– Chcielibyśmy utrzymać się w strefie barażowej. Wiadomo, że apetyty rośnie w miarę jedzenia, ale ja jestem skromnym i pokornym trenerem. Piłka mnie w życiu nauczyła tyle pokory jak mało kogo. Nauczyła mnie też tego, że na wynik wpływa bardzo wiele składników. I one wszystkie muszą zafunkcjonować - mówił Tomasz Grzegorczyk, trener Olimpii. Ze szkoleniowcem żółto-biało-niebieskich porozmawialiśmy o rundzie jesiennej i wstępnych planach na wiosnę.
– Jak trener ocenia tę rundę?
– Sportowo na pewno bardzo dobrze. Wiadomo, że można było coś zrobić lepiej, sami zawodnicy po wielu meczach mają poczucie, że można było zrobić coś inaczej, więcej. Były niefortunne potknięcia, ale jesteśmy młodą drużyną, nie możemy o tym zapominać. Chłopaków z ubiegłego sezonu zostało bardzo mało. I na tak szybką organizację i budowę tego zespołu wynik osiągnęliśmy bardzo dobry.
– Czy to jest wynik ponad stan, czy jednak jest poczucie niedosytu? Jak trener przyszedł w lipcu i miał do dyspozycji Akademie i kilku bardziej doświadczonych piłkarzy, to z tamtej perspektywy – ten rezultat wziąłby pan „z pocałowaniem ręki”?
– Zadanie było niełatwe. Lipiec był „wariacki”, Darek i Tomek ze sztabu szkoleniowego, mówili, że takiej sytuacji jeszcze nie widzieli. Pracowaliśmy od rana do nocy. Zawodnicy zawsze mają wymagania finansowe, organizacyjne, patrzą, gdzie mogą pójść. Olimpia nie była też pierwszym wyborem, to też trzeba sobie szczerze powiedzieć. Miałem jednak przeczucie, że jestem w stanie przekonać zawodników przede wszystkim tym, w jaki sposób pracuję, co chcemy razem osiągnąć. Nie bajerowałem, w każdym momencie budowy zespołu byłem konkretny i zdecydowany. To też zadecydowało, że wielu chłopaków zdecydowało się zagrać dla Olimpii. Czy wynik ponad stan? Uważam, że zespół ma duży potencjał i wielokrotnie to pokazywał. Czasami jest to kwestia decyzji, wyborów chłopaków w trakcie meczu. W trakcie rundy piłkarze sami zobaczyli, że razem możemy osiągnąć fajny wynik.
– Przestawił trener drużynę na grę trójka obrońców plus wahadła. Wcześniej tym systemem grało niewiele drużyn. I trzeba było znaleźć piłkarzy do tego systemu.
– Już podczas rozmów z prezesem i zarządem powiedziałem, że modelowo chcę grać na dwóch napastników i trzech środkowych obrońców. Liczyłem, że zostanie Janusz Surdykowski. Wiedziałem, że będzie Kamil Wenger i trzeba było szukać stoperów. Też ja jako trener mocno czuję się w tym systemie. I pod ten model budowaliśmy drużynę. Pracując wcześniej w Niemczech starałem się grać w ten sposób: taki sposób gry to nie było dla mnie nic nowego. Trener Marek Papszun w Rakowie Częstochowa był jednym z tych, którzy ten model wprowadzali w Polsce w ostatnim czasie. Sukcesy Rakowa mówią same za siebie, jak ten system działa.
– Drużynę budował trener z zawodników nieoczywistych, którzy mają coś do udowodnienia.
– To są chłopacy, którzy „liznęli” dużej piłki: Miłosz Kalahur był w I lidze, Janek Sienkiewicz przyszedł z Białorusi i chce się pokazać, podobnie Joao Guilherme, który w Portugalii awansował do II ligi. Michał Czarny pokazał swoją wartość na boiskach II ligi. Adrian Piekarski, który odszedł z Suwałk. Chłopaki z przejściami w dużej piłce, którzy mają coś do udowodnienia.
– Z drugiej strony są piłkarze Akademii, którzy też chcieliby grać. Jaki pomysł ma trener na ich wprowadzanie do drużyny?
– To nie jest łatwy temat, wprowadzanie tak młodych zawodników. Dominik Kozera i Paweł Kazimierowski zadebiutowali u mnie. Reszta chłopaków grała już na poziomie II ligi. To są młodzi chłopcy. Różnica pomiędzy piłką seniorską, a juniorska jest taka, że w seniorskiej liczy się wynik, a w juniorach rozwój piłkarza. W seniorach trenera i zespół weryfikuje wynik. W juniorach wynik tez jest ważny, ale najważniejszy jest rozwój zawodników. Dlatego fajnie, że funkcjonuje czwartoligowy zespół rezerw, to jest jakiś sposób na to, żeby zetknąć się z piłką seniorską wcześniej. Na pewno chciałbym, żeby ci młodzi grali więcej, ale zobaczymy jak to będzie wyglądało w drugiej rundzie.
– Poziom sportowy to jedno, a z drugiej strony jest też Pro Junior System. Na razie jest
dobrze, bo jesteśmy w czołówce tej klasyfikacji. Ale do utrzymania miejsca w czołówce jest potrzebna gra młodzieży.
– Klaudiusz Krasa jest wartościowym zawodnikiem i już to udowodnił. Zobaczymy, co z nim będzie: zostanie, czy ktoś z I ligi go weźmie do siebie. To może nie jest filar tej drużyny, ale jeden z jej istotnych elementów. Gdyby go nam wyciągnęli, to będzie trzeba szukać i myśleć nad innym rozwiązaniem. Mateusz Dudek, kolejny młodzieżowiec, również udowodnił swoją wartość. Chłopacy, którzy wchodzili z ławki, może nie decydowali o wyniku, ale nie obniżali bardzo jakości tej drużyny. To też pokazuje pracę Akademii. Trzeba docenić ilość wychowanków w kadrze pierwszego zespołu: oprócz Mateusza Dudki i Łukasza Pokrywki, to wszystko są wychowankowie. Oni nie zabierają miejsca w składzie.To również pokazuje prace trenerow w naszej akademii, w dobrą stronę to idzie.
– Z drugiej strony, kiedy na bramce postawił trener Andrzeja Witana, to młodzieżowiec musi grać w polu. Mateusz Dudek daje miejsce w polu bardziej doświadczonemu zawodnikowi.
– Mnie ci chłopacy za każdym razem zaskakują na nowo. Pracują bardzo fajnie i tu nie mogę narzekać. Z resztą na nikogo w drużynie nie mogę złego słowa powiedzieć, jeżeli chodzi o pracę wykonywaną na treningu. Z przyszłościowych zawodników, których ja widzę, to jest Dominik Kozera i Dawid Winiarski, którzy ostatnio zaskakują mnie na plus. A z tych nazwijmy ich umownie „już drugoligowcami”, to Łukasz Sarnowski, Sebastian Milanowski i Marcin Czernis. Oni po Klaudiuszu Krasie mają najwięcej minut na boisku z wychowanków. Zobaczymy jak to będzie wyglądać w drugiej rundzie.
– Najlepszy i najsłabszy mecz?
– Najsłabiej zagraliśmy w Stężycy z Radunią. Nie weszliśmy dobrze w ten mecz, niefortunna decyzja sędziego jeżeli chodzi o rzut karny i drugą bramkę. Nie byliśmy w stanie w tym meczu zareagować na przebieg wydarzeń. Najlepszy? Nie chcę powiedzieć, że ostatni mecz rundy z Wigrami. Ale z tym zespołem zagraliśmy bardzo dobre spotkanie w Suwałkach, jeżeli chodzi o posiadanie piłki, kreowanie sytuacji. Moim zdaniem zagraliśmy tam jeden z lepszych meczów i pechowo przegraliśmy 0:1. Fajny mecz był z Chojniczanką Chojnice, gdzie dominowaliśmy z zespołem, który jest pretendentem do awansu, nawet z drugiego miejsca. Zdominowaliśmy rywala i to też nieźle wyglądało. Po za Radunią nie było meczu, w którym wyglądaliśmy bardzo źle. Były mecze, nazwijmy je „średnie”, ale sztuką jest takie spotkania przechylić na swoją korzyść. Przykład: Pogoń Grodzisk Mazowiecki, gdzie nie zagraliśmy super meczu, ale strzeliliśmy bramkę i byliśmy skuteczniejsi. Runda pokazała, że tracimy mało bramek, to też pokazuje organizację całej drużyny.
– Drużyna broni cała i cała atakuje.
– Gra obronna jest kluczem. Pierwszymi obrońcami są napastnicy. Gra w obronie i w ataku to dla mnie jest jak domino. Tak samo jest z atakiem – pierwszym piłkarzem, który buduje akcję ofensywną jest bramkarz. On też uczestniczy fazie atakowania.
– Trochę się na strzelanie bramek musieliśmy naczekać.
– Musieliśmy. Ja wiem, kibice też narzekali, że mało strzelamy. Ale, tak jak wcześniej powiedziałem: kluczem jest organizacja i gra obronna. I tutaj wyglądało to dobrze. Kreowaliśmy dużo sytuacji bramkowych, to nie jest tak, że nie graliśmy atrakcyjnej piłki. Nawet jak wygrywaliśmy 1:0, czy remisowaliśmy 0:0. My za każdym razem graliśmy w piłkę, tylko tych sytuacji nie wykorzystywaliśmy. Można uderzyć w Piotrka Kurbiela, Szymona Stanisławskiego, ostatnimi czasy w Marcina Bawolika, czy w kogokolwiek. Ja bym tego tematu, w ten sposób nie rozpatrywał. Cały zespół strzela, wygrywa, przegrywa i remisuje. To, że napastnicy nie strzelali, podejmowali takie, a nie inne decyzje, to jest kwestia indywidualna. Na strzelanie bramek składa się bardzo wiele czynników. Nasi napastnicy ostro harowali w defensywie i dali nam niesamowicie dużo spokoju.
– Najładniejsza bramka?
– Drugi gol Janka Sienkiewicza w ostatnim meczu z Wigrami Suwałki. Zakończył tę akcję jak na plaży w Brazylii. Jak zobaczyłem Janka pierwszy raz, jak przyjechał do Elbląga, jego posturę: chudy i wątły, to pomyślałem będzie problem. Czasami na boiskach w naszej lidze jest po prostu sieczka. Ale to jest taki zawodnik, który swoją inteligencją może czasami zrobić coś takiego, że wszyscy się będą dziwić. I tak też zrobił w ostatnim meczu.
– Po kontuzji Andrzeja Witana była myśl: teraz to się „rypnie”?
– Bez dwóch zdań to była ciężka sytuacja. „Rutek” fantastycznie wygląda w treningach, mało miał grania przed tym meczem, gdzie wszedł z rezerwami Lecha. Bardzo dobrze wypadł w meczu pucharowym w Siedlcach. Na pewno Andrzej jest naszym podstawowym bramkarzem, wzorem do naśladowania dla tych młodych chłopaków jeżeli chodzi o zachowanie w szatni, osobowość, charakter, niesamowite doświadczenie. Miałem obawy, jak to będzie wyglądało. No, ale poradziliśmy sobie.
– Skąd się wziął Mateusz Dudek? Skautujecie IV ligę podkarpacką?
– Dużo, jeżeli chodzi o budowę zespołu dała mi Szkoła Trenerów w Białej Podlaskiej [trener Olimpii jest w trakcie kursu na licencję UEFA PRO – przyp. SM]. To jest fantastyczna szkoła i niesamowita nauka, ale też znajomości i kontakty. Miałem możliwość rozmowy z Damianem Skibą, asystentem trenera Stali Mielec Adama Majewskiego. I to on powiedział, że mają bramkarza, młodzieżowca, który ich zdaniem powinien bronić na poziomie centralnym. >>Chcesz, to zaryzykuj<< - stwierdził. Przyjechał przed meczem z rezerwami Lecha, w treningu wyglądał bardzo dobrze, no i się zdecydowaliśmy. Zostanie z nami do końca sezonu.
– W ostatnich meczach Andrzej Witan siedział na ławce, bronił Mateusz Dudek. Lekkie zaskoczenie.
– Andrzej wszedł na mecz z KKS Kalisz i zagrał dobre spotkanie. Chciałem, żeby dał trochę spokoju po tej porażce z rezerwami Śląska Wrocław i serii dość niefortunnych wyników. A druga sprawa, to Mateusz narzekał przed tym meczem na pachwinę. Dwa ostatnie mecze i powrót Mateusza Dudka wiązały się z koniecznością znalezienia miejsca dla młodzieżowca. Szacunek dla Andrzeja, że stanął wtedy na bramce po tak długiej kontuzji. W dalszym ciągu jest filarem naszego zespołu.
– A jaka jest wtedy rola dla Pawła Rutkowskiego?
– Zobaczymy. W czwartek spotykam się z prezesem i będziemy rozmawiać, co dalej. Co zrobić, żeby ten zespól jeszcze bardziej rozwinąć. Będziemy wtedy rozmawiać nie tylko o Pawle, ale też o innych zawodnikach.
– Wiadomo już kogo nie zobaczymy po przerwie zimowej?
– Jeszcze za wcześnie. Chciałbym, żeby wszyscy zostali włącznie z Klaudiuszem Krasą.
– A co z Sebastianem Bartlewskim, który całą rundę był kontuzjowany?
– Być może wróci zimą. Zobaczymy co tam będzie z nim. Monitorujemy jego rehabilitację, jeżeli chodzi o boisko, to na razie nie ma z nim kontaktu. To może jeszcze długo potrwać.
– A transfery do klubu? Wzmocnienie, uzupełnienie...
– Na pewno jest coś do poprawy, mam na ten temat swoje przemyślenia. Brakowało mi doświadczonego środkowego pomocnika: starszego, z dużym bagażem doświadczeń. Janek Sienkiewicz jest bardzo dobrym zawodnikiem, jeżeli chodzi o kreowanie gry, o granie w ostatniej strefie na połowie przeciwnika. Hubert Krawczun bardzo dobra, typowa ósemka, Klaudiusz Krasa – typowa szóstka. Ale przydałby się kolejny środkowy pomocnik, który zwiększyłby rywalizację w zespole.
– Jak będzie wyglądała przerwa zimowa? Teraz już nie trzeba przygotowywać się do kolejnego meczu. Wolne czy jednak...
– Po meczu z Wigrami powiedziałem chłopakom, że trzeba odpocząć od piłki. Było jej bardzo dużo. Jeśli się nie mylę zrobiliśm y 130 jednostek treningowych, 20 meczów ligowych plus sparingi. Do tego dochodzą analizy, odprawy, wspólne obiady, wyjazdy. Trzeba trochę od odpocząć od tej piłki, spotkać się z rodziną i przyjaciółmi. I to poradziłem chłopakom: żeby zapomnieli o piłce na jakiś czas. Od 19 grudnia chłopaki będą już pracowali na własnych rozpiskach treningowych. 10 stycznia rozpoczynamy przygotowania do rundy wiosennej. Będziemy przygotowywać się na własnych obiektach. Być może uda się dograć sparing z atrakcyjnym rywalem z ekstraklasy. 26 lutego rozpoczynamy ligowe granie.
– Jeszcze się muszę zapytać o wpływ nauki w Szkole Trenerów na Olimpię.
– Na pewno duży. Zwłaszcza jeżeli chodzi o kontakty, o zawodników. Z pracy w Niemczech została mi duża siatka skautingu, menadżerów, zawodników. Tak do Olimpii trafili Janek Sienkiewicz i Joao Guilherme. Ale wiadomo, że II liga to nie tylko obcokrajowcy, to przede wszystkim Polacy i nasza Akademia. I tu szkoła miała znaczenie, jeżeli chodzi o zawodników, którzy mogą do nas przyjść. Druga sprawa: to możliwość uzyskania dużej wiedzy i poznania dużej ilości trenerów. W mojej mikrogrupie jest asystent trenera Jerzego Brzęczka, Przemysław Małecki, asystent trenera Czesława Michniewicza, teraz Marka Gołębiewskiego z Legii Warszawa. Sławek Czarnecki z Bayeru Leverkusen. Gros fantastycznych trenerów I od nich i od wykładowców można się wiele nauczyć. Nikt nie powie, że w piłce jest „złoty środek”. Ta sama osoba jako trener sprawdzi się w jednym klubie, a w następnym już nie. Pewne metody w jednym klubie zafunkcjonują, a w drugim nie będą. Wyciągnąłem wnioski po pracy w Błękitnych Stargard, dużo przeanalizowałem, co mogłem zrobić lepiej, co zrobiłem źle, jak zbudować zespół, jak postępować z zawodnikami? Można powiedzieć, że każdego dnia czegoś się od starszych trenerów uczę w szkole i jakieś rozwiązanie próbuję wprowadzić do nas, do Elbląga.
– Bardzo wstępne plany na rundę wiosenną?
– Chcielibyśmy utrzymać się w strefie barażowej. Wiadomo, że apetyty rośnie w miarę jedzenia, ale ja jestem skromnym i pokornym trenerem. Piłka mnie w życiu nauczyła tyle pokory jak mało kogo. Nauczyła mnie też tego, że na wynik wpływa bardzo wiele składników. I one wszystkie muszą zafunkcjonować. W Olimpii zafunkcjonowało w tej rundzie i miejmy nadzieję, że zafunkcjonuje w drugiej. Przed nami jest ogrom pracy do wykonania w okresie zimowym. Są pewne rzeczy do poprawy, jeżeli chodzi o sprawy organizacyjne, ale przede wszystkim musi być chęć: w klubie, w zarządzie, u prezesa, innych trenerów. Od tego się zaczyna. Konkurencja do znalezienia się w strefie barażowej jest duża: wiele klubów o to walczy. To nie będzie łatwe zadanie.
– Kto z rywali Olimpii zaskoczył trenera w tej rundzie?
– Na plus chyba nikt. Z trenerem Danielem Myśliwcem jestem w szkole i wiedziałem, że Stal będzie bardzo mocna. Podobnie jak z trenerem Arturem Węską i stąd wiem co się w Lechu dzieje. To też jest jakiś plus. Poznałem tą drugą ligę, poskautowałem zawodników... Ciekawa sytuacja jest z rezerwami Lecha. Z Akademiami jest tak, że ich gra zależy od rocznika jaki się trafi: jest dobry rocznik, to dobrze grają. Teraz pytanie: czy trenerowi Arturowi Węsce „nie rozkradną” tych zawodników: nie wypożyczą do I ligi. Wiedziałem, że Ruch i Radunia będą w czołówce. Raz, że beniaminkowie zawsze mają łatwiej. A druga to środki finansowe w przypadku Raduni i tradycja przemawiająca za Ruchem. To jest czternastokrotny mistrz Polski. Jeżeli chodzi o zaskoczenia pozytywne: to tych nie było, spodziewałem się takiej sytuacji. Na minus na pewno KKS Kalisz: liczyłem, że będą się lepiej prezentować. Zaskoczeniem jest też GKS Bełchatów, myślałem, że jako spadkowicz będą wyżej w tabeli. Sokół Ostróda... ale to też nie jest tak, że oni już spadek widzą w oczach. Wiadomo, że jest sytuacja kryzysowa, ale druga runda tamtego sezonu pokazała, że wszystko jest możliwe. To jest piłka w II lidze: trzy cztery zdobyte punkty niosą do góry, stracone – ciągną w dół. Trzeba cały czas być zdeterminowanym, skoncentrowanym na systematycznym zdobywaniu kolejnych oczek. Druga runda będzie bardzo ciężka, nastawiam się na bardzo ciężki bój.
- Dziękuję za rozmowę.
Elbląska Gazeta Internetowa portEl.pl jest patronem medialnym ZKS Olimpia Elbląg