Piąte miejsce w tabeli, jedna z najlepszych formacji defensywnych w lidze, Sebastian Madejski w bramce wyczynia cuda. A jednak po niektórych meczach Olimpii można mieć poczucie niedosytu. Spotkania żółto-biało-niebieskich przypominają balansowanie na linie i walkę o utrzymanie jednobramkowego prowadzenia do końcowego gwizdka.
Kciuk w górę w walkach gladiatorów oznaczał łaskę i darowanie życia dla pokonanego. Podobnie postępują piłkarze Olimpii rywalizujący w II lidze. Prowadzą jedną bramką, wydawać by się mogło, że mają mecz pod kontrolą i... w ostatnich minutach mecz wymyka się spod kontroli, rywal zdobywa bramkę i cenny punkt.
Taki właśnie mecz mogliśmy oglądać w sobotę w Legionowie. W teorii spacerek. Legionovia na ostatnim miejscu w tabeli, w każdym meczu musi walczyć o komplet punktów. Musi się odkryć. „Wystarczy” być skutecznym, gracze z Legionowa w tym sezonie mają problem ze strzelaniem bramek, i można zainkasować trzy punkty.
Tymczasem mamy jednobramkowe prowadzenie. Czekamy na końcowy gwizdek i... rywal strzela bramkę. Remis oznaczający stratę dwóch punktów. Podobnie było w meczu z Górnikiem Łęczna, kiedy chwila zagapienia skutkowała stratą bramki w 88. min.
To były dwa mecze, w które zakończyły się nie po myśli podopiecznych Adama Noconia. Ale musimy wziąć jeszcze pod uwagę mecz ze Stalą Rzeszów, kiedy Sebastianowi Madejskiemu żółto-biało-niebiescy zawdzięczają „zero z tyłu". Przez niemal cały mecz trwała „obrona Częstochowy”. Podczas spotkania z Pogonią Siedlce w końcówce spotkania też sędzia mógł „gwizdnąć” rzut karny i byłby remis.
Olimpijczycy cztery razy wygrali jedną bramką. Dwa razy stracili gola w ostatnich pięciu minutach – i te bramki kosztowały ich utratę punktów. Żeby oddać sprawiedliwość: podopieczni Adama Noconia potrafią strzelać w ostatnich minutach, bramki zdobyte tuż przed końcowym gwizdkiem przełożyły się jednak tylko na jeden punkt, kiedy żółto-biało-niebiescy „zabrali” zwycięstwo łódzkiemu Widzewowi. Pozostałe bramki strzelane w końcówce meczu nie miały wpływu na zdobycz punktową, co nie oznacza, że nie cieszyły kibiców.
Ale mimo wszystko można być zadowolonym z obecnego sezonu żółto-biało-niebieskich. Jedna z najlepszych w tej lidze formacji obronnych nie pozwala rywalom rozwinąć skrzydeł. Nie licząc meczu pucharowego z Rakowem Częstochowa, Olimpia ani razu nie została rozgromiona. A z drugiej strony podopieczni Adama Noconia w meczach z rezerwami Lecha Poznań i Gryfa Wejherowo urządzili sobie mini festiwal strzelecki.
Wysoka pozycja w tabeli pokazuje, że „jest dobrze”. Ale po niektórych meczach pozostało poczucie niedosytu.
Elbląska Gazeta Internetowa portEl.pl jest patronem medialnym ZKS Olimpia Elbląg