Co drugi plakat wyborczy wisi w Elblągu nielegalnie - szacuje Straż Miejska. Trwa także prawdziwa plakatowa wojna.
Tradycyjnie już przed wyborami miejskie słupy ogłoszeniowe zamieniają się w pole bitwy między kandydatami. Jedni zaklejają konkurencję, kolejni obwieszczenia władz, a jeszcze inni wszystko, co się da, bo uważają, że na oklejanie słupów i całego miasta nie potrzeba żadnych pozwoleń.
- Oględnie rzecz ujmując, wygląda to nieporządnie i chaotycznie – zauważa spotkany w pobliżu jednego ze słupów elblążanin. - Szczególnie denerwuje mnie oklejanie drzew - dodaje następny. - Pewnego dnia na Bielanach, widziałem mężczyznę, który wizerunkami jakiegoś swojego guru bezlitośnie oklejał każdy pień, jaki znalazł się na jego drodze. Jak tak można?!
Powszechna zgoda
Straż Miejska i Zarząd Budynków Komunalnych, właściciel słupów ogłoszeniowych, zapewniają, że starają się walczyć z zalewem wyborczych plakatów. Komendant Jan Korzeniowski przypomina, że Straż Miejska może interweniować tylko w pewnych sytuacjach, a najczęściej w sprawie nielegalnych plakatów zdecydowane działania powinni podejmować sami właściciele oklejanych obiektów, np. słupów energetycznych czy skrzynek telekomunikacyjnych.
- Ordynacja wyborcza mówi, że takie nielegalne plakaty właściciel lub zarządzający obiektem może usunąć, a kosztami powinien obciążyć komitet wyborczy - mówi Jan Korzeniowski. - Straż czy policja mogą to zrobić, kiedy plakat lub tablica zagrażają zdrowiu lub życiu mieszkańców.
Komendant zapowiada jednak, że w tym roku strażnicy konsekwentnie będą egzekwować od komitetów wyborczych obowiązek uprzątnięcia plakatów po wyborach.
- Skierowaliśmy już dwa wnioski do sądu i nie będzie w tej sprawie pobłażania - obiecuje Jan Korzeniowski.
I tak wieszają
Miasto jest właścicielem 40 słupów ogłoszeniowych. Zbigniew Czerepko, dyrektor Zarządu Budynków Komunalnych, zapewnia, że w tym roku zaczął na nich robić porządki.
- W ubiegłych latach może nie było to dopracowane, ale teraz wprowadziliśmy nowe zasady wieszania plakatów wyborczych i korzystania z nich - wyjaśnia dyrektor Czerepko. - Wymierzyliśmy m.in. powierzchnię reklamową na słupach, a każdy komitet dostaje wytyczne, gdzie i ile plakatów może wywiesić. Regularnie kontolujemy też nasze słupy i zrywamy plakaty, które wiszą bez pozwolenia.
Mimo to, "nielegalne" plakaty wyrastają niczym grzyby po deszczu i to np. w miejscach zarezerwowanych dla urzędowych obwieszczeń wyborczych.
- Niestety, nie jesteśmy w stanie wziąć odpowiedzialności za sposób rozklejania, ani też sprawić, że przy każdym słupie przez całą dobę będzie stał nasz pracownik - tłumaczy Zbigniew Czerepko.
Zasady jasne i przejrzyste
Niektórzy w ogóle o pozwolenie się nie starają, a inni mimo starań zgody nie dostali.
- Po złożeniu w ZBK stosownego pisma, mój przedstawiciel przez kilka dni próbował się dowiedzieć, czy mamy zgodę - opowiada jeden z kandydatów do parlamentu. - W końcu przez telefon usłyszał, że zgoda jest i mamy tylko odebrać pisemną decyzję. Uznaliśmy więc, że możemy plakatować. Jakie było nasze zdziwienie, kiedy następnego dnia okazało się, że decyzja została zmieniona!
Dyrektor Czerepko tłumaczy, że słupy ogłoszeniowe mają ograniczoną powierzchnię i dla wszystkich jej nie wystarczy:
- Staraliśmy się tak dzielić, by jak najwięcej ugrupowań mogło zaprezentować swoich kandydatów. Jednak wielu z tych, którzy zgody nie dostali, i tak robi, co chce. Stąd nasze interwencje - i zrywanie takich plakatów.
Zbigniew Czerepko dodaje, że do tych, którzy plakatują bez zezwolenia, zwróci się o zwrot kosztów zerwania plakatów.
- Liczę, że nie będzie konieczna konfrontacja w sądzie - mówi szef ZBK - u.
Argument na "nie"
Jeśli nawet wojna plakatowa się w Elblągu nie skończy, to i ona ma swoje znaczenie dla wyborców. - Kiedy widzę taki słup oklejony bez ładu i składu, np. plakatami jednej partii, myślę sobie, że ci kandydaci za wszelką cenę próbują zdobyć władzę - zżyma się jeden z przechodniów. - Skoro tacy ludzie już teraz nie przestrzegają prawa, to co będzie później?
- Ja wiem już na kogo głosować i zrobię tak, jak zaplanowałem. Bez względu na plakaty - mówi inny.
***
Zapraszamy do udziału w sondażu na temat wyborów parlamentarnych, który zamieściliśmy w dziale portElu Społeczeństwo
- Oględnie rzecz ujmując, wygląda to nieporządnie i chaotycznie – zauważa spotkany w pobliżu jednego ze słupów elblążanin. - Szczególnie denerwuje mnie oklejanie drzew - dodaje następny. - Pewnego dnia na Bielanach, widziałem mężczyznę, który wizerunkami jakiegoś swojego guru bezlitośnie oklejał każdy pień, jaki znalazł się na jego drodze. Jak tak można?!
Powszechna zgoda
Straż Miejska i Zarząd Budynków Komunalnych, właściciel słupów ogłoszeniowych, zapewniają, że starają się walczyć z zalewem wyborczych plakatów. Komendant Jan Korzeniowski przypomina, że Straż Miejska może interweniować tylko w pewnych sytuacjach, a najczęściej w sprawie nielegalnych plakatów zdecydowane działania powinni podejmować sami właściciele oklejanych obiektów, np. słupów energetycznych czy skrzynek telekomunikacyjnych.
- Ordynacja wyborcza mówi, że takie nielegalne plakaty właściciel lub zarządzający obiektem może usunąć, a kosztami powinien obciążyć komitet wyborczy - mówi Jan Korzeniowski. - Straż czy policja mogą to zrobić, kiedy plakat lub tablica zagrażają zdrowiu lub życiu mieszkańców.
Komendant zapowiada jednak, że w tym roku strażnicy konsekwentnie będą egzekwować od komitetów wyborczych obowiązek uprzątnięcia plakatów po wyborach.
- Skierowaliśmy już dwa wnioski do sądu i nie będzie w tej sprawie pobłażania - obiecuje Jan Korzeniowski.
I tak wieszają
Miasto jest właścicielem 40 słupów ogłoszeniowych. Zbigniew Czerepko, dyrektor Zarządu Budynków Komunalnych, zapewnia, że w tym roku zaczął na nich robić porządki.
- W ubiegłych latach może nie było to dopracowane, ale teraz wprowadziliśmy nowe zasady wieszania plakatów wyborczych i korzystania z nich - wyjaśnia dyrektor Czerepko. - Wymierzyliśmy m.in. powierzchnię reklamową na słupach, a każdy komitet dostaje wytyczne, gdzie i ile plakatów może wywiesić. Regularnie kontolujemy też nasze słupy i zrywamy plakaty, które wiszą bez pozwolenia.
Mimo to, "nielegalne" plakaty wyrastają niczym grzyby po deszczu i to np. w miejscach zarezerwowanych dla urzędowych obwieszczeń wyborczych.
- Niestety, nie jesteśmy w stanie wziąć odpowiedzialności za sposób rozklejania, ani też sprawić, że przy każdym słupie przez całą dobę będzie stał nasz pracownik - tłumaczy Zbigniew Czerepko.
Zasady jasne i przejrzyste
Niektórzy w ogóle o pozwolenie się nie starają, a inni mimo starań zgody nie dostali.
- Po złożeniu w ZBK stosownego pisma, mój przedstawiciel przez kilka dni próbował się dowiedzieć, czy mamy zgodę - opowiada jeden z kandydatów do parlamentu. - W końcu przez telefon usłyszał, że zgoda jest i mamy tylko odebrać pisemną decyzję. Uznaliśmy więc, że możemy plakatować. Jakie było nasze zdziwienie, kiedy następnego dnia okazało się, że decyzja została zmieniona!
Dyrektor Czerepko tłumaczy, że słupy ogłoszeniowe mają ograniczoną powierzchnię i dla wszystkich jej nie wystarczy:
- Staraliśmy się tak dzielić, by jak najwięcej ugrupowań mogło zaprezentować swoich kandydatów. Jednak wielu z tych, którzy zgody nie dostali, i tak robi, co chce. Stąd nasze interwencje - i zrywanie takich plakatów.
Zbigniew Czerepko dodaje, że do tych, którzy plakatują bez zezwolenia, zwróci się o zwrot kosztów zerwania plakatów.
- Liczę, że nie będzie konieczna konfrontacja w sądzie - mówi szef ZBK - u.
Argument na "nie"
Jeśli nawet wojna plakatowa się w Elblągu nie skończy, to i ona ma swoje znaczenie dla wyborców. - Kiedy widzę taki słup oklejony bez ładu i składu, np. plakatami jednej partii, myślę sobie, że ci kandydaci za wszelką cenę próbują zdobyć władzę - zżyma się jeden z przechodniów. - Skoro tacy ludzie już teraz nie przestrzegają prawa, to co będzie później?
- Ja wiem już na kogo głosować i zrobię tak, jak zaplanowałem. Bez względu na plakaty - mówi inny.
Zapraszamy do udziału w sondażu na temat wyborów parlamentarnych, który zamieściliśmy w dziale portElu Społeczeństwo
SZ