UWAGA!

Spacerem po Elzamie

 Elbląg, Spacerem po Elzamie
Fot. Anna Dembińska

Z jednej strony przyznają, że nie jest łatwo, bo klienci zaczęli wybierać zakupy w sieciówkach, galeriach handlowych czy internecie, a koszty prowadzenia działalności rosną. Z drugiej wielu z nich nie wyobraża sobie pracy w innym miejscu, a znaczna część naszych rozmówców przyznaje, jak ważne w ich codzienności są relacje z innymi handlowcami i stałymi klientami, którzy doceniają jakość tego, co znajduje się w oferowanym asortymencie. Odwiedzamy Elzam Market, charakterystyczne, może nawet kultowe miejsce handlu w Elblągu. Zobacz zdjęcia.

"Elzamowska rodzina"

W poniedziałkowy poranek (29 stycznia) nie spodziewaliśmy się w Elzam Markecie tłumów, pojedynczy klienci przemykali alejkami wyznaczonymi przez boksy.

- A my to tylko tędy przechodzimy, z parkingu do lekarza idziemy – mówią napotkane przez nas osoby.

- Pierwszy raz jestem w życiu w tym Elzamie – mówi pani Zosia, która przyjechała do Elbląga z "z centralnej Polski" w odwiedziny do prawnuka. - Zachęcił mnie ten budynek, tyle tu różności, więc oglądam. Jeszcze trudno mi mówić o wrażeniach. To stary budynek, ale chyba dobrze zagospodarowany, ludzie w środku nie marzną... Porównuję ceny, jak na początkowe obserwacje, to chyba jest drożej niż blisko Łodzi – przyznaje nasza rozmówczyni.

- Ja tu nie robię zakupów, do Biedronki tędy przechodzę – mówi pani Ewa. - Kiedyś kupowałam tu sobie sukienkę na wesele – dodaje za chwilę. Odwiedza Elzam właśnie przy takich wyjątkowych okazjach.

- Jest coraz mniej klientów, jestem tu od 26 lat, największy spadek odwiedzających był przy pandemii – mówi pani Beata. - Klientów zabierają nam sklepy internetowe, mój syn praktycznie wszystko wyszukuje sobie w internecie. Jeśli wśród klientów pojawiają się nowe twarze, to przyjezdni, którzy np. przyjechali do rodziny, albo sporo osób z mniejszych miejscowości. Wcześniej bliskość dworca nas ratowała. Nie chciałabym się jednak przenieść "na miasto" – zaznacza. Przyznaje, że bazuje na stałych klientach, ale pojawiają się przemyślenia, "żeby iść do pracy do kogoś i dostać tę czwórkę, mieć to i dziękuję bardzo". - Kiedyś to się mówiło, że "och, ma sklep, rety", albo "lepszy handelek niż szpadelek", ale to już nie to... - wyznaje kobieta.

- Handluję tu od 25 lat, sprzedajemy z mężem obuwie w dwóch boksach – opowiada Agnieszka Woźniak. - Co do wystroju, to niestety nic się tu nie zmienia. Jest mniej ludzi niż kiedyś, a kiedyś nie można było tędy przejść. Ci, co zostali tu przez lata, to ci najmocniejsi. Wielu się wykruszyło, nowych nie przybywa. Handel jest ciężki, to nie jest takie proste, jak się wydaje. Do tej pory mamy tu towar, którego nie będzie w marketach. Buty mamy tylko polskie, większość handluje polskim towarem jeśli chodzi o ten materiałowy asortyment. Mam dużo stałych klientów, wyrobioną markę. Ludzie przychodzą tu na zakupy po buty czy ciuchy, bo wiedzą, że to zakup na lata. Jestem na co dzień pozytywnie nastawiona, lubię to miejsce, ma super klimat, z wszystkimi się dobrze znam. Wiem, że mogę polecić kogoś, gdy szuka czegoś konkretnego. Nie przychodzę tu do pracy za karę, z musu, a innych traktuję jako taką elzamowską rodzinę. Nie myślimy z mężem o tym, kiedy stąd się zabrać. Kiedyś mieliśmy 3 pracowników, teraz już nie, czasy są jakie są. Utrzymanie pracownika to jest duży wydatek – przyznaje jednak nasza rozmówczyni.

- Jestem tu od trzydziestu lat. Hala z wyglądu się nie zmieniła, ale klientów jest coraz mniej, najwięcej było w latach 90. – twierdzi Grażyna Zgorzelska. - Trzyma mnie to, że jest tu takie osobne skupisko sklepów, przecież mnóstwo takich punktów jest na mieście zamkniętych, to nie sposób działania na naszą branżę. Ci, którzy "na mieście" są od lat, to się trzymają, my jako nowi chyba byśmy się nie przebili. Handluję odzieżą damską, jak sukienki, bluzki, spodnie, a także skórzane torebki, które szyje mój mąż. Są ciuchy na co dzień, ale też takie na imprezę czy jakieś wydarzenie. Mam dużo stałych klientów, ale są też nowi, przyjeżdżają np. z Gdańska i twierdzą, że w galerii nie ma takiego wyboru.

- Handluję tutaj od 30 lat – mówi pani Maryla. - Tutaj jest jakość, można towar zobaczyć, dotknąć, mamy polskie produkty, a nie najtańsze, jak zamawiane z Internetu. Lepiej jest w okresie jesiennym, albo weselnym, ale w minionym roku nawet w tych momentach szału nie było – zaznacza.

- Ja jestem tu od 28 lat – mówi sąsiadka pani Maryli, pani Anna. Obie handlują odzieżą damską – Tutaj, na Elzamie, jak kiedyś, nadal można wszystko kupić, garnitur, sukienkę, buty, szlafrok, piżamę... - wymienia.

Nasze rozmówczynie podkreślają, że galerie handlowe i Internet mają duży wpływ na spadek popularności takich miejsc jak Elzam Market. Ubywa też stałych bywalców, którzy stali się lub powoli stają emerytami. Młodych brakuje. Obie nasze rozmówczynie zgodnie zaznaczają, że mają duży sentyment do tego miejsca.

 

  Elbląg, Spacerem po Elzamie
Fot. Anna Dembińska

"Chciałabym tu dotrwać do emerytury"

- Pracuję tu od 2006 roku – mówi z kolei Bożena Tyburska. - To już któryś "dział" w mojej karierze ekspedienckiej, była bielizna damska, garnitury, konfekcja skórzana... aż wylądowałam w pasmanterii. Jestem pracownikiem, nie właścicielem – podkreśla. - Co do klientów, to liczba zależy od sezonu. Jeżeli przychodzi okres jesienno-zimowy, to ludzi jest więcej, jak jest sezon weselny, studniówkowy, to jest większe zainteresowanie kreacjami, garniturami. Co do naszego asortymentu, to najlepsza jest raczej zima, więcej się wtedy robi na drutach, na szydełku, haftuje... Jak dni się robią dłuższe, to takie rzeczy już się trochę odkłada – mówi.

Pani Bożena przyznaje, że ze stałymi bywalcami pasmanterii, gdzie pracuje od dekady, zna się bardzo dobrze. - Wszystkich swoich klientów znamy prawie jak rodzinę, to są wręcz przyjacielskie relacje. Wzajemne życzenia na święta to jest obowiązkowa sprawa. Wydaje mi się, że przewaga tego miejsca to w większości polski, rodzimy towar. To jest taka klasyka, której w galeriach nie kupimy, tym światem internetu i galerii handlowych jest zafascynowana młodzież. Taki dojrzały klient woli przyjść, przymierzyć, dotknąć, a oferta jest naprawdę fajna – zaznacza nasza rozmówczyni. Przyznaje, że kiedyś nie było tu wewnątrz hali "marketowego" sąsiedztwa, ale nie umie określić, czy zakupy w boksach są robione przy okazji wizyty w markecie, czy odwrotnie. Dodaje, że na korzyść Elzamu działa choćby duży parking czy obecność innych sklepów w pobliżu.

- Jestem tutaj od początku, ponad 30 lat – zaznacza Małgorzata Szafran. W Elzamie działalność prowadzi z mężem. - Na przestrzeni lat klimat zostaje ten sam, ale ludzie się zmieniają – przyznaje. Według niej rotacja przedsiębiorców jest już mniejsza niż dawniej, ale ludzie rezygnują.

- Zostają tylko tacy "desperaci", jak się coś robi tyle lat i nie ma innej alternatywy... Ja już czekam na emeryturę, mąż też. Czy lubimy to, co robimy? Powiedziałabym, że to los tak nami pokierował, nie powiedziałabym, że kocham swoją pracę, bo tak nie jest. Handluję fajerwerkami, bo na tym się znam. Zawsze to był trudny rynek, zawsze jakoś obieraliśmy sobie trudną działalność. Jak zaczynaliśmy od papierniczego asortymentu, to przez chwilę było łatwo. Najlepszy okres handlu tutaj to były lata 1997-2001. Dużo ludzi przyjeżdżało ze wschodu, moimi klientami byli w znacznej mierze Rosjanie. Odnowiłam w ten sposób po nauce w szkole język rosyjski, z tym językiem byłam w tamtych latach na bieżąco, to był świetny czas na handel. Muszę bazować na stałych klientach. Gdybym się nie znała na swojej branży, nie byłabym kompetentna, nie miałabym ich – zaznacza nasza rozmówczyni.

Według niej dalsza praca po dotarciu do emerytury (w jej przypadku rok, w przypadku męża trzy lata), będzie zależała od opłacalności. - Teraz zarabiam na ZUS i na koszty. Polityka kraju chce doprowadzić do tego, żeby mali przedsiębiorcy padali – mówi gorzko. A po ponad 30 latach trudno jest się według niej przebranżowić, trudno jest też konkurować z korporacjami i sieciówkami.

- Żałuję, że mamy swoją działalność, już dzisiaj bym się tego nie podjęła. Człowiek chce zarobić sobie te 3 tysiące, żeby mieć je na czysto, nie mam takich wygórowanych oczekiwań. A ja 2 tysiące muszę wydać na ZUS, już nie mówię o czynszu, świetle. Za coś trzeba żyć i jeść, mam jeszcze córkę na wymagających studiach, ona nie może sobie pozwolić na pójście do pracy – tłumaczy nasza rozmówczyni. Prowadzenie działalności określa jako "zażynanie się" i "balansowanie na linie". Przyznaje jednocześnie, że prowadzenie sklepu na Elzamie ma atut w postaci relacji z innymi handlowcami i klientami. - Klienci to jednak ludzie starszej daty, przyzwyczajeni do bycia z innymi ludźmi, do rozmowy, takie sklepy mogą im to dać, a młodzi dzisiaj wolą być anonimowi.

- Jestem tutaj prawie 19 lat, prawie dwie dekady – mówi Alicja Radziwon. - Zmienia się tu naprawdę niewiele, uważam, że jedyne centrum handlowe w Elblągu, o które dbamy, to jesteśmy my. Nie porównujemy się absolutnie do galerii. Mamy nietuzinkowy towar. Od 3-5 lat bazuję na swoich zaprzyjaźnionych klientkach. U nas jest typowo damska odzież, dobra gatunkowo, również nietania – podkreśla i dodaje, że w Elzamie "nie jesteśmy galeryjni, nie jesteśmy sztampą".

- Przyjeżdżają tu ludzie z Braniewa, Pasłęka, Gdańska, bo w galeriach jest wszędzie to samo. Atmosfera w pracy jest fajna, fajni są inni sprzedawcy, każdy ma jakieś swoje bliższe grono, ale przychodzi się tu w miarę przyjemnie. Żeby jeszcze ten handel był tu taki w miarę stabilny... Ja już mam swój PESEL, chciałabym tu dotrwać do emerytury, bo lubię to, co lubię i żałuję, że nie podjęłam się tego 30 lat temu. Wcześniej pracowałam jako pracownik biurowy, ale biuro projektowe się zamknęło, wtedy się wzięłam "za swoje" i nie żałuję. Latem jestem w Krynicy Morskiej i tam mam swój punkt, z tym samym towarem i też po 18 latach już są stali klienci. Teraz trudno mówić o tym, żeby w sprzedaży były jakieś okresy wyżowe, jest bardzo stabilnie. Grudzień był bardzo słaby. Światowa sytuacja ekonomiczna robi swoje, drożyzna w spożywce, opłaty... ale dajemy jakoś radę – wyznaje kobieta.

 

"Jak tylko można, robię tu zakupy"

W jednym ze sklepów klientki śmieją się razem z ekspedientką z sytuacji, która jedną z nich spotkała podczas imprezy, na którą specjalnie kupione zostały buty.

- Wzięłam buty, na imprezie mówię koledze w czasie tańca, że coś z tym butem jest nie tak. Lewy w tym tańcu mi spadł, więc przebrałam na inne, dopiero następnego dnia się okazało, że jeden jest rozmiaru 40, drugi 39 – śmieje się kobieta. Widać jednak wyraźnie, że impreza się udała, a pretensji nie było. W rozmowie dominuje śmiech i widać życzliwość wzajemnych relacji.

- 45 lat mieszkam w Elblągu, pochodzę z Lublina. Wcześniej w punkcie na Gildii – mówi pani Teresa. - Tu mamy dobry punkt, dobre polskie produkty, naprawdę doceniajmy to, co nasze – zachęca. Dodaje, że jest zawiedziona, że w Polsce od najmłodszych lat nie mówi się, "jak w krajach zachodnich", o tym, że to, co nasze, jest najlepsze.

- Gdyby czegoś nie było, to na zachodzie dopiero wtedy idą po obcy produkt. Musimy swoje doceniać, bo inaczej będzie bardzo źle – argumentuje. Komentuje też bardziej ogólnie sprawy dotyczące handlu w Polsce. - Ci, co chcą w niedzielę wysyłać do pracy, to niech sami w niedzielę pracują – mówi stanowczo. Stwierdza też, że mnóstwo rozwodów dotyczy związków kobiet pracujących w "sieciówkach", a ludzie są tam zatrudniani np. na pół etatu, przepracowani, nie mogą potem liczyć na godziwe emerytury itd.

- Jak tylko można, robię tu zakupy – podkreśla z kolei klientka pani Teresy, pani Elżbieta. - Sam pan widzi, jak wygląda Elbląg, tu coś zamknięto, tam lokal do wynajęcia, jest problem z kupieniem czegokolwiek, bo idę do miejsca, gdzie zawsze kupowałam, a tego sklepu nie ma. Przychodzi się więc na Elzam, tu mam buty, ubrania, igły, nici... Dla mnie to jest ważne, że tu są polskie produkty, wiem, czego mogę się spodziewać. Kiedyś pracowałam tu obok w hali dziewiątce, to było w roku 76 (działał tu wówczas Zamech - red.), szmat czasu – mówi z wyczuwalną nostalgią.

W czasie naszych rozmów słyszymy raz po raz, że handlującym na Elzamie dała w kość pandemia koronawirusa. Jak podkreśla jedna z naszych rozmówczyń, po pandemii handlujący nawet dogadywali się, żeby zrzucić się na reklamę w radiu. "Jedni by dali, drudzy by nie dali, niby każdy narzeka, ale takimi działaniami byśmy klienta zdobyli". Pytani o koszty wynajęcia boksu nasi rozmówcy zwykle mówią o okolicach 100 zł za metr. Mnóstwo naszych rozmówców to elzamowi weterani, prowadzący tam swoje biznesy od dwóch-trzech dekad. Inni w ostatnich latach poszli na emerytury i pozamykali swoje sklepy.

- Kiedyś jak nie było pustych boksów i była o nie walka, to wtedy te ceny najmu też rosły – słyszymy. Z drugiej strony przyznać trzeba, że parę lat temu był moment, że znaczna część hali świeciła pustkami, a teraz korytarze z boksami są bardziej wypełnione. Grunwaldzką bez Elzamu na pewno trudno sobie wyobrazić.

TB

Najnowsze artykuły w dziale Społeczeństwo

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
  • Kultowe miejsce i ten roznoszacy sie zapach hamburgerow.
  • Czasy się zmieniają, czas też zmienić podejście do handlu. Wiecej wyprzedaży, więcej promocji a nauczyliście się stać plotkować i klient wejdzie i opuścicie 10 zł. Nie jednego znam co dom wybudował i aura zmieniał bo i tak przyjdą, a czasy się zmieniają i łatwiej do Gdańska pojechać i coś markowego kupić niż trzymać cenę bo trzeba się dorobić Czas zmienić podejście, lepiej zarobić 30 %niz trzymać cenę bo do innej pracy nie chce się iść. Tutaj nie chodzi o dobry kontakt tylko o lenistwo, otwiera się i kawa herbata nic nie trzeba robić zwykle.... przyzwyczajenie... Do lekkiego życia. A potrzeba kreatywnośći, a nie nie opuszczę bo po co a na końcu się nie opłaca Niejeden trzyma aż się popsuje zamiast sprzedać taniej
  • Nigdy nie robię tam zakupów. Wolę internet. Ale zawsze chodże tam po sukienkę gdy czeka mnie ważne wyjście. Czyli raz w roku,
  • @Are12 - Co ty wiesz o życiu pszczół jak cię w ulu nie było. Pojęcia o biznesie nie masz. Widać, że z ciebie chytra baba z Raadomia
  • To miejsce nierozerwalnie związane jest z Elblągiem. W latach 90tych fajny koleś sprzedawał tam na stoisku z muzyką, kasetami, CD itp. I ten zapach gyrosów... Ech!!!
  • Ja tam mam tylko jeden lokal co uwielbiam, miła obsługa, dobre jedzenie, wiadomo o co chodzi B.... a.Życzę wam jak najlepiej.
  • Tak się złożyło że dzisiaj po kilku latach prze spacerowałem się przez tą handlującą halę do biedronki i odniosłem wrażenie jakbym był wczoraj, nuda i jeszcze raz nuda ! Sklepikarze wychodzą na korytarz by kości rozprostować z nudy, ktoś pisał że nie wyobraża sobie zmiany, pewnie dlatego że nie innej lepszej oferty i tak siedzą jak kura na jajach. Gdyby nie biedronka to pewnie bym tam nie wchodził bo towar stary i nie modny albo wszystko jednakowo podobne więc trafić klienta to sztuka.
  • @Are12 - Święta prawda, towar stary i nie modny, amen.
  • Ktoś kto swojego niepowodzenia w handlu doszukuje się w handlu internetowym, to jest jakimś januszem biznesu z minionej epoki i do końca życia, jego jedynym osiągnięciem będzie ta nędzna buda w elzamie. Internet daje szansę w rozwoju biznesu, jakiej nie było nigdy wcześniej.
  • Ceny z kosmosu!
  • Najgorsze z tego wszystkiego to jest to że tam dużo towaru wisi po parę lat, czego oczywiście nie przyznają. Miałem tam bliską znajomą to przyznała że są takie co dziesięć lat wiszą, tylko zmieniają opakowanie i miejsce.... szok !
  • Może ty w modnych "towarach" od chińczyka chodzisz, ale z językiem polskim sobie słabo radzisz (niemodny).
Reklama