Rusłan jest młodym dziennikarzem z Grodna na Białorusi. Zaczął interesować się historią Polaków, którzy żyli w tym mieście przed II wojną światową aż do czasu repatriacji w latach 40. i 50 XX w. Chce też wiedzieć, jakie były ich późniejsze losy, gdy osiedlili się na ziemiach odzyskanych. Wspomnienia układa na kartach książek. Teraz przyjechał do Elbląga i szuka osób urodzonych w mieście nad Niemnem.
Rusłan Kulewicz ma 28 lat i jest dziennikarzem gazety internetowej w Grodnie hrodna.life. Do Elbląga przyjechał po to, by szukać Polaków, którzy urodzili się w jego mieście przed II wojną światową. W poszukiwaniach, które nie są łatwe, bo dotyczą osób, które dziś mają po 90 lat, białoruskiemu dziennikarzowi pomaga Jacek Lewandowicz.
- Grodno to jedno z najważniejszych miast dawnej Rzeczypospolitej, znajdujące się dziś w granicach Białorusi - mówi elblążanin, którego rodzina pochodzi właśnie stamtąd. - Przed wojną liczyło ok. 60 tys. mieszkańców, z czego 60 proc. stanowili Polacy (drugą silną grupą byli Żydzi - 30 proc.). Rusłan chce poznać historię polskiego Grodna, ale opowiedzianą przez jego dawnych mieszkańców. Spisuje wspomnienia zwykłych ludzi, zwykłych mieszczan. Jest Białorusinem, ale z polskimi korzeniami, bo jego dziadkowie byli Polakami, ma Kartę Polaka - dodaje Jacek Lewandowicz.
- Ciekawi mnie, jak Grodno pamiętają jego dawni mieszkańcy, jak wyglądało to miasto do czasu ich wyjazdu - mówi Rusłan Kulewicz. - Grodno też jest miastem napływowym - zauważa - po repatriacji Polaków przyjechała ludność z Rosji i innych terenów. Młodzi w ogóle nie znają tej historii, więc ja chcę ją przybliżyć.
Pierwsza książka młodego, białoruskiego dziennikarza zawierała opowieści ludzi, którzy w Grodnie zostali.
- Zostali z różnych przyczyn np. obawiali się nowych czasów lub myśleli, że Grodno, które leży 40 km od polskiej granicy, na mocy porozumienia z Stalinem nadal będzie polskim miastem - wtrąca Jacek Lewandowicz.
I tak na kartach książki zapisała się m.in. pani Pelagia, której tata był pierwszą ofiarą II wojny światowej w Grodnie. Był listonoszem więziennym i gdy pierwsza bomba niemiecka spadła na miasto, zginął.
Pozycja interesująca, ale Rusłana nie było stać na jej wydanie. Zdecydował się więc na publikowanie fragmentów w internecie. Zgłaszali się ludzie i deklarowali, że chcieliby taką książkę kupić i wpłacali pieniądze. W ten sposób udało się wydrukować 500 egzemplarzy tytułu, który w polskim tłumaczeniu brzmi "Jedno miasto - różne w wspomnienia". Rusłan ma pomysł na drugą część, w której opisałby losy Polaków - repatriantów.
- Chcę poznać, z jakimi trudnościami się borykali, jak żyli po wyjeździe z Grodna, pokazać ich zdjęcia - mówi dziennikarz.
- Od 1946 r. do połowy lat 50. bardzo dużo Polaków z Grodna przyjechało na tzw. ziemie odzyskane, do Elbląga, Gdańska, Słupska, Koszalina - wskazuje Jacek Lewandowicz. - Wczoraj spotkaliśmy się w Elblągu z panem, który przyjechał ostatnim transportem repatriacyjnym. Dziś Rusłan jedzie do Słupska, do pana, który ma 91 lat, by spisać jego wspomnienia i dalej będziemy szukać. Prosimy o odzew ludzi, którzy jeszcze żyją, bo prywatnych kontaktów już nam zabrakło. A może dzieci czy wnuki przypomną sobie: O! Moja babcia była z Grodna!
Rusłan rozpytuje nawet przechodniów na ulicach.
- Niemal właśnie w ten sposób poznaliśmy się z nim 4 lata temu w Grodnie - śmieje się Jacek Lewandowicz. - Tak się zaczęła nasza znajomość i współpraca. W pierwszej książce Rusłana są wspomnienia mojego taty - rocznik 1929. Tata ma się jeszcze dobrze i chętnie opowiadał. Jako repatriant ma kartę, w której zapisano imię i nazwisko, datę urodzenia, skąd pochodzi - kontynuuje Jacek Lewandowicz. - Takie to były czasy: adin czemodan, w pojezd i w Polszu. Dokumenty repatriacyjne tak naprawdę niewiele pomagają w naszych poszukiwaniach. Liczymy na czytelników portEl.pl. Jesteśmy w kontakcie z Generalnym Konsulem Polski w Grodnie, który obiecał pomóc w przekładzie książki na język polski. Jeśli to się uda, być może będzie jej polskie wydanie. Tytuł roboczy brzmi "Głosy grodzieńskich ulic".
Elblążan, którzy urodzili się w Grodnie i chcieliby podzielić się wspomnieniami z lat dziecięcych i młodości prosimy o kontakt z Jackiem Lewandowiczem: tel. 604 170 560 lub mail: j_lewandowicz@wp.pl.
- Grodno to jedno z najważniejszych miast dawnej Rzeczypospolitej, znajdujące się dziś w granicach Białorusi - mówi elblążanin, którego rodzina pochodzi właśnie stamtąd. - Przed wojną liczyło ok. 60 tys. mieszkańców, z czego 60 proc. stanowili Polacy (drugą silną grupą byli Żydzi - 30 proc.). Rusłan chce poznać historię polskiego Grodna, ale opowiedzianą przez jego dawnych mieszkańców. Spisuje wspomnienia zwykłych ludzi, zwykłych mieszczan. Jest Białorusinem, ale z polskimi korzeniami, bo jego dziadkowie byli Polakami, ma Kartę Polaka - dodaje Jacek Lewandowicz.
- Ciekawi mnie, jak Grodno pamiętają jego dawni mieszkańcy, jak wyglądało to miasto do czasu ich wyjazdu - mówi Rusłan Kulewicz. - Grodno też jest miastem napływowym - zauważa - po repatriacji Polaków przyjechała ludność z Rosji i innych terenów. Młodzi w ogóle nie znają tej historii, więc ja chcę ją przybliżyć.
Pierwsza książka młodego, białoruskiego dziennikarza zawierała opowieści ludzi, którzy w Grodnie zostali.
- Zostali z różnych przyczyn np. obawiali się nowych czasów lub myśleli, że Grodno, które leży 40 km od polskiej granicy, na mocy porozumienia z Stalinem nadal będzie polskim miastem - wtrąca Jacek Lewandowicz.
I tak na kartach książki zapisała się m.in. pani Pelagia, której tata był pierwszą ofiarą II wojny światowej w Grodnie. Był listonoszem więziennym i gdy pierwsza bomba niemiecka spadła na miasto, zginął.
Pozycja interesująca, ale Rusłana nie było stać na jej wydanie. Zdecydował się więc na publikowanie fragmentów w internecie. Zgłaszali się ludzie i deklarowali, że chcieliby taką książkę kupić i wpłacali pieniądze. W ten sposób udało się wydrukować 500 egzemplarzy tytułu, który w polskim tłumaczeniu brzmi "Jedno miasto - różne w wspomnienia". Rusłan ma pomysł na drugą część, w której opisałby losy Polaków - repatriantów.
- Chcę poznać, z jakimi trudnościami się borykali, jak żyli po wyjeździe z Grodna, pokazać ich zdjęcia - mówi dziennikarz.
- Od 1946 r. do połowy lat 50. bardzo dużo Polaków z Grodna przyjechało na tzw. ziemie odzyskane, do Elbląga, Gdańska, Słupska, Koszalina - wskazuje Jacek Lewandowicz. - Wczoraj spotkaliśmy się w Elblągu z panem, który przyjechał ostatnim transportem repatriacyjnym. Dziś Rusłan jedzie do Słupska, do pana, który ma 91 lat, by spisać jego wspomnienia i dalej będziemy szukać. Prosimy o odzew ludzi, którzy jeszcze żyją, bo prywatnych kontaktów już nam zabrakło. A może dzieci czy wnuki przypomną sobie: O! Moja babcia była z Grodna!
Rusłan rozpytuje nawet przechodniów na ulicach.
- Niemal właśnie w ten sposób poznaliśmy się z nim 4 lata temu w Grodnie - śmieje się Jacek Lewandowicz. - Tak się zaczęła nasza znajomość i współpraca. W pierwszej książce Rusłana są wspomnienia mojego taty - rocznik 1929. Tata ma się jeszcze dobrze i chętnie opowiadał. Jako repatriant ma kartę, w której zapisano imię i nazwisko, datę urodzenia, skąd pochodzi - kontynuuje Jacek Lewandowicz. - Takie to były czasy: adin czemodan, w pojezd i w Polszu. Dokumenty repatriacyjne tak naprawdę niewiele pomagają w naszych poszukiwaniach. Liczymy na czytelników portEl.pl. Jesteśmy w kontakcie z Generalnym Konsulem Polski w Grodnie, który obiecał pomóc w przekładzie książki na język polski. Jeśli to się uda, być może będzie jej polskie wydanie. Tytuł roboczy brzmi "Głosy grodzieńskich ulic".
Elblążan, którzy urodzili się w Grodnie i chcieliby podzielić się wspomnieniami z lat dziecięcych i młodości prosimy o kontakt z Jackiem Lewandowiczem: tel. 604 170 560 lub mail: j_lewandowicz@wp.pl.
A