
Około 15 wracałem z pracy autobusem nr 31. Na przystanku Bema –Mickiewicza wsiadło dwóch młodych chłopaków w ubraniach roboczych. Normalnie nie zwróciłbym na nich uwagi, gdyby nie to, że jak tylko weszli, kierowca zaczął do nich krzyczeć, że mają natychmiast wysiąść, bo są brudni i będzie miał cały autobus zapaskudzony!
Tak zaczyna się list Czytelnika. Opisywane przez niego zdarzenie miało miejsce wczoraj (18 września). Dalej Czytelnik pisze:
„Ubranie co prawda robocze, ale czy brudni? Nie powiedziałbym, żeby jakoś specjalnie zwróciło to moją uwagę. Nie śmierdzieli, nie zachowywali się głośno, zwykli młodzi ludzie wracający z pracy. Skasowali bilety i nie wysiedli, mimo wezwań kierowcy. I dobrze, sam też bym nie wysiadł!
Sprawdziłem w regulaminie, że oczywiście kierowca może kogoś „wyprosić” z autobusu, ale dzieje się to, gdy ktoś „wzbudza odrazę brudem i niechlujstwem, jest nietrzeźwy, uciążliwy albo niebezpieczny dla współpasażerów”. Absolutnie to popieram, gdy chodzi o pijaczków załatwiających się w kącie autobusu (byłem kiedyś świadkiem takiej sytuacji) albo złodziei czyhających na portfele. Trzeba jednak jasno powiedzieć, że ci młodzi ludzie wcale nie pasowali do rysopisu śmierdzącego żula.
Należy się w takiej sytuacji zastanowić, jak pan kierowca „sortuje” osoby jeżdżące jego autobusem. Co by było, gdyby wsiadła matka z bardzo płaczącym dzieckiem? Albo ktoś z psem, który zacząłby szczekać? Czy reakcja byłaby taka sama? W końcu to może być uciążliwe dla innych podróżujących. I jeszcze jedno.
Jak trzeba być ubranym, żeby jeździć autobusem? Do tej pory myślałem, że komunikacja miejska działa nie tylko dla rencistów chcących się dostać na rynek albo do sklepu, ale także dla osób dojeżdżających nią do pracy. Nie wszyscy pracują w biurze, część z nas pracuje fizycznie i nie mają z tego powodu jeździć komunikacją miejską?
Kierowca wezwał Policję i do ich przyjazdu nie ruszył z przystanku – 20 minut opóźnienia. Chyba się tym nie przejął, ważniejsze było pokazanie, kto tu rządzi. Uparł się, że musi wykopać chłopaczków z autobusu i na nic zdały się prośby reszty podróżujących, żeby się opanował i jechał dalej. Wygrażał, że dostaną mandat, że w takim stroju nie można jeździć autobusem, że reszta pasażerów może zaskarżyć młodych pracowników za spóźnienie.
Po przyjeździe Policji na ich wezwanie młodzi robotnicy wysiedli, a autobus pojechał dalej. Mam nadzieję, że nie dostali żadnych mandatów, bo za co? Za próbę jechania autobusem? Czysty temat do żartów. Na ich miejscu złożyłbym skargę na kierowcę.
Często jeżdżę komunikacją miejską i spotykam się zazwyczaj z uprzejmością ze strony kierowców. Widać w każdej branży znajdzie się czarna owca, która psuje opinię.
Sądzę, że to bulwersujące, że mimo iż ktoś skasował bilet i zachowuje się przykładnie, może być wyrzucony z publicznej komunikacji tylko z powodu kaprysu kierowcy. Co wy na to?”
Wkrótce odpowiedź Zarządu Komunikacji Miejskiej.
„Ubranie co prawda robocze, ale czy brudni? Nie powiedziałbym, żeby jakoś specjalnie zwróciło to moją uwagę. Nie śmierdzieli, nie zachowywali się głośno, zwykli młodzi ludzie wracający z pracy. Skasowali bilety i nie wysiedli, mimo wezwań kierowcy. I dobrze, sam też bym nie wysiadł!
Sprawdziłem w regulaminie, że oczywiście kierowca może kogoś „wyprosić” z autobusu, ale dzieje się to, gdy ktoś „wzbudza odrazę brudem i niechlujstwem, jest nietrzeźwy, uciążliwy albo niebezpieczny dla współpasażerów”. Absolutnie to popieram, gdy chodzi o pijaczków załatwiających się w kącie autobusu (byłem kiedyś świadkiem takiej sytuacji) albo złodziei czyhających na portfele. Trzeba jednak jasno powiedzieć, że ci młodzi ludzie wcale nie pasowali do rysopisu śmierdzącego żula.
Należy się w takiej sytuacji zastanowić, jak pan kierowca „sortuje” osoby jeżdżące jego autobusem. Co by było, gdyby wsiadła matka z bardzo płaczącym dzieckiem? Albo ktoś z psem, który zacząłby szczekać? Czy reakcja byłaby taka sama? W końcu to może być uciążliwe dla innych podróżujących. I jeszcze jedno.
Jak trzeba być ubranym, żeby jeździć autobusem? Do tej pory myślałem, że komunikacja miejska działa nie tylko dla rencistów chcących się dostać na rynek albo do sklepu, ale także dla osób dojeżdżających nią do pracy. Nie wszyscy pracują w biurze, część z nas pracuje fizycznie i nie mają z tego powodu jeździć komunikacją miejską?
Kierowca wezwał Policję i do ich przyjazdu nie ruszył z przystanku – 20 minut opóźnienia. Chyba się tym nie przejął, ważniejsze było pokazanie, kto tu rządzi. Uparł się, że musi wykopać chłopaczków z autobusu i na nic zdały się prośby reszty podróżujących, żeby się opanował i jechał dalej. Wygrażał, że dostaną mandat, że w takim stroju nie można jeździć autobusem, że reszta pasażerów może zaskarżyć młodych pracowników za spóźnienie.
Po przyjeździe Policji na ich wezwanie młodzi robotnicy wysiedli, a autobus pojechał dalej. Mam nadzieję, że nie dostali żadnych mandatów, bo za co? Za próbę jechania autobusem? Czysty temat do żartów. Na ich miejscu złożyłbym skargę na kierowcę.
Często jeżdżę komunikacją miejską i spotykam się zazwyczaj z uprzejmością ze strony kierowców. Widać w każdej branży znajdzie się czarna owca, która psuje opinię.
Sądzę, że to bulwersujące, że mimo iż ktoś skasował bilet i zachowuje się przykładnie, może być wyrzucony z publicznej komunikacji tylko z powodu kaprysu kierowcy. Co wy na to?”
Wkrótce odpowiedź Zarządu Komunikacji Miejskiej.
PD