- Niektórzy mówią, że jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz (uśmiech). Myślę, że to lata pracy, trudnych meczów i włożony wysiłek. W ostatnich latach miałem kilka meczów finałowych w 1. lidze, przez cztery lata sędziowałem w fazie play off, byłem brany pod uwagę w nominacjach meczów decydujących o losach serii – mówi o swoim awansie Marcin Gawron, który we wrześniu jako drugi w historii elblążanin, po Dariuszu Zapolskim, zadebiutuje jako sędzia Polskiej Ligi Koszykówki, czyli męskiej ekstraklasy.
Rafał Gruchalski: - Gratuluję awansu na sędziego Polskiej Ligi Koszykówki. Masz dopiero 30 lat i od września będziesz prowadził najważniejsze mecze w krajowej ekstraklasie. Szybko pokonałeś drogę na szczyt...
Marcin Gawron: - Mogłoby się wydawać, że to szybko. Zacząłem sędziować, gdy miałem 16 lat. Ścieżka trwała 14 lat, od kandydata na sędziego do teraz. Bycie sędzią ekstraklasy to może za dużo powiedziane, bo ten pierwszy mecz dopiero przede mną. Wymarzonym startem byłoby sędziować taki mecz z Darkiem Zapolskim, od którego wiele się nauczyłem.
- Zanim trafiłeś do ekstraklasy, sędziowałeś wiele spotkań w niższych centralnych ligach..
- Na tak zwany szczebel centralny awansowałem w 2014 roku po finale RC (kwalifikacje dla sędziów okręgowych – red.) w Bydgoszczy. Osiem lat zajęło więc mi przejście z 2. ligi przez 1. ligę do ekstraklasy. W samej 2. lidze byłem krótko, bo rok, potem miałem przeplatane mecze – drugo- i pierwszoligowe, a ostatecznie tylko 1. ligowe, zbierając niezbędne doświadczenie.
- Liczyłeś, ile meczów masz już za sobą w centralnych rozgrywkach?
- Nie liczyłem. Mam kolegów, którzy notują do dzisiaj w zeszytach, z kim i kiedy sędziowali, niesamowita determinacja. Potrafią dzięki temu wrócić do konkretnych meczów sprzed lat. Ja aż tak nie liczę. W sezonie jest to od 60 do 80 meczów. Mnożąc to przez liczbę lat na centralnym szczeblu, wyjdzie spory wynik. Do tysiąca jeszcze nie dobiłem (śmiech).
- Mocno pomaga Ci w sędziowaniu to, że kiedyś grałeś w koszykówkę?
- Zdecydowanie. Każdy etap ma swoje cechy. Jak zaczynałem sędziować w wieku 16 lat po namowie trenera Majewskiego, to jeszcze grałem w Truso Elbląg. Na pierwszym roku studiów przyjeżdżałem do Elbląga grać w III lidze i to był mój ostatni koszykarski sezon. Na drugim roku studiów postanowiłem już tylko sędziować i to też było trudne, bo sędziowałem znajomym, z którymi lub przeciwko którym grałem. Czucie koszykówki, rozumienie problemów zawodników, trenerów podczas gry pomaga, ale to tylko element naszego rzemiosła. Jako sędziowie mamy swoją robotę do wykonania na parkiecie, korzystając z przepisów i realizując swoje cele, które nieraz różnią się od celów zawodników i trenerów, którzy zrobią wiele, by po prostu wygrać mecz.
- Co Twoim zdaniem spowodowało, że w dość młodym wieku awansowałeś do PLK?
- Są młodsi ode mnie w ekstraklasie (uśmiech). Myślę, że wstrzeliłem się w szablon odmładzania średniej wiekowej sędziów na szczeblu centralnym. Gdy na niego awansowałem, do 2. ligi, miałem jak wielu moich kolegów dwadzieścia parę lat. Takich ludzi wówczas poszukiwano. Ludzi, którzy mają coś już poukładane w życiu i głowie, a młody wiek daje perspektywę na awans nie tylko na szczeblu krajowym, ale i międzynarodowym. Bo o to też w tym chodzi, by mieć możliwość spróbowania wejścia na ścieżkę międzynarodową, która jest ograniczona wiekiem – do 35. roku życia.
Duży wpływ na mój rozwój jako sędziego miał też w początkowym etapie udział w wielu młodzieżowym turniejach za granicą. W ciągu roku zdarzało się, że byłem w trzech różnych krajach. Najmilej wspominam pod tym kątem turniej w Wiedniu, jeden z największych w Europie.
- Sędziowałeś najważniejsze mecze finałowe w 1. lidze. Myślisz, że Twoja postawa na tych meczach zdecydowała, że ten awans do ekstraklasy stał się faktem?
- Niektórzy mówią, że jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz (uśmiech). Myślę, że to lata pracy, trudnych meczów i włożony wysiłek. W ostatnich latach miałem kilka meczów finałowych w 1. lidze, przez cztery lata sędziowałem w fazie play off, byłem brany pod uwagę w nominacjach meczów decydujących o losach serii. Każdy rok był inny, teraz moja rola też była inna. Byłem sędzią głównym, czyli osobą, która ma nadawać ton zespołowi, identyfikować problemy i ewentualne rozwiązania, tworzyć "team spirit". Każdy mecz, każdy finał jest czymś wyjątkowym, super sprawą. Emocje są nie do opisania i zawsze będę to wspominać.
- Czego się spodziewasz po debiutanckim sezonie w PLK? Poziom w ekstraklasie, biorąc pod uwagę ostatni sezon, bardzo się wyrównał.
- Chciałbym się dużo nauczyć od sędziów, którzy są w PLK od wielu lat. Sędziować jak najwięcej z sędziami międzynarodowymi, którzy mają wiele informacji ze świata, w jakim kierunku idzie koszykówka, sędziowanie, co jest istotne, i przez to się rozwinąć. Chciałbym sędziować oczywiście często, ale to nie do końca ode mnie zależy. W nominacjach znaczenie ma geografia, ranga spotkania, to że to mój pierwszy rok. Chciałbym po prostu sędziować na dobrym, merytorycznym poziomie, z zasadami, które ustalimy na konferencji przedsezonowej, z zadaniami, które wyznaczać będą przed spotkaniami sędziowie główni.
- Jak sobie tłumaczysz takie zjawisko, że w naszym województwie koszykówki na szczeblu centralnym praktycznie nie ma, nie licząc kobiecej drużyny z Olsztyna w 1. lidze., a sędziowsko jesteśmy potęgą. Łącznie z Tobą w PLK jest już czterech sędziów z regionu, w 1. lidze jeden, w drugiej też jeden. Mamy też czterech komisarzy.
- (śmiech) To jest bardzo ciekawe, ciężko to wyjaśnić (uśmiech). Tłumaczę sobie to tym, że w odpowiednim miejscu i czasie spotkali się ludzie, którzy złapali bakcyla, wzajemnie się wspierali i doszli na szczyt, w międzyczasie pomagając takim jak ja. Nie zostaliśmy po kursie sędziowskim sami sobie, kolegium sędziów okręgu warmińsko-mazurskiego bardzo mocno z nami pracowało, często się spotykaliśmy, atmosfera była niemal rodzinna i to procentuje do dzisiaj.
- Wpływ Trójmiasta, które koszykówką stoi, też jest chyba duży.
- Jako zawodnicy zawsze mieliśmy z tym kłopot. W naszym regionie rozgrywaliśmy mniej spotkań, bo było mniej drużyn. Gdy jechaliśmy na Pomorze, zawsze było ciężko wygrać z tak ogranymi zawodnikami. Jako sędzia okręgowy po rozpoczęciu studiów sędziowałem więcej meczów w Trójmieście. Miałem ich mnóstwo, to była doskonała nauka sędziowania, podejmowania decyzji, poruszania się po boisku, czy zwykłej sygnalizacji. Dzięki temu wykształciłem pamięć motoryczną: jak, co robić, gdzie się ustawić, by o pewnych rzeczach już nie myśleć i wejść na wyższy poziom – myślenia o meczu jako całości, by to, jakie decyzje podejmuję, nie wynikało z przypadku. Często problem generuje się dużo wcześniej niż finalny faul czy błąd.
- Na czym Twoim zdaniem polega obecnie dobre sędziowanie? Tempo gry w koszykówce mocno przyspieszyło...
- Przede wszystkim najważniejsza jest dalej sprawiedliwość u sędziego, to podstawa. Po drugie – stosowanie kryteriów, zgodnych z przepisami, wytycznymi na dany sezon, by sędziowanie w każdym meczu było podobne, najlepiej takie samo. W mojej ocenie to ważne dla widza koszykówki, taka pewna przewidywalność naszych działań. Ostatnim elementem jest współpraca – kontakt w teamie sędziowskim, z zawodnikami i trenerami. Jeśli to ze sobą zagra, to jest to według mnie domena dobrego sędziego.
- Jakie są wytyczne dla sędziów na nadchodzący sezon? Czego się możemy spodziewać jako kibice?
- Zmieniają się przepisy, czasem nieznacznie dla obserwatora koszykówki, bo to są na przykład nowe sygnały do stolika. Najwięcej o nowych wytycznych dowiemy się w dniach 10-11 września, kiedy w Spale odbędzie się konferencja przedsezonowa. Po tym spotkaniu będziemy wiedzieli, na co będzie kładziony największy nacisk.
- Jak ważne w obecnych czasach jest przygotowanie fizyczne sędziów? Na tym poziomie rozgrywkowym jest was na boisku trzech. Kibice mogą mieć wrażenie, że mniej się nabiegacie. Jak to ty oceniasz? Z moich obserwacji wynika, że sędziowie wyszczupleli i mają naprawdę sportowe sylwetki.
- Porównując sylwetkę sędziego sprzed 15 lat, to niekoniecznie sędzią musiał być umięśniony wysportowany pan czy pani (uśmiech). Teraz na wyższych szczeblach niedopuszczalne jest zjawisko „panów z brzuszkiem” także przez to, że gra mocno przyspieszyła. Wystarczy spojrzeć na ligę NBA, jacy atleci tam biegają, za nimi trzeba nadążyć. Mimo, że jest nas trzech, nie jest to spacerek. Warto więc dbać o sylwetkę i zdrowie, żeby nie być na boisku przemęczonym. Łatwiej wtedy myśleć o przepisach i o tym, co się na meczu dzieje. Percepcja jest zupełnie inna. Nieraz mamy tylko ułamek sekundy na podjęcie decyzji.
- W ekstraklasie obowiązuje IRS, czyli możliwość weryfikacji wideo sędziowskich decyzji w niektórych przypadkach, ściśle określonych przepisami. To będzie dla Ciebie nowość.
- Kwestia wideo przewija się cały czas, mimo że w niższych ligach z IRS nie korzystamy. Te przepisy znam, ale dla własnego komfortu poświęcę czas, by przygotować się teoretycznie również w tym elemencie.
- Jak bardzo sędziom koszykówki pomaga technologia?
- I pomaga, i przeszkadza. Jest pewne niebezpieczeństwo, że technologia, tak jak u sędziów piłkarskich, może pójść tak do przodu, że będziemy mogli wszystko obejrzeć i sprawdzić w czasie meczu. Traci na tym nasza decyzyjność. Bo skoro wiemy, że możemy coś sprawdzić, to po co ryzykować popełnienie błędu tu i teraz. To ten minus, oczywiście wiele upraszczając, ponieważ protokół podejmowania decyzji i ewentualnego użycia IRS jest obecnie jasno określony i nie zawsze możemy z niego skorzystać.
Plusów jest o wiele więcej. Dzięki wideo mamy powtórki z różnych kamer, możemy nagrywać mecze, wycinać klipy, pojedyncze sytuacje, uczyć się na tym. Na konferencji w Spale będzie mnóstwo materiałów wideo z naszych meczów. Technologia w sędziowaniu dużo zmieniła, dużo nam pomogła, jesteśmy pod ciągłą obserwacją.