Start w Raczkach Elbląskich, meta na Rysach. Z depresji na szczyt. W ten sposób pochodząca z Elbląga 21-letnia Patrycja Bartkiewicz chce pokazać innym kobietom, że wyjście z psychicznej przepaści jest możliwe. Sama zmagała się z depresją i nadal ma słabsze dni, ale walczy. - Każdy z 650 km chcę dedykować kobietom, które kiedykolwiek doświadczyły lub w dalszym ciągu są ofiarami przemocy domowej czy seksualnej - mówi Patrycja. - Przez pryzmat swojej historii chciałabym im pokazać, że warto znaleźć siłę i zawalczyć o lepsze jutro. Zobacz zdjęcia.
Patrycja Bartkiewicz pochodzi z Elbląga, ale od kilkunastu lat mieszka w małej miejscowości niedaleko Gdańska. Prowadzi blog Od góry strony, a teraz zdecydowała się na projekt Z depresji na szczyt, który zakłada przejście trasy z najniżej położonego punktu w Polsce w Raczkach Elbląskich (1,8m p.p.m.) do najwyższego punktu mieszczącego się na wierzchołku Rys (2499m n.p.m.). Na (w całości) pieszą wędrówkę planuje poświęcić 14 dni z wejściem na Rysy 15. dnia (ok. 650 km). Dlaczego?
Agata Janik: - Depresja nie jest hasłem przypadkowym.
Patrycja Bartkiewicz: - Niestety, kilka lat temu dotknęła mnie tragedia rodzinna związana z doświadczeniem wobec mnie przemocy rodzinnej, seksualnej oraz ze śmiercią mamy. Przez wiele lat, ze względu na wstyd, ukrywałam swoje przeżycia i bałam się mówić głośno o wszystkim, co mnie spotkało. Myślę, że to milczenie i wieloletnie tłumienie w sobie emocji było jednym wielu powodów, przez które dopadła mnie depresja.
- Walka z tą chorobą jest trudna, Pani się udało. Skąd siła i wola walki? Na kogo mogła Pani liczyć w trudnych chwilach?
- W dużej mierze mogłam liczyć na rodzinę oraz narzeczonego, który za wszelką cenę starał się organizować moje życie, wymyślał mi nowe zadania oraz zajęcia. Wszystko po to, by wyciągnąć mnie z łóżka, z którego potrafiłam nie wychodzić przez kilka dni, ponieważ nie widziałam sensu. Mimo wszystko jednym z najważniejszych bodźców, przez które zaczęłam wychodzić z choroby była bardzo spontaniczna decyzja o wyjeździe. Dopiero, kiedy pierwszy raz spakowałam się i po prostu z dnia na dzień pojechałam zimą w góry okazało się, że zobaczyłam światełko w tunelu i znalazłam sens. Niestety, depresji nie da się pokonać w jednej chwili. Wciąż mam takie dni, kiedy ciężko jest mi wstać z łóżka i zmotywować się do działania. Jednak wtedy przypominam sobie o celu, dla którego to wszystko robię.
- Czytałam na blogu, że góry już raz postawiły Panią na nogi. Wcześniej, przed chorobą, też się Pani wybierała na wycieczki górskie czy dopiero depresja skierowała Panią na szlak?
- Oczywiście, wcześniej też wybierałam się w góry, jednak wtedy to były po prostu "wycieczki". Dopiero po dwóch latach odkryłam w górach większy, ponadmaterialny sens.
- Teraz projekt Z depresji na szczyt; 14 dni marszu na trasie Raczki Elbląskie - Rysy. To spore wyzwanie. Jak się Pani do niego przygotowuje? Rozumiem, że na Rysy dotychczas Pani nie weszła?
- Oczywiście, jest to ogromne wyzwanie, ponieważ według planu średnia dzienna trasa będzie wynosiła minimum 45 km. Mimo wszystko taka odległość pokonywana przez 14 dni codziennie nie jest łatwym zadaniem. Na 4 miesiące "przed" zaczęliśmy przygotowania od kilku-kilkunastu kilometrów pieszo, co drugi dzień, naprzemienne i treningiem wchodzenia po schodach (1200 stopni). Dodatkowo raz w tygodniu staramy się wybierać na kilkudziesięciokilometrowe wyprawy rowerowe.
- "My" więc nie będzie to samotna wędrówka?
- Tym razem nie. Wybieram się w towarzystwie mojego narzeczonego- Mateusza. Po pierwsze dlatego, że chce mnie wesprzeć i towarzyszyć mi w trudnych chwilach oraz dlatego, że mimo wszystko tak długa i samotna wędrówka dla 21-letniej kobiety nie jest bezpieczną.
- Każdy z 650 km chce Pani zadedykować kobietom. Z jakim przesłaniem?
- Każdy z 650 km chcę dedykować kobietom, które kiedykolwiek doświadczyły lub w dalszym ciągu są ofiarami przemocy domowej czy seksualnej. Przez pryzmat swojej historii chciałabym im pokazać, że warto znaleźć w sobie siłę i zawalczyć o lepsze jutro. Niestety, nie zmienię już czasu ani biegu wydarzeń, które pojawiły się w moim życiu, dlatego na przykładzie swojej osoby chcę zachęcić kobiety do przerwania milczenia i wyjścia z cienia, ponieważ wiem, że każda z nich może zawalczyć o lepsze życie, jeśli tylko znajdzie w sobie wystarczająco dużo siły i wiary w siebie. Ja przez swój wysiłek i osiągnięcie tego projektu chcę pomóc im znaleźć to wszystko, czego potrzebują.
- Co spakuje Pani ze sobą do plecaka?
- Na pewno kilka ubrań i przybory codziennego użytku, śpiwór, karimatę i oczywiście powerbank, aby móc relacjonować swoją wyprawę na moim fanpage'u Od góry strony.
- Czy sięgając najwyższego szczytu polskich Tatr chce Pani poczuć się wolna od choroby? Czy walka już się zakończy?
- Wejście na szczyt ma być ukoronowaniem całych wysiłków oraz dowodem na to, że skoro udało mi się to osiągnąć to jestem w stanie zdobyć jeszcze wiele szczytów w swoim życiu i spełniać marzenia. Mam nadzieję, że stanie się to przykładem dla innych kobiet, które dzięki moim wysiłkom uwierzą w siebie i postanowią - tak, jak ja - zmienić coś w swoim życiu oraz podjąć wysiłek, aby osiągnąć takie lub inne "szczyty" w swoim życiu.
Patrycja Bartkiewicz wyruszy na trasę w sierpniu. Będziemy z nią na starcie.
Agata Janik: - Depresja nie jest hasłem przypadkowym.
Patrycja Bartkiewicz: - Niestety, kilka lat temu dotknęła mnie tragedia rodzinna związana z doświadczeniem wobec mnie przemocy rodzinnej, seksualnej oraz ze śmiercią mamy. Przez wiele lat, ze względu na wstyd, ukrywałam swoje przeżycia i bałam się mówić głośno o wszystkim, co mnie spotkało. Myślę, że to milczenie i wieloletnie tłumienie w sobie emocji było jednym wielu powodów, przez które dopadła mnie depresja.
- Walka z tą chorobą jest trudna, Pani się udało. Skąd siła i wola walki? Na kogo mogła Pani liczyć w trudnych chwilach?
- W dużej mierze mogłam liczyć na rodzinę oraz narzeczonego, który za wszelką cenę starał się organizować moje życie, wymyślał mi nowe zadania oraz zajęcia. Wszystko po to, by wyciągnąć mnie z łóżka, z którego potrafiłam nie wychodzić przez kilka dni, ponieważ nie widziałam sensu. Mimo wszystko jednym z najważniejszych bodźców, przez które zaczęłam wychodzić z choroby była bardzo spontaniczna decyzja o wyjeździe. Dopiero, kiedy pierwszy raz spakowałam się i po prostu z dnia na dzień pojechałam zimą w góry okazało się, że zobaczyłam światełko w tunelu i znalazłam sens. Niestety, depresji nie da się pokonać w jednej chwili. Wciąż mam takie dni, kiedy ciężko jest mi wstać z łóżka i zmotywować się do działania. Jednak wtedy przypominam sobie o celu, dla którego to wszystko robię.
- Czytałam na blogu, że góry już raz postawiły Panią na nogi. Wcześniej, przed chorobą, też się Pani wybierała na wycieczki górskie czy dopiero depresja skierowała Panią na szlak?
- Oczywiście, wcześniej też wybierałam się w góry, jednak wtedy to były po prostu "wycieczki". Dopiero po dwóch latach odkryłam w górach większy, ponadmaterialny sens.
- Teraz projekt Z depresji na szczyt; 14 dni marszu na trasie Raczki Elbląskie - Rysy. To spore wyzwanie. Jak się Pani do niego przygotowuje? Rozumiem, że na Rysy dotychczas Pani nie weszła?
- Oczywiście, jest to ogromne wyzwanie, ponieważ według planu średnia dzienna trasa będzie wynosiła minimum 45 km. Mimo wszystko taka odległość pokonywana przez 14 dni codziennie nie jest łatwym zadaniem. Na 4 miesiące "przed" zaczęliśmy przygotowania od kilku-kilkunastu kilometrów pieszo, co drugi dzień, naprzemienne i treningiem wchodzenia po schodach (1200 stopni). Dodatkowo raz w tygodniu staramy się wybierać na kilkudziesięciokilometrowe wyprawy rowerowe.
- "My" więc nie będzie to samotna wędrówka?
- Tym razem nie. Wybieram się w towarzystwie mojego narzeczonego- Mateusza. Po pierwsze dlatego, że chce mnie wesprzeć i towarzyszyć mi w trudnych chwilach oraz dlatego, że mimo wszystko tak długa i samotna wędrówka dla 21-letniej kobiety nie jest bezpieczną.
- Każdy z 650 km chce Pani zadedykować kobietom. Z jakim przesłaniem?
- Każdy z 650 km chcę dedykować kobietom, które kiedykolwiek doświadczyły lub w dalszym ciągu są ofiarami przemocy domowej czy seksualnej. Przez pryzmat swojej historii chciałabym im pokazać, że warto znaleźć w sobie siłę i zawalczyć o lepsze jutro. Niestety, nie zmienię już czasu ani biegu wydarzeń, które pojawiły się w moim życiu, dlatego na przykładzie swojej osoby chcę zachęcić kobiety do przerwania milczenia i wyjścia z cienia, ponieważ wiem, że każda z nich może zawalczyć o lepsze życie, jeśli tylko znajdzie w sobie wystarczająco dużo siły i wiary w siebie. Ja przez swój wysiłek i osiągnięcie tego projektu chcę pomóc im znaleźć to wszystko, czego potrzebują.
- Co spakuje Pani ze sobą do plecaka?
- Na pewno kilka ubrań i przybory codziennego użytku, śpiwór, karimatę i oczywiście powerbank, aby móc relacjonować swoją wyprawę na moim fanpage'u Od góry strony.
- Czy sięgając najwyższego szczytu polskich Tatr chce Pani poczuć się wolna od choroby? Czy walka już się zakończy?
- Wejście na szczyt ma być ukoronowaniem całych wysiłków oraz dowodem na to, że skoro udało mi się to osiągnąć to jestem w stanie zdobyć jeszcze wiele szczytów w swoim życiu i spełniać marzenia. Mam nadzieję, że stanie się to przykładem dla innych kobiet, które dzięki moim wysiłkom uwierzą w siebie i postanowią - tak, jak ja - zmienić coś w swoim życiu oraz podjąć wysiłek, aby osiągnąć takie lub inne "szczyty" w swoim życiu.
Patrycja Bartkiewicz wyruszy na trasę w sierpniu. Będziemy z nią na starcie.