UWAGA!

Gdyby nie wojna, nie byliby razem

 Elbląg, Nina i Ryszard pobrali się 16 grudnia w Elblągu
Nina i Ryszard pobrali się 16 grudnia w Elblągu (fot. Anna Dembińska)

Przez trzy miesiące żyła pod rosyjską okupacją w Iziumie. Udało jej się stamtąd uciec i ostatecznie trafiła do Elbląga, gdzie znalazła dach nad głową i... miłość. Tydzień przed świętami Bożego Narodzenia Nina i Ryszard wzięli ślub w Ratuszu Staromiejskim. - Naszą historią rządził zupełny przypadek – mówi Ryszard. Zobacz zdjęcia zniszczeń w Iziumie i fotki z Kijowa.

Ryszard Biskup ma 62 lata. Znają go wszyscy, którzy mają coś wspólnego ze sportem szkolnym w Elblągu. Od lat pracuje w Międzyszkolnym Ośrodku Sportowym (dzisiaj to część Zespołu Szkół i Placówek Sportowych). Był mężem Marianny Biskup, znanej elbląskiej sporstmenki i trenerki, która zmarła osiem lat temu. 16 grudnia ponownie wstąpił w związek małżeński, a jego wybranką została 60-letnia Nina Szewczenko.

 

Zaczęło się od przypadku

- Naszą historią rządził zupełny przypadek – opowiada dziś Ryszard Biskup. - Nasz wspólny znajomy Andrzej Łącki zajmował się w Elblągu pomocą uchodźcom z Iziuma. Któregoś dnia, to był kwiecień, byłem świadkiem, jak z kimś rozmawiał i martwił się, że nie ma gdzie zakwaterować jednej osoby. Może chciał, bym to usłyszał – śmieje się. - Nie wiedziałem, co to za dziewczyna, kto to jest, zdjęcia też nie widziałem. Powiedziałem Andrzejowi, że w sumie to mam dwa pokoje wolne, mieszkam sam i w ostateczności, jak nic nie znajdzie, to mogę jej jeden pokój udostępnić. I szczerze mówiąc potem zapomniałem o tej rozmowie. Przypomniałem sobie 16 maja, jak Andrzej zadzwonił do mnie z samego rana i mówi, że do mnie jadą. Jak to jadą? Okazało się, że z Niną, bo nie znalazł dla niej innego miejsca.

- Znałam Andrzeja Łąckiego jeszcze sprzed wojny, należeliśmy do tej samej grupy na Facebooku, dotyczącej Iziuma. Jego rodzina mieszka w tych okolicach. Gdy wybuchła wojna, poprosił mnie o pomoc jego rodzinie. Robiłam im zakupy, nagrałam nawet filmik z jego bliskimi, który mu wysłałam. Zdążyłam go wysłać tuż przed atakiem rakietowym, po którym padł Internet. To było 6 marca. Oni mieszkali po tej stronie rzeki, która nie była odcięta od reszty miasta po zburzeniu mostu, więc mogli uciekać do Polski. Ja dojechałam dopiero w maju, po trzech miesiącach rosyjskiej okupacji. Uciekałam do Polski naokoło, bo tylko tak można wówczas było. Przez Białogard, Moskwę, Rygę, do Warszawy. Byłam 296. osobą z Iziuma, która przyjechała do Elbląga. Jedną z ostatnich. Andrzej pomagał mi w znalezieniu schronienia, pracy. Zuch. Miałam ze sobą tylko jedną małą walizkę, na szczęście miałam przy sobie wszystkie dokumenty – opowiada Nina.

Nina Szewczenko ma 60 lat. Od kilkunastu lat jest rozwódką („mąż w ogóle mi nie pomagał, nie chciał pracować, był na moim utrzymaniu. Wszystko było na mojej głowie, także opieka nad jego chorą mamą”), ma syna, który został ze swoją żoną i dziećmi w Kijowie. Ukończyła architekturę, od lat zajmuje się projektowaniem i szyciem odzieży. W Ukrainie miała własne atelier.

- Bardzo mi miło, że zostaliśmy tak ciepło przyjęci przez Polaków. Przyjechaliśmy do was nie dlatego, że szukamy tu lepszego życia, ale dlatego, że u nas jest wojna. Wszystkie domy w mojej okolicy znikły z powierzchni ziemi, mój jest mocno uszkodzony, nie da się w nim mieszkać... - mówi pani Nina, pokazując zdjęcia.

 

Wiele wspólnych tematów

Ryszard przyjął Ninę pod swój dach i z czasem oboje się w sobie zakochali. - Poznaliśmy się bliżej, gdy Rysiek dostał urlop. Ten czas spędziliśmy, zwiedzając okolice. Byliśmy we Fromborku, Lidzbarku Warmińskim, Malborku, Kwidzynie. Dużo ze sobą rozmawialiśmy, okazało się, że mamy wiele wspólnych tematów – o historii, kinie... Mój syn jest w tym samym wieku co córka Ryśka... - mówi Nina.

- Okazało się, że ja sam nie znam dobrze okolicy. Wcześniej wiele miejscowości z racji swojej pracy znałem z perspektywy stadionów czy hali sportowych, teraz zacząłem je poznawać na nowo – dodaje Ryszard.

W sierpniu Ryszard oświadczył się Ninie, ale by wziąć ślub, musieli przejść przez biurokratyczną machinę. - Ukraina jest jednym z kilkunastu państw na świecie, która nie wydaje zaświadczeń o stanie cywilnym. Musieliśmy więc pojechać najpierw do Krakowa, do konsulatu ukraińskiego, by uzyskać „zaświadczenie o niewydawaniu przez Ukrainę takich zaświadczeń”. Potem wystąpić do polskiego sądu o zgodę na nasz ślub i oczywiście przetłumaczyć wszystkie dokumenty Niny na język polski. Wiele więcej zachodu było ze sprowadzeniem psa Niny z Ukrainy, którym podczas jej nieobecności opiekował się jej znajomy – opowiada Ryszard.

 

Jej dom ocalał jako jedyny na ulicy

Gdy byli w Krakowie, Nina dowiedziała się od znajomego wojskowego, że Izium został wyzwolony przez wojska ukraińskie. Pojechali tam kilka tygodni później, gdy można już było wjechać do miasta.

- Mówili nam, że można wjechać tylko z przepustką. Nina ją miała, ja nie. Zaryzykowaliśmy i okazało się, że nie było żadnych problemów. Pojechaliśmy moim autem, wielu żołnierzy na blokadach było zdziwionych co tu robi Polak, ale wpuszczali bez przeszkód – opowiada Ryszard.

- Decyzję o wyjeździe do Iziuma podjęliśmy bardzo szybko. Powiedziałam, że nie wierzę ruskim, a zbliża się zima i jak znam życie, to jak jest jedno nieszczęście, to za chwilę może być i drugie. Jechałam nie tylko po swoje rzeczy, ale także po mojego 12-letniego psa. W moim domu nie dało się przenocować – mówi Nina.

  Elbląg, Gdyby nie wojna, nie byliby razem
(fot. Anna Dembińska)

- Stoi cały podziurawiony, jedyny, który ocalał na ulicy. Wszystko rozwalone – kuchnia, weranda przechylona, środek stoi, odpadły tynki, niektóre odłamki przez trzy ściany przechodziły. Ludzie nie mają prądu, wody, ogrzewania. Jak chcą coś ugotować lub napić się czegoś ciepłego, rozpalają paleniska przy ruinach – opisuje swoje wrażenia Ryszard. - Razem z bratem Niny przewieźliśmy wszystkie rzeczy, które ocalały do innego jej mieszkania. Przenocowaliśmy tam bez wody, prądu i ogrzewania. Front był 20 km od Iziuma, ale w nocy usłyszeliśmy taki huk, jakby rakieta eksplodowała o wiele bliżej. Do tej pory nie wiemy, co to było – opowiada Ryszard. - Potem pojechaliśmy do Kijowa, do syna Niny. Odwiedziliśmy też po drodze rodzinę Andrzeja Łąckiego, przywożąc im żywność i inne potrzebne rzeczy. Tam została ciocia Andrzeja i jej syn, a zarazem mąż Larisy, która jest już w Elblągu. Jest inwalidą, więc mógłby wyjechać do Polski, ale nie chciał zostawiać mamy samej. W Kijowie chcieliśmy jak najszybciej załatwić formalności związane z przewozem psa. Byliśmy tam już po 25 września, a do tego dnia w Polsce obowiązywały przepisy, na mocy których uchodźcy z Ukrainy mogli przewozić zwierzęta bez dokumentów. Pies musiał więc mieć zarówno czip, paszport i szczepienia. To wszystko zajęło nam aż pięć dni – opowiada Ryszard.

 

Odzyskałam tu spokój

Psa i dobytek Niny udało się bez problemów przewieźć do Polski. Po drodze do Elbląga odwiedzili rodzinę Ryszarda w Krakowie. - Wszyscy byli miło zaskoczeni, że tak się nawzajem znaleźliśmy, że chcemy się żenić. Byli szczęśliwi, że Rysiek znalazł swoją drugą połowę po ośmiu latach – śmieje się Nina.

Sąd Okręgowy w Elblągu na początku grudnia zgodził się na ich ślub. „Tak” powiedzieli sobie 16 grudnia w Sali Ślubów w Ratuszu Staromiejskim w Elblągu.

- W Elblągu nie brakuje mi niczego, poza moją najbliższą rodziną – synem, synową, moją wnuczką... - mówi Nina. - No i może takich naszych placków z mięsem lub kapustą – dodaje ze śmiechem. - Polska bardzo mi się podoba, odzyskałam tu spokój. Mam dorywczą pracę, szyję stroje dla uczestników zajęć baletowych, mam zamówienia na stroje dla gości weselnych – mówi - Wierzę w zwycięstwo Ukrainy.

- Zaplanowaliśmy kolejny wyjazd na Ukrainę, jeśli sytuacja pozwoli. W wakacje. Kijów bardzo mi się podobał. Byłem tam pierwszy raz – dodaje Ryszard.


Najnowsze artykuły w dziale Społeczeństwo

Artykuły powiązane tematycznie

Reklama