Kampania wyborcza w Elblągu dopiero w ostatnich dniach nabrała rumieńców. Prasa bombardowała elblążan płatnymi reklamami kandydatów. W jednym z tytułów kandydat dostał dla siebie nawet całą pierwszą stronę. Na słupach ogłoszeniowych aż grubo od plakatów. Członkowie komitetów wyborczych raczej szanowali konkurencję, choć nie obyło się też bez bardzo ostrych słów.
- Ta inicjatywa to pewna forma aktywności, ale w tym momencie pasożytująca na lewicowych dokonaniach, podpinająca się pod szyld markowej partii - mówił członek jednego z komitetów wyborczych.
Komitet, do którego były adresowane te słowa, właściwie mógł się za to obrazić, ale jakoś nie podjął tematu. Obraził się tymczasem jeden z artystów plastyków, który ujrzał na ulotce pewnego kandydata przedruk swojej akwareli.
- I tu nagle pojawia się motyw z mojej akwareli na ulotce wyborczej, przede wszystkim bez uzgodnienia ze mną - stwierdził plastyk.
Właściciel ulotki tymczasem tłumaczył, że nie wiedział, iż popełnił faux pas.
- Zrobiłem to nieświadomie. Startując do sejmiku, chciałem tym sposobem zaznaczyć, że Elbląg jest dla mnie ważny. Nie wiedziałem, że ten pan ma zarejestrowany patent. Z góry go bardzo, bardzo serdecznie przepraszam.
I ta sprawa nie skończyła się w sądzie, ale w tej kampanii do sądu trafiło kilkanaście spraw, rozpatrywanych w trybie wyborczym. Rzecznik elbląskiego Sądu Ewa Mazurek ocenia, że pod tym względem tak gorąco jeszcze w Elblągu nie było.
- Sprawy te dotyczą wypowiedzi w artykułach prasowych oraz informacji zawartych w ulotkach i na plakatach. W porównaniu z poprzednimi kampaniami ta kampania jest szczególnie ożywiona, ponieważ poprzednio wpływały tylko pojedyncze sprawy - stwierdziła rzecznik Ewa Mazurek.
Kandydaci kłócili się przed sądem na przykład o to, co ktoś komuś obiecał i czy obietnicy otrzymał.
- Mojemu przeciwnikowi zarzuciłem podanie nieprawdy w gazetce wyborczej. Jest tam napisane, że wójt obiecał mieszkańcom Przezmarka zwołanie nadzwyczajnej sesji Rady Gminy, a takie twierdzenie jest po prostu nieprawdziwe. I właśnie to próbowałem udowodnić w sądzie - stwierdził zainteresowany.
Swoistą "bombę", właściwie w ostatnim dniu kampanii przed ciszą wyborczą, stanowił spór pomiędzy dwoma kandydatami na prezydenta Elbląga o to, czy miasto jest czy nie jest na tak zwanym "szarym końcu" pod względem potencjału rozwojowego. Takie stwierdzenie zawarł w liście do mieszkańców jeden z kandydatów. Sąd rozsądził: kandydat podał nieprawdę, bo przy wydawaniu opinii należało wziąć pod uwagę cały ranking, a nie tylko jego część.
Paradoksalnie, przedwyborczą gorączkę najbardziej odczują panie sprzątaczki, które codziennie wynoszą z klatek schodowych kilogramy ulotek.
- We wszystkich klatkach, nawet na ulicach czy chodnikach leżą porozrzucane ulotki. Musimy je sprzątać. Są na nich różne malunki, bazgroły, niektóre z nich są nawet nadpalone - powiedziała jedna z pań - Szkoda na to pieniędzy, tym bardziej, że ulotki są wydawane na dość dobrym papierze. Czy nie lepiej przeznaczyć te pieniądze na ważniejsze sprawy?
- Rano, jak przychodzę do pracy, to wynosimy po wiadrze z każdego piętra. Nikt tego nie czyta. Lokatorzy też się denerwują - mówi inna z pań sprzątaczek.
A może jednak mieszkańcy czytają?
- Ja tam wszystko czytam. Piszą tam same dobre rzeczy, a papier wszystko przyjmuje - stwierdził jeden z lokatorów.
Komitet, do którego były adresowane te słowa, właściwie mógł się za to obrazić, ale jakoś nie podjął tematu. Obraził się tymczasem jeden z artystów plastyków, który ujrzał na ulotce pewnego kandydata przedruk swojej akwareli.
- I tu nagle pojawia się motyw z mojej akwareli na ulotce wyborczej, przede wszystkim bez uzgodnienia ze mną - stwierdził plastyk.
Właściciel ulotki tymczasem tłumaczył, że nie wiedział, iż popełnił faux pas.
- Zrobiłem to nieświadomie. Startując do sejmiku, chciałem tym sposobem zaznaczyć, że Elbląg jest dla mnie ważny. Nie wiedziałem, że ten pan ma zarejestrowany patent. Z góry go bardzo, bardzo serdecznie przepraszam.
I ta sprawa nie skończyła się w sądzie, ale w tej kampanii do sądu trafiło kilkanaście spraw, rozpatrywanych w trybie wyborczym. Rzecznik elbląskiego Sądu Ewa Mazurek ocenia, że pod tym względem tak gorąco jeszcze w Elblągu nie było.
- Sprawy te dotyczą wypowiedzi w artykułach prasowych oraz informacji zawartych w ulotkach i na plakatach. W porównaniu z poprzednimi kampaniami ta kampania jest szczególnie ożywiona, ponieważ poprzednio wpływały tylko pojedyncze sprawy - stwierdziła rzecznik Ewa Mazurek.
Kandydaci kłócili się przed sądem na przykład o to, co ktoś komuś obiecał i czy obietnicy otrzymał.
- Mojemu przeciwnikowi zarzuciłem podanie nieprawdy w gazetce wyborczej. Jest tam napisane, że wójt obiecał mieszkańcom Przezmarka zwołanie nadzwyczajnej sesji Rady Gminy, a takie twierdzenie jest po prostu nieprawdziwe. I właśnie to próbowałem udowodnić w sądzie - stwierdził zainteresowany.
Swoistą "bombę", właściwie w ostatnim dniu kampanii przed ciszą wyborczą, stanowił spór pomiędzy dwoma kandydatami na prezydenta Elbląga o to, czy miasto jest czy nie jest na tak zwanym "szarym końcu" pod względem potencjału rozwojowego. Takie stwierdzenie zawarł w liście do mieszkańców jeden z kandydatów. Sąd rozsądził: kandydat podał nieprawdę, bo przy wydawaniu opinii należało wziąć pod uwagę cały ranking, a nie tylko jego część.
Paradoksalnie, przedwyborczą gorączkę najbardziej odczują panie sprzątaczki, które codziennie wynoszą z klatek schodowych kilogramy ulotek.
- We wszystkich klatkach, nawet na ulicach czy chodnikach leżą porozrzucane ulotki. Musimy je sprzątać. Są na nich różne malunki, bazgroły, niektóre z nich są nawet nadpalone - powiedziała jedna z pań - Szkoda na to pieniędzy, tym bardziej, że ulotki są wydawane na dość dobrym papierze. Czy nie lepiej przeznaczyć te pieniądze na ważniejsze sprawy?
- Rano, jak przychodzę do pracy, to wynosimy po wiadrze z każdego piętra. Nikt tego nie czyta. Lokatorzy też się denerwują - mówi inna z pań sprzątaczek.
A może jednak mieszkańcy czytają?
- Ja tam wszystko czytam. Piszą tam same dobre rzeczy, a papier wszystko przyjmuje - stwierdził jeden z lokatorów.
J