- Skąd tatuaż w tytule? Po pierwsze dlatego, że są one obecnie modne, wiele osób poprzez tatuaż się dookreśla. Doszłam do wniosku, że my w sobie też nosimy różne tatuaże, nie tylko te wyryte tuszem. Mamy w swoim życiu tyle najróżniejszych historii, które pozostawiają w nas głęboki podskórny ślad. Jak tatuaż – mówi Bogumiła Salmonowicz, elbląska poetka i terapeutka. Rozmawiamy o jej najnowszej książce z poezją „Pejzaż z tatuażem”.
Rafał Gruchalski: - „Bo choć sporo tu „smuteczków”, to zapewniam, że stanowią kontrast do tego i po to, by wszystko, co dobre – lepiej postrzegać i cenić” – to dedykacja, którą napisałaś na podarowanym mi egzemplarzu Twojego najnowszego tomiku poezji...
Bogumiła Salmonowicz: - Czasem wpisuję takie rozbudowane motta i dedykacje, bo rzeczywiście ostatnio coraz częściej słyszę od czytelników, że takie smutasy piszę, trudne rzeczy poruszam w tych moich książkach... I czy w ogóle umiem pisać coś pogodnego i wesołego? Rzeczywiście po ostatnim spotkaniu autorskim coś takiego usłyszałam i pomyślałam sobie, że chyba rzeczywiście nie jestem osobą, która może pisać satyrę czy rzeczy do pośmiania. Co nie znaczy, że się nie śmieję. Bywam i taka, i taka. Natomiast piszę rzeczywiście dużo o zwykłej codzienności, o tym co dolega, co doskwiera, a z czym - my ludzie - sobie nie radzimy lub gorzej radzimy. To dla mnie temat rzeka, ale niezwykle ważny. Ludzie są po prostu dla mnie ważni, ale to też chyba jest związane z zawodem, który wykonuję. To poczucie, że można komuś pomóc towarzyszy mi całe życie i to moje pisanie też częściowo się z tego bierze.
- Czy miałaś takie sygnały, że Twoje pisanie komuś pomogło, czy przede wszystkim pomaga też Tobie?
- Mnie też pomaga oczywiście. Zawsze powtarzam, że we mnie jest 150 procent baby w babskim ciele. Myślę słowami. Kiedy mówię albo piszę, łatwiej mi porządkować różne rzeczy, które są we mnie i które na zewnątrz mnie lubię nazywać. I to jest jedna z przyczyn, dla których piszę od czasów liceum.
Pracując jako terapeutka, coach, ale też jako nauczyciel, wykładowca, pedagog, mam bardzo często do czynienia z ludzkimi problemami i tymi naukowymi, jak wychowywać, żeby wychować i tymi osobistymi, jak na przykład co przeszkadza nam w życiu osiągać nasze cele.
W moich wierszach jest sporo ludzkich historii zasłyszanych przeze mnie. Nie chodzi o to, że to są historie określonego człowieka, tylko kilka podobnych tak zwanych przypadków, sytuacji życiowych. Zbieram je, próbuję konkludować, lepiej rozumieć. A czasami też podsuwam ludziom, z którymi pracuję - zwłaszcza tym którzy mają kłopot z nazwaniem u siebie emocji czy przyznaniem się do czegoś - jakiś wiersz. Reakcja jest często taka „kurczę, to ja mam czytać wiersze?”.
Bardzo często się zdarza, że Czytelnicy mówią „my się nie znamy, ale pani napisała o mnie”. To największy komplement, jaki mogę otrzymać.
Sporo czasu dawno temu pracowałam z problemem przemocy, głównie rodzinnej. I ciągle do mnie trafiają osoby, które mają tego typu problem. W każdej z pięciu moich książek znajdują się teksty z tym związane – nie tylko z przemocą wobec kobiet czy dzieci, ale też wobec mężczyzn, którzy rzadziej się do tego przyznają, rzadziej o tym mówią. Stad między innymi w ostatnim tomiku „Pejzaż z tatuażem” jest wiersz (pt. „Wstyd”), który – ilekroć go czytam – robi na słuchaczach piorunujące wrażenie. Podchodzą do mnie na spotkaniach, mówiąc o tym. Wiersze zawsze coś domykają, albo otwierają.
- Skąd tytuł „Pejzaż z tatuażem”?
- Gdy zaczęłam pracować nad tą książką, roboczy tytuł brzmiał „Bliznopisanie”. Na jednym ze spotkań nawet włączyłam Czytelników w wymyślane tytułu, bo nie byłam do niego przekonana. Wiele osób mówiło mi, że świetnym tytułem dla książki byłby tytuł jednego z wierszy „Portret z tatuażem”. Wygrał nawet głosowanie. W trakcie pracy redaktorskiej, Mirka Szychowiak znana współczesna poetka i pisarka, przy którejś z telefonicznych dyskusji „klepnęła” ten tytuł, ale dwa dni później dostałam od niej maila z proponowanymi poprawkami i zamiast „portret” napisało się jej pejzaż. Uznała, że to lepiej brzmi i zapytała, co ja na to. Sama byłam zaskoczona, że na to nie wpadłam. „Pejzaż z tatuażem” obejmuje szerszą perspektywę niż „portret”. A skąd tatuaż w tytule? Po pierwsze dlatego, że są one obecnie modne, wiele osób poprzez tatuaż się dookreśla. Doszłam do wniosku, że my w sobie też nosimy różne tatuaże, nie tylko te wyryte tuszem. Mamy w swoim życiu tyle najróżniejszych historii, które pozostawiają w nas głęboki podskórny ślad. Jak tatuaż.
- Ciężko w dzisiejszych czasach wydawać poezję?
- Bardzo.
- Ale to już Twoja piąta książka, więc widać, że sobie radzisz...
- Tak, ale po pierwsze na poezji się nie zarabia. Nie wszyscy jesteśmy Szymborską (uśmiech), ona zresztą też do czasu otrzymania Nobla jakoś specjalnie na poezji nie zarabiała...
Ja długo niczego nie publikowałam. Jestem wiekową osobą - mamą, babcią, mam wielu uczniów i studentów. Mówiono, że mój debiut poetycki był późny, ja mówię, że dojrzały. To było dziesięć lat temu, bo wtedy została wydana moja pierwsza książka „BoSa” i jestem z tego bardzo dumna. Stało się to za wielką namową i konkretnymi działaniami Dominiki Lewickiej-Klucznik, która w ramach Alternatywnego Elbląskiego Klubu Literackiego, (dzisiaj Stowarzyszenie ALTERNATYWNI), napisała projekt do prezydenta miasta, który został sfinansowany właśnie w postaci mojego debiutanckiego tomu. Drugi tom wydałam z sukcesem dzięki stypendium marszałka. Bez mecenatu samorządowego by się nie udało. Można oczywiście wydać poezję samemu, ale trzeba mieć pieniądze, a dla nauczyciela to spory wydatek.
Od niedawna szukam wydawców, takich bardziej renomowanych, którzy byliby skłonni wydać moją poezję. Ostatnia książka „Pejzaż z tatuażem” została wydana przez Fundację Duży Format. Powstała także dzięki stypendium kulturalnemu prezydenta Elbląga, za co jestem ogromnie wdzięczna.
- Miałaś niedawno spotkanie, które odbyło się w Zespole Państwowych Szkół Muzycznych. Jakie plany na najbliższy czas?
- Czekam na zaproszenia (uśmiech). Planuję spotkanie autorskie w bibliotece uczelni, w której pracuję, czyli Akademii Nauk Stosowanych. Co dalej, nie wiem... Mam nadzieję, że po okresie świątecznym przyjdzie czas na inne zaproszenia i spotkania.
Miałam już spotkanie autorskie w Głogowie na Śląsku, gdzie wcześniej uczestniczyłam w konkursach literackich. Byłam też zaproszona do Warszawy i uczestniczyłam w Festiwalu Fundacji Duży Format. To było dla mnie znaczące przeżycie – znaleźć się wśród bardzo uznanych poetów i pisarzy.
- A jaki jest najlepszy czas na czytanie poezji? Czy po prostu trzeba mieć po prostu czas?
- Uważam, że warto jeden wiersz dziennie przeczytać. Czytam regularnie, dawniej tych, którzy już odeszli, ale od czasu gdy działam w stowarzyszeniu Alternatywni i mam więcej okazji do spotkań z innymi poetami, to czytam bardzo dużo współczesnej poezji także publikowanej w mediach społecznościowych.
Poezja jest mi potrzebna na co dzień właśnie po to, by „donazywać” różne rzeczy, które dzieją się wewnątrz mnie samej.