W niedzielny wieczór Wojewódzki Ośrodek Kultury w Elblągu przeżywał prawdziwe oblężenie. Tłum młodych ludzi z niecierpliwością oczekiwał pojawienia się na scenie Agnieszki Chylińskiej i grupy O.N.A. Zespół promuje właśnie najnowszą płytę pt. "Mrok". Rozmawialiśmy z Agnieszka Chylińską po koncercie o muzyce, fanach, zazdrości i piratach...
Od wydania płyty "Pieprz" minęły dwa lata. Niedawno, bo pod koniec października, ukazała się kolejna płyta grupy O.N.A. - "Mrok". Co działo się w międzyczasie z zespołem i z Agnieszką Chylińską?
Agnieszka Chylińska: To była świadoma decyzja. Naszym skromnym zdaniem płyta "Pieprz" nie sprzedała się tak, jak powinna. Postanowiliśmy sobie odpocząć od tego wszystkiego. Myślę, że był taki okres, kiedy bardzo dużo było O.N.A. na rynku. I ten przesyt nie był chyba dobry. Ja w ogóle jestem zwolenniczką jakiegoś niedosytu, głodu za zespołem, tęsknoty. My natomiast zbyt wiele zaczęliśmy dawać i za bardzo zaczęliśmy schlebiać naszej publiczności. Ona jednak woli sama się o nas dopominać. Kiedy popatrzyliśmy na ten rynek i zaczęliśmy się zastanawiać, co dalej, zapadła szybka decyzja - znikamy na dwa lata, odpoczywamy od siebie. Oczywiście nie zrezygnowaliśmy z działalności zupełnie, dalej koncertowaliśmy. Natomiast postanowiliśmy zrobić przede wszystkim jedną rzecz - przemyśleć materiał na kolejną płytę. Rzeczywiście znaleźć jakąś inspirację. Myślę, że tekst na "Pieprz" napisałam troszkę na wyrost. Uległam presji, myślę, że sami sobie tę presję stworzyliśmy, że skoro tak wszystko idzie, mamy te swoje pięć minut, należy z tego korzystać, robić płytę za płytą, bez względu na to, czy czujesz coś czy nie czujesz. I to był błąd. Także przez te dwa lata spotykaliśmy się tylko i wyłącznie w trakcie koncertów i tak naprawdę wyszło nam to na dobre. Przez te siedem lat istnienia zespołu O.N.A. jesteśmy właściwie ciągle razem - trasa, tworzenie muzyki, praca w studio. Myślę, że chciałam odpocząć również od siebie, od tej mitycznej Chylińskiej, która zaczęła mi wchodzić troszkę w butach w moje życie prywatne...
No i płyta "Mrok"...
Agnieszka Chylińska: Tak, płyta "Mrok" po tych dwóch latach w końcu pojawiła się, no i wydarzyło się wszystko to, co sobie wymarzyliśmy. Ludzie rzeczywiście nas chcą. Myślę, że było to nasze takie być albo nie być. Baliśmy się, że ludzie o nas zapomną, ale postawiliśmy wszystko na jedną kartę - na "Mrok". Okazało się, że ludzie czekali na ten "Mrok". Ta płyta jednak poróżniła środowisko naszych fanów. Część tych, którzy cenili nas za "Kiedy powiesz sobie dość" za "Koła czasu", za utwory, z których zespół w mediach jest bardziej znany, za łagodniejsze oblicze O.N.A, odeszło od nas. Oni już po prostu nie znieśli tego czadu, tego potencjału energii, tej agresji, która znajduje się na płycie "Mrok". Za to dołączyła do tego naszego towarzystwa bardzo liczna grupa metali, co bardzo mnie cieszy. Powiem szczerze, świadomie chcieliśmy wejść tą płytą w podziemie. Mnie zawsze brakowało tzw. konkretnego fana zespołu. To zawsze był człowiek, który słuchał tego, tamtego i owego, i jeszcze O.N.A. Jestem jakby zazdrosna o innych. I jednak zawsze chciałam, żeby fan był mojego pokroju. Ja na przykład jak jestem fanką jakiegoś zespołu to tylko i wyłącznie tego zespołu...
A czyją jesteś fanką?
Agnieszka Chylińska: Zdecydowanie Marliyn Manson. To jest mój wielki idol. Jestem pod jego niesamowitym wpływem. Oprócz tego jeszcze bardzo sobie cenię Korn. No, i jeszcze Limp Bizkit oczywiście. Bardzo blisko żyję z fanami zespołu, jestem zaangażowana w fan cluby, których mamy bardzo dużo. Patrzę na recenzje, z których najbardziej zależy mi nie na tych niby opiniotwórczych, napisanych przez pseudokrytyków muzycznych, tylko właśnie tych młodych ludzi, którzy kupili płytę. Cieszy mnie również fakt, że w dobie kryzysu, gdzie płyty sprzedają się bardzo kiepsko, "Mroku" sprzedało się już ponad 30 tysięcy.
Nie jest to muzyka dla wszystkich. To muzyka, która nie pozostawia cienia wątpliwości, że O.N.A. to zespół rockowy, który gra głośną muzykę. Płyta się sprzedaje, mamy nowych, fanów, są to młodzi ludzie bardzo inteligentni i wrażliwi. Mają swoje słabości, swoje problemy, natomiast walczą, i to mi się bardzo podoba. Myślę, że są chyba troszkę mojego pokroju. Nie akceptują tej zastanej rzeczywistości. No i trasa. Co innego, gdy coś tam robisz i wyobrażasz sobie, że może coś z tego wyjdzie, po czym wyjeżdżasz na trasę i patrzysz na tych ludzi, którzy przychodzą na koncerty, kupują bilet i oczekują... To jest w ogóle z jednej strony straszne uczucie, kiedy wychodzisz i musisz sprostać oczekiwaniom. Trasę uważam za bardzo udaną. Odzew ludzi jest rewelacyjny. Są to dokładnie ci ludzie, na których mi zależało.
Czy kolejne płyty będą w tym samym klimacie co "Mrok"?
Agnieszka Chylińska: Jest mi strasznie trudno mówić o kolejnych płytach. Nie mam dzieci, ale to jest chyba tak jak z rodzeniem. Jak urodzisz dziecko to chcesz trochę odpocząć. Musisz się trochę wyluzować. Podobnie jest z wydawaniem płyt. Wszyscy się spinamy. To wszystko nie dzieje się bardzo lekko. Muzyka powstaje w atmosferze bardzo ciężkiej. I kiedy zrobisz tę płytę, to potrzebujesz czasu na regenerację. Wiem, że poszliśmy w bardzo fajnym kierunku i chciałabym ten kierunek kontynuować. Kierunek pójścia w mrok, nie schlebiania szerokiej publiczności. Myślę, że im bardziej będziemy bezkompromisowi, to wbrew pozorom będziemy mieć coraz większą liczbę fanów.
Suknia, w której wystąpiłaś w Elblągu jest intrygująca, ciekawa, mroczna. Skąd pomysł na taką kreację?
Agnieszka Chylińska: Suknia wzięła się z teledysku "Niekochana", który promuje naszą najnowsza płytę. Utwór "Niekochana" opowiada o dziewczynie, która jest bardzo krucha, bardzo źle się jej żyje, bo jest niekochana, samotna. Chciałam pokazać w tym teledysku dwie dziewczyny - tę, która wszyscy znają, a więc Chylińską z tatuażami, w skórach, taką silną pozornie. I chciałam pokazać tę kruchą romantyczkę, którą też gdzieś tam jestem. I pomyślałam, że styl wiktoriański, który cenię za charakter, za architekturę, i za właśnie te piękne stroje, pokaże mnie w inny niż do tej pory sposób. Postanowiłam przenieść kadr z tego teledysku na koncert. W ogóle wymyśliliśmy, żeby koncert nie był tylko odtwarzaniem repertuaru. Ja chciałam, żeby koncert stał się czymś, o czym zawsze marzyłam. Stał się swego rodzaju spektaklem. Żeby pojawił się jakiś temat, postać, kostiumy. Żebym wychodząc na scenę przestawała być osobą prywatną, a stawała się postacią z kreskówki. Wyśniłam tę suknię - miałam taką wizję, że leżę na łożu z wielkim baldachimem właśnie w takiej soczystozielonej sukni z fiszbinami. Zadzwoniłam do reżyserki teledysku i ona powiedziała, że spotkamy się z dziewczyną, która szyje takie rzeczy. Nie znam się na szyciu, ale ona pokazała mi fotografie i razem wymyśliłyśmy tę suknię.
Sprzedajecie dużo płyt, ale na pewno sprzedawalibyście ich więcej, gdyby nie piraci...
Agnieszka Chylińska: Nasz stosunek do piratów jest oczywiście ganiący. Z Grzegorzem Skawińskim wzięłam udział w konferencji prasowej dotyczącej właśnie piractwa. Pokazano nam film nakręcony z ukrytej kamery na stadionie 10-lecia. Ktoś kradnie moją sztukę, sprzedaje i bierze za to pieniądze. Myślę, że artyści, muzycy, ich zawód, nie jest traktowany tak poważnie przez ludzi, jak na przykład zawód lekarza czy adwokata. Nas się traktuje na zasadzie: "Grasz, więc zarabiasz kupę kasy". Wcale tak nie jest. My żyjemy ze sprzedaży płyt. To są pieniądze, dzięki którym jesteśmy zawodowymi muzykami. To nie jest nasze hobby. Ja porzuciłam szkołę, żeby realizować się jako wokalistka zespołu O.N.A. Jest to dla mnie okropne, że jakiś burak ziemniakiem ciosany sprzedaje moje płyty i bierze za to kasę. Uważam, że należy zmienić w Polsce prawo. Jeżeli koleżka za sprzedaż nielegalnie płyt dostałby dwa lata na przykład, to byłaby to prawdziwa kara. A tak, gdy pan dostaje 50 baniek grzywny to mówi swoim kolegom - słuchajcie, znowu mam mandat, zrzucamy się. Nie, taki facet musi iść do więzienia, a cały towar trzeba mu zarekwirować. Przykładowo - my sprzedaliśmy 30 tysięcy egzemplarzy naszej płyty, a na stadionie sprzedało się ponad 100 tysięcy. Takie są proporcje.
Jak przyjęła was publiczność w Elblągu?
Agnieszka Chylińska: Zagraliśmy tu niemal na "pewniaka". Może to zabrzmi niezbyt skromnie, ale byliśmy pewni dobrego przyjęcia. Elbląg w sumie leży niedaleko Sopotu, w ogóle Trójmiasta, skąd pochodzę. Mamy tu wielu wiernych fanów, którzy nie zawodzą. Ponadto bardzo lubię tu występować, ponieważ podoba mi się samo miasto. To nowe Stare Miasto jest naprawdę piękne. Występy w Elblągu zawsze są dla nas miłym wspomnieniem.
Agnieszka Chylińska: To była świadoma decyzja. Naszym skromnym zdaniem płyta "Pieprz" nie sprzedała się tak, jak powinna. Postanowiliśmy sobie odpocząć od tego wszystkiego. Myślę, że był taki okres, kiedy bardzo dużo było O.N.A. na rynku. I ten przesyt nie był chyba dobry. Ja w ogóle jestem zwolenniczką jakiegoś niedosytu, głodu za zespołem, tęsknoty. My natomiast zbyt wiele zaczęliśmy dawać i za bardzo zaczęliśmy schlebiać naszej publiczności. Ona jednak woli sama się o nas dopominać. Kiedy popatrzyliśmy na ten rynek i zaczęliśmy się zastanawiać, co dalej, zapadła szybka decyzja - znikamy na dwa lata, odpoczywamy od siebie. Oczywiście nie zrezygnowaliśmy z działalności zupełnie, dalej koncertowaliśmy. Natomiast postanowiliśmy zrobić przede wszystkim jedną rzecz - przemyśleć materiał na kolejną płytę. Rzeczywiście znaleźć jakąś inspirację. Myślę, że tekst na "Pieprz" napisałam troszkę na wyrost. Uległam presji, myślę, że sami sobie tę presję stworzyliśmy, że skoro tak wszystko idzie, mamy te swoje pięć minut, należy z tego korzystać, robić płytę za płytą, bez względu na to, czy czujesz coś czy nie czujesz. I to był błąd. Także przez te dwa lata spotykaliśmy się tylko i wyłącznie w trakcie koncertów i tak naprawdę wyszło nam to na dobre. Przez te siedem lat istnienia zespołu O.N.A. jesteśmy właściwie ciągle razem - trasa, tworzenie muzyki, praca w studio. Myślę, że chciałam odpocząć również od siebie, od tej mitycznej Chylińskiej, która zaczęła mi wchodzić troszkę w butach w moje życie prywatne...
No i płyta "Mrok"...
Agnieszka Chylińska: Tak, płyta "Mrok" po tych dwóch latach w końcu pojawiła się, no i wydarzyło się wszystko to, co sobie wymarzyliśmy. Ludzie rzeczywiście nas chcą. Myślę, że było to nasze takie być albo nie być. Baliśmy się, że ludzie o nas zapomną, ale postawiliśmy wszystko na jedną kartę - na "Mrok". Okazało się, że ludzie czekali na ten "Mrok". Ta płyta jednak poróżniła środowisko naszych fanów. Część tych, którzy cenili nas za "Kiedy powiesz sobie dość" za "Koła czasu", za utwory, z których zespół w mediach jest bardziej znany, za łagodniejsze oblicze O.N.A, odeszło od nas. Oni już po prostu nie znieśli tego czadu, tego potencjału energii, tej agresji, która znajduje się na płycie "Mrok". Za to dołączyła do tego naszego towarzystwa bardzo liczna grupa metali, co bardzo mnie cieszy. Powiem szczerze, świadomie chcieliśmy wejść tą płytą w podziemie. Mnie zawsze brakowało tzw. konkretnego fana zespołu. To zawsze był człowiek, który słuchał tego, tamtego i owego, i jeszcze O.N.A. Jestem jakby zazdrosna o innych. I jednak zawsze chciałam, żeby fan był mojego pokroju. Ja na przykład jak jestem fanką jakiegoś zespołu to tylko i wyłącznie tego zespołu...
A czyją jesteś fanką?
Agnieszka Chylińska: Zdecydowanie Marliyn Manson. To jest mój wielki idol. Jestem pod jego niesamowitym wpływem. Oprócz tego jeszcze bardzo sobie cenię Korn. No, i jeszcze Limp Bizkit oczywiście. Bardzo blisko żyję z fanami zespołu, jestem zaangażowana w fan cluby, których mamy bardzo dużo. Patrzę na recenzje, z których najbardziej zależy mi nie na tych niby opiniotwórczych, napisanych przez pseudokrytyków muzycznych, tylko właśnie tych młodych ludzi, którzy kupili płytę. Cieszy mnie również fakt, że w dobie kryzysu, gdzie płyty sprzedają się bardzo kiepsko, "Mroku" sprzedało się już ponad 30 tysięcy.
Nie jest to muzyka dla wszystkich. To muzyka, która nie pozostawia cienia wątpliwości, że O.N.A. to zespół rockowy, który gra głośną muzykę. Płyta się sprzedaje, mamy nowych, fanów, są to młodzi ludzie bardzo inteligentni i wrażliwi. Mają swoje słabości, swoje problemy, natomiast walczą, i to mi się bardzo podoba. Myślę, że są chyba troszkę mojego pokroju. Nie akceptują tej zastanej rzeczywistości. No i trasa. Co innego, gdy coś tam robisz i wyobrażasz sobie, że może coś z tego wyjdzie, po czym wyjeżdżasz na trasę i patrzysz na tych ludzi, którzy przychodzą na koncerty, kupują bilet i oczekują... To jest w ogóle z jednej strony straszne uczucie, kiedy wychodzisz i musisz sprostać oczekiwaniom. Trasę uważam za bardzo udaną. Odzew ludzi jest rewelacyjny. Są to dokładnie ci ludzie, na których mi zależało.
Czy kolejne płyty będą w tym samym klimacie co "Mrok"?
Agnieszka Chylińska: Jest mi strasznie trudno mówić o kolejnych płytach. Nie mam dzieci, ale to jest chyba tak jak z rodzeniem. Jak urodzisz dziecko to chcesz trochę odpocząć. Musisz się trochę wyluzować. Podobnie jest z wydawaniem płyt. Wszyscy się spinamy. To wszystko nie dzieje się bardzo lekko. Muzyka powstaje w atmosferze bardzo ciężkiej. I kiedy zrobisz tę płytę, to potrzebujesz czasu na regenerację. Wiem, że poszliśmy w bardzo fajnym kierunku i chciałabym ten kierunek kontynuować. Kierunek pójścia w mrok, nie schlebiania szerokiej publiczności. Myślę, że im bardziej będziemy bezkompromisowi, to wbrew pozorom będziemy mieć coraz większą liczbę fanów.
Suknia, w której wystąpiłaś w Elblągu jest intrygująca, ciekawa, mroczna. Skąd pomysł na taką kreację?
Agnieszka Chylińska: Suknia wzięła się z teledysku "Niekochana", który promuje naszą najnowsza płytę. Utwór "Niekochana" opowiada o dziewczynie, która jest bardzo krucha, bardzo źle się jej żyje, bo jest niekochana, samotna. Chciałam pokazać w tym teledysku dwie dziewczyny - tę, która wszyscy znają, a więc Chylińską z tatuażami, w skórach, taką silną pozornie. I chciałam pokazać tę kruchą romantyczkę, którą też gdzieś tam jestem. I pomyślałam, że styl wiktoriański, który cenię za charakter, za architekturę, i za właśnie te piękne stroje, pokaże mnie w inny niż do tej pory sposób. Postanowiłam przenieść kadr z tego teledysku na koncert. W ogóle wymyśliliśmy, żeby koncert nie był tylko odtwarzaniem repertuaru. Ja chciałam, żeby koncert stał się czymś, o czym zawsze marzyłam. Stał się swego rodzaju spektaklem. Żeby pojawił się jakiś temat, postać, kostiumy. Żebym wychodząc na scenę przestawała być osobą prywatną, a stawała się postacią z kreskówki. Wyśniłam tę suknię - miałam taką wizję, że leżę na łożu z wielkim baldachimem właśnie w takiej soczystozielonej sukni z fiszbinami. Zadzwoniłam do reżyserki teledysku i ona powiedziała, że spotkamy się z dziewczyną, która szyje takie rzeczy. Nie znam się na szyciu, ale ona pokazała mi fotografie i razem wymyśliłyśmy tę suknię.
Sprzedajecie dużo płyt, ale na pewno sprzedawalibyście ich więcej, gdyby nie piraci...
Agnieszka Chylińska: Nasz stosunek do piratów jest oczywiście ganiący. Z Grzegorzem Skawińskim wzięłam udział w konferencji prasowej dotyczącej właśnie piractwa. Pokazano nam film nakręcony z ukrytej kamery na stadionie 10-lecia. Ktoś kradnie moją sztukę, sprzedaje i bierze za to pieniądze. Myślę, że artyści, muzycy, ich zawód, nie jest traktowany tak poważnie przez ludzi, jak na przykład zawód lekarza czy adwokata. Nas się traktuje na zasadzie: "Grasz, więc zarabiasz kupę kasy". Wcale tak nie jest. My żyjemy ze sprzedaży płyt. To są pieniądze, dzięki którym jesteśmy zawodowymi muzykami. To nie jest nasze hobby. Ja porzuciłam szkołę, żeby realizować się jako wokalistka zespołu O.N.A. Jest to dla mnie okropne, że jakiś burak ziemniakiem ciosany sprzedaje moje płyty i bierze za to kasę. Uważam, że należy zmienić w Polsce prawo. Jeżeli koleżka za sprzedaż nielegalnie płyt dostałby dwa lata na przykład, to byłaby to prawdziwa kara. A tak, gdy pan dostaje 50 baniek grzywny to mówi swoim kolegom - słuchajcie, znowu mam mandat, zrzucamy się. Nie, taki facet musi iść do więzienia, a cały towar trzeba mu zarekwirować. Przykładowo - my sprzedaliśmy 30 tysięcy egzemplarzy naszej płyty, a na stadionie sprzedało się ponad 100 tysięcy. Takie są proporcje.
Jak przyjęła was publiczność w Elblągu?
Agnieszka Chylińska: Zagraliśmy tu niemal na "pewniaka". Może to zabrzmi niezbyt skromnie, ale byliśmy pewni dobrego przyjęcia. Elbląg w sumie leży niedaleko Sopotu, w ogóle Trójmiasta, skąd pochodzę. Mamy tu wielu wiernych fanów, którzy nie zawodzą. Ponadto bardzo lubię tu występować, ponieważ podoba mi się samo miasto. To nowe Stare Miasto jest naprawdę piękne. Występy w Elblągu zawsze są dla nas miłym wspomnieniem.
A