAR