
Olimpia Elbląg poniosła kolejną porażkę w drugiej lidze. Tym razem przed własną publicznością 0:1 z Wisłą Puławy.
Kibice przy A8 liczyli na przełamanie, ale rzeczywistość ponownie okazała się brutalna. Olimpia rozpoczęła z impetem, kreowała sytuacje i dominowała w pierwszej połowie, ale brakowało konkretów. Wisła przeczekała napór gospodarzy, a po przerwie zadała decydujący cios. Sebastian Kwaczreliszwili odmienił grę gości, a jego gol pogłębił frustrację elblążan. Ambicja to za mało, Olimpia wciąż czeka na ligowe przełamanie.
Pierwsza połowa upłynęła pod znakiem ofensywnej gry Olimpii. Elblążanie od pierwszego gwizdka prezentowali się jako drużyna świadoma stawki tego spotkania, pragnąca udowodnić, że ligowa tabela nie oddaje ich rzeczywistego potencjału. Gra była dynamiczna, a gospodarze konsekwentnie szukali drogi do bramki rywali.
Najpierw groźnie uderzał Kozera, później po rzucie rożnym do piłki doszedł Tiahlo, posyłając futbolówkę w kierunku bramki. Wtedy w polu karnym Wisły zapanował chaos – bramkarz Wróblewski interweniował, ale w sposób, który bardziej przypominał próbę gaszenia pożaru niż pewną obronę. Piłka na moment zatańczyła na linii bramkowej, jakby wahając się, komu oddać swój los. Niestety, nie wybrała Olimpii. W ostatniej chwili na ratunek golkiperowi Wisły ruszył jeden z jego kolegów, który desperackim wybiciem zapobiegł utracie gola.
Ozdobą pierwszej połowy był potężny strzał Wojciecha Zielińskiego. Uderzenie niewątpliwie z kategorii tych, które kibice zapamiętują na długo. Huknął zza pola karnego, z co najmniej 20 metrów, a może i dalej, posyłając futbolówkę w kierunku bramki Wisły z mocą, jakby chciał przebić siatkę. Bomba. Pocisk. Strzał marzenie… ale piłka zamiast wpaść do siatki, ostemplowała poprzeczkę. Stadion na ułamek sekundy zamarł, by chwilę później westchnąć w zbiorowym niedowierzaniu. Gdyby piłka znalazła drogę do bramki, byłby to gol kolejki, a może i całej rundy.
Po zmianie stron Olimpia nadal atakowała. Były ofensywne akcenty, były próby, ale żadnego poważnego zagrożenia pod bramką Wisły nie udało się stworzyć. Z każdą minutą jednak inicjatywa zaczęła przechodzić na stronę gości, którzy konsekwentnie budowali swoje akcje. Decydujący moment nadszedł wraz z wejściem na boisko Sebastiana Kwaczreliszwilego. To właśnie on nadał grze Wisły nową dynamikę. Najpierw spróbował zza pola karnego, zmuszając Witana do ofiarnej interwencji i wybicia piłki na rzut rożny. Chwilę później dopiął swego i kapitalnie wykończył znakomite dośrodkowanie i posłał piłkę do siatki.
Na trybunach przy A8 zapanował smutek. Chociaż... chyba już wszyscy zdążyli się przyzwyczaić, że – mówiąc trywialnie, a jednocześnie łagodnie – trwający sezon nie należy do Olimpii.
Olimpia Elbląg - Wisła Puławy 0:1 (0:0)
0:1 - Sebastian Kwaczreliszwili (76. min.)
Olimpia: Witan - Matynia, Górecki, Kordykiewicz (46’ Skwierczyński), Tiahlo, Szałecki (69’ Czernis), Zieliński, Kozera (69’ Jasiński), Semeniv (46’ Yatsenko), Lorenc, Wierzba