Zastałam ich w nowym mieszkaniu uśmiechniętych, wesołych, pozytywnie nastawionych do życia. Cieszą ich drobiazgi: że mają ogródek przed domem, że Tomek może w nim przebywać i oddychać świeżym powietrzem, że mieszkanie jest większe i w końcu na parterze. Sprawdziłam, co nowego słychać u rodziny Kłosińskich.
A zmian jest wiele i najważniejsze – na lepsze. Z początkiem kwietnia państwo Kłosińscy przeszli kolejną w życiu „rewolucję”: przeprowadzkę do nowego lokum. Lokalizacja świetna, mieszkanie duże, jednak najważniejsze, że na parterze, by Tomek zaczął stawać na nogi i dosłownie, i w przenośni. Z oddali słychać dzwony katedry. Kłosińscy zamieszkali w samym centrum, a jednak jest cicho w tym przytulnym, domowym zieleńcu.
Nieraz wspominaliśmy już na naszych łamach o rodzinie Kłosińskich. To rodzina, o której nie da się zapomnieć, trzeba do niej wracać. Dlatego wróciłam, by zapytać, co słychać.
Tomek Kłosiński jeszcze trzy lata temu był pełnym energii młodzieńcem z tysiącem pomysłów na życie. Był zdolny, studiował, miał zdawać egzamin na prawo jazdy kategorii C. Pewnego sierpniowego dnia zdarzył się wypadek. Po ciężkiej walce o życie Tomek długo dochodził do siebie. W walce pomagała ma mu rodzina, a szczególnie ukochana mama Wioletta. Chłopak stracił nogę. Cierpi na porażenie czterokończynowe, leży w łóżku. Od czasu wypadku wyciszył się, wiele rzeczy przemyślał, przewartościował całe swoje życie. Przez wiele miesięcy jego życie zamknęło się w czterech ścianach pokoju. Rehabilitacja utknęła w martwym punkcie. Zabrakło sił do dalszej walki. Krótko po naszym artykule życie Kłosińskich zmieniło się. Rozdzwoniły się telefony. Dzięki życzliwym ludziom udało się załatwić profesjonalną rehabilitację, zajęcia rehabilitacyjne w wodzie na miejskim basenie oraz terapię energotonową.
Niedawno życie państwa Kłosińskich nabrało kolejnych barw. 4 kwietnia przeprowadzili się. Nowe mieszkanie jest duże, przestronne, w pobliżu Starego Rynku, najważniejsze, że jest na parterze. Podczas przeprowadzki Kłosińskim pomagała rodzina, bo mieszkanie było strasznie zaniedbane. Przy domu znajduje się mały ogródek. Kłosińscy promienieją ze szczęścia:
– Jak mąż przyjeżdża z pracy, wychodzi na ogródek i myśli, co by tu nowego posadzić – mówi mama Tomka, Wioletta Kłosińska. – Mówi, że już do nikogo nie musi chodzić, tak mu tu dobrze! Gdy jest w pracy, ciągle dopytuje przez telefon, czy podlałam kwiatki.
Przeprowadzka to dla Tomka bardzo duża zmiana, zmiana na lepsze: – To wielkie wydarzenie – mówi Tomek. – Nie trzeba już nikogo prosić, gdy chcę wyjść na zewnątrz. Teraz z pomocą siostry zjeżdżam po specjalnych szynach do ogródka. Do pokonania jest tam kilka schodków.
– Bardzo pomogła nam Fundacja Maltańska – mówi mama Tomka. – Tomek dostał od niej nowego laptopa, szyny, po których może zjeżdżać wózkiem. Byliśmy w Olsztynie na specjalnym spotkaniu, bo fundacja ma tam siedzibę. Pracują tam przecudowni ludzie. Skorzystaliśmy z porad psychologa, radcy prawnego. Teraz mieliśmy wyjechać do Zalesia nad jezioro z tej fundacji właśnie, ale Tomek miał akurat operację. Tak się cieszyliśmy, że pojedziemy, ale po operacji było to niemożliwe. Tomek miał też skorzystać z kursu przez Internet, ale na razie stawiamy na rehabilitację i wszystko ciągle odkładamy. Jesteśmy zadowoleni z pomocy fundacji, dzwonią często i pytają, co Tomkowi potrzeba.
W maju Tomek przeszedł operację usunięcia gwoździa blokowanego oraz skostnienia okolicy biodra prawego: – Samopoczucie mam bardzo dobre – mówi Tomek. – Mam o wiele lepsze nastawienie do życia. Przechodzę stałą rehabilitację. W maju usunęli mi drut długości 70 cm z prawej nogi. Wkrótce będę miał wyciągane druty z rzepki, bo miałem ją totalnie roztrzaskaną.
– Operacja dała bardzo wiele – mówi mama. – Do tej pory Tomek nie mógł usiąść w pozycji 90 stopni. Po operacji syn siada swobodnie, bez bólu. Podczas operacji oprócz drutu usunięto mu także skostnienia okolicy biodra prawego. Na prawym biodrze Tomek miał ogromne skostnienia, jak lekarze to zobaczyli, to się za głowę złapali! Jak to usunęli, jest o wiele lepiej. Skostnienia powstały z braku ruchu, od leżenia, bo przecież przez długi czas nie miał możliwości się ruszać.
– Teraz mogę nawet robić brzuszki – śmieje się Tomek. – Jak mi nogi ktoś przytrzyma, to ciskam jeden brzuszek za drugim.
Tego, co Tomek stracił trzy lata temu, nigdy już nie odzyska. Jednak istnieje szansa, że kiedyś będzie chodził. Potrzebna będzie oczywiście proteza. Wszyscy mu w tym kibicują, i rodzina, i znajomi, i lekarze: – Teraz to kwestia wyćwiczenia i doprowadzenia do sprawności górnej części ciała. Dolna musi poczekać – mówi Tomek.
– Tomek musi najpierw nauczyć się sam przesiadać z łóżka na wózek, ubrać się, bo na razie takich rzeczy nie wykona – mówi mama. – Postępy są z lewą ręką. Nie trzęsie się już tak, jak wcześniej, można ją zginać. Wszystko dzięki wspaniałej rehabilitacji. Jesteśmy pod wrażeniem postawy dyrektora centrum rehabilitacji na Królewieckiej, który przychodził do Tomka i umożliwił mu kontynuację rehabilitacji. Starają się także lekarze, dbają o Tomka, dopytują, interesują się. Powiedzieli, że postarają się w jak największym stopniu Tomka usprawnić. Na razie będziemy pracować nad tym, żeby sam mógł doprowadzić ciało do pozycji siedzącej. Dużo jeszcze przed nami, ale jest ogromna poprawa.
– No bo to wiadomo, że będę śmigał normalnie – śmieje się Tomek.
Obecnie Tomkowi brakuje tylko dobrego wózka, bo ten, który ma, do jeżdżenia się nie nadaje. Kłosińscy marzą także, by Tomek kiedyś odnalazł swoje miejsce w życiu: – Marzymy też o tym, żeby w przyszłości Tomek znalazł jakieś zajęcie dla siebie. Potrzebny byłyby ktoś, kto by mu podpowiedział, co miałby robić, w czym jest dobry.
Trzymamy kciuki za dalsze postępy Tomka. A na pewno one nastąpią, bo przy tak pozytywnym podejściu do sprawy nawet niemożliwe staje się możliwe.
Nieraz wspominaliśmy już na naszych łamach o rodzinie Kłosińskich. To rodzina, o której nie da się zapomnieć, trzeba do niej wracać. Dlatego wróciłam, by zapytać, co słychać.
Tomek Kłosiński jeszcze trzy lata temu był pełnym energii młodzieńcem z tysiącem pomysłów na życie. Był zdolny, studiował, miał zdawać egzamin na prawo jazdy kategorii C. Pewnego sierpniowego dnia zdarzył się wypadek. Po ciężkiej walce o życie Tomek długo dochodził do siebie. W walce pomagała ma mu rodzina, a szczególnie ukochana mama Wioletta. Chłopak stracił nogę. Cierpi na porażenie czterokończynowe, leży w łóżku. Od czasu wypadku wyciszył się, wiele rzeczy przemyślał, przewartościował całe swoje życie. Przez wiele miesięcy jego życie zamknęło się w czterech ścianach pokoju. Rehabilitacja utknęła w martwym punkcie. Zabrakło sił do dalszej walki. Krótko po naszym artykule życie Kłosińskich zmieniło się. Rozdzwoniły się telefony. Dzięki życzliwym ludziom udało się załatwić profesjonalną rehabilitację, zajęcia rehabilitacyjne w wodzie na miejskim basenie oraz terapię energotonową.
Niedawno życie państwa Kłosińskich nabrało kolejnych barw. 4 kwietnia przeprowadzili się. Nowe mieszkanie jest duże, przestronne, w pobliżu Starego Rynku, najważniejsze, że jest na parterze. Podczas przeprowadzki Kłosińskim pomagała rodzina, bo mieszkanie było strasznie zaniedbane. Przy domu znajduje się mały ogródek. Kłosińscy promienieją ze szczęścia:
– Jak mąż przyjeżdża z pracy, wychodzi na ogródek i myśli, co by tu nowego posadzić – mówi mama Tomka, Wioletta Kłosińska. – Mówi, że już do nikogo nie musi chodzić, tak mu tu dobrze! Gdy jest w pracy, ciągle dopytuje przez telefon, czy podlałam kwiatki.
Przeprowadzka to dla Tomka bardzo duża zmiana, zmiana na lepsze: – To wielkie wydarzenie – mówi Tomek. – Nie trzeba już nikogo prosić, gdy chcę wyjść na zewnątrz. Teraz z pomocą siostry zjeżdżam po specjalnych szynach do ogródka. Do pokonania jest tam kilka schodków.
– Bardzo pomogła nam Fundacja Maltańska – mówi mama Tomka. – Tomek dostał od niej nowego laptopa, szyny, po których może zjeżdżać wózkiem. Byliśmy w Olsztynie na specjalnym spotkaniu, bo fundacja ma tam siedzibę. Pracują tam przecudowni ludzie. Skorzystaliśmy z porad psychologa, radcy prawnego. Teraz mieliśmy wyjechać do Zalesia nad jezioro z tej fundacji właśnie, ale Tomek miał akurat operację. Tak się cieszyliśmy, że pojedziemy, ale po operacji było to niemożliwe. Tomek miał też skorzystać z kursu przez Internet, ale na razie stawiamy na rehabilitację i wszystko ciągle odkładamy. Jesteśmy zadowoleni z pomocy fundacji, dzwonią często i pytają, co Tomkowi potrzeba.
W maju Tomek przeszedł operację usunięcia gwoździa blokowanego oraz skostnienia okolicy biodra prawego: – Samopoczucie mam bardzo dobre – mówi Tomek. – Mam o wiele lepsze nastawienie do życia. Przechodzę stałą rehabilitację. W maju usunęli mi drut długości 70 cm z prawej nogi. Wkrótce będę miał wyciągane druty z rzepki, bo miałem ją totalnie roztrzaskaną.
– Operacja dała bardzo wiele – mówi mama. – Do tej pory Tomek nie mógł usiąść w pozycji 90 stopni. Po operacji syn siada swobodnie, bez bólu. Podczas operacji oprócz drutu usunięto mu także skostnienia okolicy biodra prawego. Na prawym biodrze Tomek miał ogromne skostnienia, jak lekarze to zobaczyli, to się za głowę złapali! Jak to usunęli, jest o wiele lepiej. Skostnienia powstały z braku ruchu, od leżenia, bo przecież przez długi czas nie miał możliwości się ruszać.
– Teraz mogę nawet robić brzuszki – śmieje się Tomek. – Jak mi nogi ktoś przytrzyma, to ciskam jeden brzuszek za drugim.
Tego, co Tomek stracił trzy lata temu, nigdy już nie odzyska. Jednak istnieje szansa, że kiedyś będzie chodził. Potrzebna będzie oczywiście proteza. Wszyscy mu w tym kibicują, i rodzina, i znajomi, i lekarze: – Teraz to kwestia wyćwiczenia i doprowadzenia do sprawności górnej części ciała. Dolna musi poczekać – mówi Tomek.
– Tomek musi najpierw nauczyć się sam przesiadać z łóżka na wózek, ubrać się, bo na razie takich rzeczy nie wykona – mówi mama. – Postępy są z lewą ręką. Nie trzęsie się już tak, jak wcześniej, można ją zginać. Wszystko dzięki wspaniałej rehabilitacji. Jesteśmy pod wrażeniem postawy dyrektora centrum rehabilitacji na Królewieckiej, który przychodził do Tomka i umożliwił mu kontynuację rehabilitacji. Starają się także lekarze, dbają o Tomka, dopytują, interesują się. Powiedzieli, że postarają się w jak największym stopniu Tomka usprawnić. Na razie będziemy pracować nad tym, żeby sam mógł doprowadzić ciało do pozycji siedzącej. Dużo jeszcze przed nami, ale jest ogromna poprawa.
– No bo to wiadomo, że będę śmigał normalnie – śmieje się Tomek.
Obecnie Tomkowi brakuje tylko dobrego wózka, bo ten, który ma, do jeżdżenia się nie nadaje. Kłosińscy marzą także, by Tomek kiedyś odnalazł swoje miejsce w życiu: – Marzymy też o tym, żeby w przyszłości Tomek znalazł jakieś zajęcie dla siebie. Potrzebny byłyby ktoś, kto by mu podpowiedział, co miałby robić, w czym jest dobry.
Trzymamy kciuki za dalsze postępy Tomka. A na pewno one nastąpią, bo przy tak pozytywnym podejściu do sprawy nawet niemożliwe staje się możliwe.
dk