W policji i nie tylko znana jest z tego, że sprawy dotyczące zwierząt, jak np. znęcanie się nad nimi, doprowadza do końca. O przestępstwach związanych ze zwierzętami, o społecznej wrażliwości w tych kwestiach, a także o pupilach w ogóle rozmawiamy ze st. asp. Igą Sozoniuk z elbląskiej policji.
- Jak się zostaje "Psim Detektywem", bo taki pseudonim przylgnął przecież do Pani po zajmowaniu się tyloma sprawami związanymi ze zwierzętami?
- To zaczęło się jakieś 7-8 lat temu. W policji jestem już 16 lat, dochodzenia prowadzę od 14. Można wiec powiedzieć, że doszło do tego w połowie mojego "służbowego żywota". Zwierzęta w moim życiu były zawsze obecne, wykazuję wobec nich bardzo dużą empatię. Uważam, że jeżeli już wprowadzamy je do naszego życia, to powinniśmy się nimi odpowiednio zajmować. W pewnym momencie mojej pracy w policji przyjrzałam się sprawom dotyczącym zwierząt w Polsce. Jeśli ktoś np. znęca się nad zwierzęciem, to jest to moim zdaniem bardzo poważna sprawa. W mediach często czytałam informacje, że jakaś sprawa została umorzona, że nie wyciągnięto żadnych konsekwencji, że tego czy tamtego zabrakło, żeby ją doprowadzić do końca. W wielu przypadkach wydawać by się mogło, że materiał dowodowy jest, sprawca jest, a ze sprawy nic nie wyniknęło. Uzbroiłam się więc w lektury ustaw, komentarzy prawnych, uzasadnień wyroków, każdy materiał, który pomagał mi się dokształcić w tym zakresie. Ostatecznie sprawy, które zaczęłam brać, kończyły się wszystkie aktami oskarżenia.
Koledzy nawet śmiali się ze mnie, że potrafię dowody wygrzebać spod ziemi. Naprawdę mocno "kopałam", docierałam do świadków, materiałów. W konsekwencji pojawiały się wyroki skazujące w tych sprawach. Tak to się zaczęło, a wtedy koledzy zaczęli mnie nazywać "Psim Detektywem".
- Z czego wynikało to, że te wspomniane wcześniej sprawy dotyczące zwierząt nie znajdowały jakiegoś sensownego finału?
- Na dobrą sprawę nie wiem, z czego to wynikało. Nie zajmowałam się tymi postępowaniami, nie wiem więc, dlaczego były umarzane. Wzięłam tę policyjną działkę na spróbowanie, żeby przekonać się, czy faktycznie nie da się nic zrobić. Być może ludzie jakiś czas temu byli na to mniej wrażliwi. Świadomość jeśli chodzi o opiekę nad zwierzętami wzrasta, ludzie chętniej zgłaszają, że zwierzętom dzieje się coś złego. Oczywiście do dziś czy na obszarach wiejskich, czy niejednokrotnie w mieście, zwierzęta są traktowane przedmiotowo, a wiedza na ten temat kuleje.
- Jakiego rodzaju spraw dotyczących zwierząt jest najwięcej?
- Znęcania i kłusownictwa. Oprócz tego są jeszcze naruszenia prawa w związku z ustawą o ochronie zdrowia zwierząt i ich chorobach zakaźnych. To bardzo szeroka działka, również jeśli chodzi o to, o jakie zwierzęta chodzi: gady, płazy, ptaki, karpie na święta...
- Karpie na Boże Narodzenie?
- Karp też jest żywym stworzeniem, potrzebuje zapewnienia odpowiednich warunków, nawet jeśli ma trafić na talerz. Czy to karp, czy mysz, czy jakiekolwiek zwierzę, należy traktować je w granicach prawa. Dlatego przedstawiciele ochrony praw zwierząt kontrolują sklepy i sprawdzają, w jakich warunkach trzymane są ryby. Gdy już ktoś kupi żywą rybę, to sam transportować i przechowywać musi ją w odpowiedni sposób.
- Wspomniała Pani, że wrażliwość jeśli chodzi o traktowanie zwierząt się polepsza.
- Widać to po tym, że takich spraw wpływa do nas coraz więcej. Ludzie nie boją się tych sytuacji zgłaszać. Od tylu lat jestem policjantem zajmującym się ochroną praw zwierząt, że ludzie wiedzą, że takie sprawy będą brane, że nie odbiją się od ściany. Mój telefon jest ogólnodostępny, przekazywany też pocztą pantoflową, dostaję bardzo wiele zgłoszeń. Chodzi o to, by w tych sytuacjach dać im 100-procentowe wsparcie, pomoc prawną, a tam, gdzie da się zebrać materiał dowodowy, by ukarany został sprawca przestępstw. Przepisy dotyczące ochrony zwierząt cały czas są nowelizowane, mam nadzieję, że te kwestie będą szły w coraz lepszym kierunku.
- A pod jakimi względami wrażliwości na zwierzęta jeszcze nam jako społeczeństwu brakuje?
- Powiedziałabym, że problemy w tym względzie rodzą się już na etapie wyboru rasy psa. Jeśli już zdecydujemy się na podopiecznego, musimy wiedzieć, jakie dana rasa ma potrzeby, nie kierować się tylko tym, że piesek jest ładny, puszysty, czarny czy biały, albo że jakaś rasa jest aktualnie modna.
Jakiś celebryta ma buldożka francuskiego i marzy nam się podobny? To musimy pamiętać, że to psy z grupy molosów, one nie będą szczęśliwe tylko leżąc na tapczanie i oglądając seriale z właścicielem... Jack russele to malutkie, słodkie pieski, ale ich "powołaniem" było tępienie szkodników. Ludzie naoglądają się filmików w mediach społecznościowych, a po kilku miesiącach z owczarkiem belgijskim, który im się podobał, nie potrafią dać sobie rady z zapewnieniem mu tego, czego potrzebuje i próbują się pozbyć podopiecznego...
Psu trzeba dać zajęcie, my pójdziemy do pracy, na siłownię, do restauracji, a on jest całkowicie uzależniony od nas, kiedy wyjdzie na zewnątrz, kiedy dostanie jeść. Trudno się dziwić, że gdy nie zapewnimy zwierzęciu danej rasy realizacji jego potrzeb, mamy do czynienia z nadmierną wokalizacją, zniszczeniami w domu, problemami z sąsiadami, nieposłuszeństwem. Wtedy ludzie wpadają na pomysł, żeby psa uwiązać na łańcuchu, bo się nie słucha, bo ucieka itd. To nie jest wina zwierzęcia, to jest jego niezrozumienie ze strony człowieka, ono jest po prostu sobą.
Jest żywym stworzeniem, żywym organizmem, jak my. Często słyszę "Boże, jaki pani piesek jest mądry". Ale pies się nie rodzi mądry, on jest czystą kartą, to my jesteśmy odpowiedzialni za to, jak będzie funkcjonował. Ważne jest nie tylko zapewnienie mu posiłków, opieki weterynaryjnej, ale też opieki behawioralnej, gdy nie dajemy sobie rady z jego zachowaniami. Trzeba biorąc zwierzę pod opiekę liczyć się z kosztami i wysiłkiem.
- Przestępcy, zatrzymani, ofiary przestępstw, wszyscy mogą mieć zwierzęta. Co dzieje się z nimi, gdy ich jedyny opiekun trafi np. do aresztu?
- Opiekę przejmuje albo rodzina, albo zwierzę trafia do schroniska, analogicznie dzieje się, gdy ktoś umrze, zwierzęta wchodzą w skład masy spadkowej i podlegają podziałowi majątku.
- Policjanci pracują ze zwierzętami. Jak wygląda codzienność czworonogów na komisariacie, przecież nie codziennie są one wykorzystywane do konkretnych zadań?
- Biorąc pod opiekę psa, służbowego czy prywatnego, odpowiadamy za niego 24 godziny na dobę. Policjant, nazywany przewodnikiem, musi zapewnić zwierzęciu jedzenie, wysiłek fizyczny, wysiłek umysłowy, trening, zajmuje się nim także poza godzinami służby. Nawet jeśli pies nie jest wezwany na jakieś zdarzenie, to trzeba dbać o niego zgodnie z regulacjami w ustawie o ochronie zwierząt i specyfiką rasy. My pracujemy z owczarkami belgijskimi i jednym holenderskim, który jest wytrenowany w wyszukiwaniu materiałów wybuchowych. Oprócz tego ich zadania obejmują wszystko to, co robi funkcjonariusz policji: zabezpieczanie imprez, poszukiwanie zaginionych czy sprawców przestępstw. Wykorzystujemy psy tropiące, przy patrolowe, czworonogi pracują też w jednostkach specjalnych. Przewodnicy często bardzo zżywają się z podopiecznymi i gdy zwierzę już skończy służbę, to i tak zostaje pod opieką funkcjonariusza.
- Czy są jakieś sprawy, które przez te lata w pracy na rzecz zwierząt szczególnie zapadły Pani w pamięć?
- Tego jest tak dużo, że trudno nawet odkopać niektóre sytuacje w głowie. Żeby nie zwariować, staram się po zakończeniu spraw wypierać je z pamięci, nie żyć nimi poza pracą. Przecież często moja praca wiąże się z patrzeniem na żywe stworzenia w bardzo ciężkim stanie. Nie zapomnę na pewno, jak na terenie jednej z pobliskich gmin interwencję podejmowali pracownicy Psiego Raju w Pasłęku. Chodziło o suczkę, która konała z głodu. Przywiązana do nogi stołu, niekarmiona, bez wody... Sąsiedzi zgłosili jednak sprawę, gdy było już za późno. Wyniki sekcji potwierdziły zagłodzenie... To są sytuacje, na które ciężko się patrzy, a zwierzę samo nie poprosi o pomoc.
- Jak na interwencje policji reagują osoby, które źle traktują zwierzęta?
- Na dwa sposoby. Niektórzy wręcz lekceważąco, inni podczas interwencji uświadamiają sobie, co zrobili, że ich podopiecznego chroni prawo, ostatecznie nie wszystkie interwencje kończą się odbiorem zwierzęcia. Staram się uświadamiać ludzi również w ten sposób: "jeśli już wziąłeś zwierzę, zadbaj o nie. Głodny pies nie ochroni twojej posesji, tak samo jak ty głodny nie będziesz produktywny w pracy".
- A sprawy dotyczące mniej "typowych" zwierząt?
- Weźmy chociaż wysłanie kameleona w paczce, która nie jest oznaczona jako żywy transport. Potem w trakcie zeznań osoby, która tego kameleona wysłała, słyszę, że 'transport tych zwierząt jest krótki" i "ten zwierzak wytrzyma". Tyle że kameleon to egzotyczne zwierzę, które potrzebuje odpowiedniej temperatury, wilgoci i zapewnienia szeregu innych czynników, żeby ten transport przebył cały i zdrowy. Pomysły ludzi jeśli chodzi o traktowanie zwierząt są czasami zatrważające.
- Ze zwierzętami pracuje Pani nie tylko jako policjantka, ale też jako behawiorystka...
- Tak, dwa lata temu ukończyłam studia podyplomowe na kierunku kynopsychologii, zdobyłam kompetencje związane z byciem trenerem psów i behawiorystą. Pomagam ludziom zrozumieć zwierzęta. Uświadamiam, do czego psy zostały stworzone. Staram się doprowadzić do tego, żeby życie z tymi zwierzętami faktycznie wyglądało tak dobrze, jak na filmikach, którymi zachwycamy się w internecie. Problemy jakie napotykam są przeróżne; "sika w domu, głośno szczeka, nie słucha się".
Jeśli nie wyszkolimy szczeniaka, to potem napotykamy problemy, gdy dorośnie. Trzeba pamiętać, że jak powiemy psu, żeby poszedł do np. łóżka, to dla niego jest już komenda. Musimy też wiedzieć, z czego wynika jego zachowanie. To, co jest "złego" w psie, to nie jest wina psa, to efekt działania człowieka. Psy nam się do domów nie pchały, to są nasze decyzje, czasem przemyślane, czasem spontaniczne. Obecnie jest wiele porzuceń zwierząt, wiele oddaje się do adopcji bez podejmowania walki o to, byśmy ze zwierzakiem dobrze funkcjonowali. Szczeniak się komuś podoba, a potem okazuje się, że jednak łatwiej go wystawić na portal z ogłoszeniami, a nawet przekazać komukolwiek bez żadnej umowy, byle pozbyć się problemu... Chyba nikt nie chciałby być tak potraktowany, jak taki oddany zwierzak... Bardzo bym chciała, żeby schroniska stały puste, wszystkie zwierzęta miały domy i były w nich dobrze traktowane...
- Ma Pani także pod opieką pięć swoich zwierzaków...
- Niedługo będzie szósty, a z racji pracy jako kynopsycholog bywa, że mam ich w domu jeszcze więcej. Jestem też domem tymczasowym, ostatnio odbierałam kilka szczeniaków. Zadzwoniła do mnie kobieta, że u jej sąsiada, gdzie występują problemy alkoholowe, oszczeniła się sunia, że pieski są zaniedbane. Wtedy miały jakieś sześć tygodni, to za wcześnie, żeby zabrać małe od matki. Nie mogliśmy jednak poczekać. Oczywiście w moim dniu wolnym, bo jakżeby inaczej, kobieta znów zadzwoniła przerażona, że słyszała, że szczeniaki będą wkrótce "wywiezione", bo "srają, szczają i mają ich dosyć". Szybko tam pojechałam, właściciel podpisał zrzeczenie się opieki nad psami, wprowadzono je w ewidencję schroniska jako odebrane z interwencji, ale zostały u mnie, bo w tych warunkach schroniskowych maluchy nie mogły przebywać. Jeszcze przez jakieś dwa tygodnie co trzy godziny karmiłam je z butelki. Oprócz nich miałam wtedy w domu jeszcze trzy psy "na tymczasie" inne niż moje. W tym okresie przy moich trzech pracach, bo jestem jeszcze instruktorem kulturystyki i fitness i prowadzę zajęcia na siłowni, łatwo nie było. Na szczęście wszystkim szczeniaczkom wspólnie ze schroniskiem udało się znaleźć domy.
Policjantem jestem 24 godziny na dobę, dwa lata temu chyba w drugi dzień świąt był śmiertelny wypadek, musiałam wtedy zabezpieczyć buldoga, który pozostał bez właściciela. Nie wybiera się, kiedy takie sytuacje nastąpią, więc pozostaję do dyspozycji. W sprawach związanych ze zwierzętami dzwonią do mnie inni policjanci z całego kraju, współpracuję z osobami prywatnymi, instytucjami, urzędami, z Powiatowym Lekarzem Weterynarii, ze schroniskiem. Jest co robić.