Rozmowa z prof. Janem Skotnickim, reżyserem „Małego Księcia”, najnowszej premiery Teatru Dramatycznego w Elblągu.
Jak pan, starszy już człowiek, czyta "Małego Księcia" - książkę, po którą dziś, z racji umieszczenia jej na liście lektur sięgają głównie dzieci?
To traktat filozoficzny, a nie bajka, jak się ją często traktuje. Zresztą, każda dobra bajka jest traktatem filozoficznym.
Kim u pana jest Mały Książę, kim jest Lotnik?
Książę jest po prostu jednym z miliardów dzieci. A Lotnik? Lotnik jest jednym z miliardów lotników.
Interpretatorzy zwracają uwagę na autobiograficzny charakter historii opowiedzianej w "Małym Księciu" - wzięła się ona ponoć z wrażeń, emocji ze związku z kobietą.
Nie sądzę, żeby tak było. Zresztą, za parę miesięcy ukaże się książka żony Saint Exupery'ego. Wtedy zobaczymy.
To będzie spektakl dla dzieci?
Proszono mnie, bym ukierunkował go na młodzież.
W dziecięcych spektaklach, jakie oglądać można w Elblągu, scenografia jest często mocno dopowiedziana, nie daje zbyt wiele pola wyobraźni. Jak będzie u pana?
Muszą być gwiazdy, planety i musi być samolot. Więcej tam nie ma.
Czy Lotnik będzie miał coś wspólnego z pisarzem? Myślał pan o jego biografii przygotowując ten spektakl?
Na pewno. Saint Exupery znalazł się na pustyni, był pilotem, zginął w akcji nad Francją.
Z jakiego okresu życia pisarza wziął pan rysy Lotnika?
Exupery wtedy latał i zarabiał latając w lotniczej poczcie. Były to bardzo niebezpieczne loty, samoloty były dość prymitywne, nie było radiolokacji i jeśli samolot spadł, nie było wiadomo gdzie. W spektaklu jest dużo z autobiografii Exupery'ego, z tego myślenia o świecie, które ma pilot; zupełnie innego, niż mają ludzie chodzący po ziemi...
Lotnik ma też rysy tragiczne, związane ze śmiercią Exupery'ego?
Tragiczny los wcale nie był taki tragiczny - on poleciał nad dom matki, żeby pomachać jej skrzydłami i wtedy zestrzelili go Niemcy. Nic w tym tragicznego nie ma. Po prostu wojna. Wydaje mi się, że pasjonował się lotnictwem, stanowiło to jego pasję...
Jaka myśl przewodnia towarzyszyła panu w pracy nad spektaklem?
Sądzę, że to jest myśl o tym, że każdy powinien zachować w sobie dziecko.
Chłopcom, którzy grają rolę Księcia podoba się opowieść o Róży, wielu dorosłym - opowieść o Lisku. Jaka opowieść podoba się panu?
Chyba także te.
A która najbardziej?
Mam taki ulubiony fragment monologu pilota, który wydaje mi się bardzo mądry.
Jaki?
Kiedy mówi o ziemi. Ale to jest bardzo osobiste i nie powinno mieć wpływu na spektakl...
Będzie dźwięk w pana spektaklu? Rzecz dzieje się na pustyni.
Nie ma piosenek, bo takie było żądanie spadkobierców pisarza. Gdyby tak nie było, myślałbym o piosenkach, ale musiałby to napisać dobry poeta... Tak, jest dźwięk. Byłem na pustyni. Pustynia nie jest cicha. Pustynia gra.
Nie lubi pan rozmawiać z dziennikarzami?
Nie, dlaczego. Sam byłem dziennikarzem, ale trudno opowiadać opowieść, która jest tak piękna, tak mądra i tak głęboka, że trudno ją tłumaczyć w krótkich słowach, bo staje się to trywialne.
Zobacz także: "Bezimienni książęta"
To traktat filozoficzny, a nie bajka, jak się ją często traktuje. Zresztą, każda dobra bajka jest traktatem filozoficznym.
Kim u pana jest Mały Książę, kim jest Lotnik?
Książę jest po prostu jednym z miliardów dzieci. A Lotnik? Lotnik jest jednym z miliardów lotników.
Interpretatorzy zwracają uwagę na autobiograficzny charakter historii opowiedzianej w "Małym Księciu" - wzięła się ona ponoć z wrażeń, emocji ze związku z kobietą.
Nie sądzę, żeby tak było. Zresztą, za parę miesięcy ukaże się książka żony Saint Exupery'ego. Wtedy zobaczymy.
To będzie spektakl dla dzieci?
Proszono mnie, bym ukierunkował go na młodzież.
W dziecięcych spektaklach, jakie oglądać można w Elblągu, scenografia jest często mocno dopowiedziana, nie daje zbyt wiele pola wyobraźni. Jak będzie u pana?
Muszą być gwiazdy, planety i musi być samolot. Więcej tam nie ma.
Czy Lotnik będzie miał coś wspólnego z pisarzem? Myślał pan o jego biografii przygotowując ten spektakl?
Na pewno. Saint Exupery znalazł się na pustyni, był pilotem, zginął w akcji nad Francją.
Z jakiego okresu życia pisarza wziął pan rysy Lotnika?
Exupery wtedy latał i zarabiał latając w lotniczej poczcie. Były to bardzo niebezpieczne loty, samoloty były dość prymitywne, nie było radiolokacji i jeśli samolot spadł, nie było wiadomo gdzie. W spektaklu jest dużo z autobiografii Exupery'ego, z tego myślenia o świecie, które ma pilot; zupełnie innego, niż mają ludzie chodzący po ziemi...
Lotnik ma też rysy tragiczne, związane ze śmiercią Exupery'ego?
Tragiczny los wcale nie był taki tragiczny - on poleciał nad dom matki, żeby pomachać jej skrzydłami i wtedy zestrzelili go Niemcy. Nic w tym tragicznego nie ma. Po prostu wojna. Wydaje mi się, że pasjonował się lotnictwem, stanowiło to jego pasję...
Jaka myśl przewodnia towarzyszyła panu w pracy nad spektaklem?
Sądzę, że to jest myśl o tym, że każdy powinien zachować w sobie dziecko.
Chłopcom, którzy grają rolę Księcia podoba się opowieść o Róży, wielu dorosłym - opowieść o Lisku. Jaka opowieść podoba się panu?
Chyba także te.
A która najbardziej?
Mam taki ulubiony fragment monologu pilota, który wydaje mi się bardzo mądry.
Jaki?
Kiedy mówi o ziemi. Ale to jest bardzo osobiste i nie powinno mieć wpływu na spektakl...
Będzie dźwięk w pana spektaklu? Rzecz dzieje się na pustyni.
Nie ma piosenek, bo takie było żądanie spadkobierców pisarza. Gdyby tak nie było, myślałbym o piosenkach, ale musiałby to napisać dobry poeta... Tak, jest dźwięk. Byłem na pustyni. Pustynia nie jest cicha. Pustynia gra.
Nie lubi pan rozmawiać z dziennikarzami?
Nie, dlaczego. Sam byłem dziennikarzem, ale trudno opowiadać opowieść, która jest tak piękna, tak mądra i tak głęboka, że trudno ją tłumaczyć w krótkich słowach, bo staje się to trywialne.
Zobacz także: "Bezimienni książęta"
Rozmawiała Joanna Torsh