Brama zamku w Malborku, wczesna wiosna, godziny przedpołudniowe. Z krzyżackiej warowni wyjeżdża dostojny, władczy, ale wyraźnie zmęczony król Władysław Jagiełło. Co ciekawe, nie wyjeżdża z zamku na wierzchowcu czy w karecie, ale... meleksem. O co chodzi? Z grubsza o to, że odwiedziliśmy plan serialu "Korona Królów. Jagiellonowie". Zobacz zdjęcia.
"Średniowieczny James Bond"
W miniony poniedziałek (28 marca) odwiedziliśmy Malbork, żeby przyjrzeć się, jak wygląda praca na planie kontynuacji "Korony Królów". Tym razem akcja została umiejscowiona na przełomie XIV i XV wieku, "politycznie" i dziejowo mamy więc króla Jagiełłę, Krzyżaków i występujące między nimi napięcia, ale "serialowo" mamy się też spodziewać wątków miłosnych, intryg, rozterek i problemów mniej lub bardziej historycznych bohaterów...
Jednak po kolei. Naszą wizytę na planie udaje nam się rozpocząć od spotkania z aktorami.
- Gram Zyndrama, szefa wywiadu Jagiełły, postać wzorowaną na historycznej, Zyndramie z Maszkowic - mówi o swoim bohaterze Maciej Raniszewski. - O nim zbyt wiele w kronikach nie było napisane, posłużył jednak za pewien wzór, a postać została w znacznej mierze "wymyślona" przez scenarzystów. Zyndram jest małomówny, mrukliwy, a jednocześnie bardzo oddany swojej służbie, całej tej pracy, którą wykonuje dla króla. W opisie postaci, co bardzo mnie rozbawiło, było napisane, że to taki "średniowieczny James Bond". Rzeczywiście, w serialu ma on bardzo dużo pościgów, walki na miecze, niebezpiecznych sytuacji, można więc powiedzieć, że robię za postać kina akcji i dzięki temu jest to bardzo fajna przygoda – cieszy się aktor.
- Moja postać to Zbigniew z Brzezia herbu Zadora, marszałek wielki koronny, postać historyczna - opowiada z kolei Marcin Piętowski. - To jeden z zaufanych doradców króla Jagiełły, postać jakby "z cienia", a jednocześnie wielki dyplomata, uczestnik bitwy pod Grunwaldem i wszystkich rozmów pokojowych z Zakonem Krzyżackim - podkreśla.
Czy fakt grania w serialu o historycznym charakterze to dla pracującej nad produkcją ekipy ograniczenie, czy jednak atut?
- Serial nie jest dokumentem, streszczeniem podręcznika do historii – odpowiada Marcin Piętowski. - Ma on przybliżyć tamte czasy i ludzi z krwi i kości, takich jak my, z ich zaletami i wadami, emocjami, temperamentem. Sądzę, że właśnie to jest ciekawe. Oparcie serialu tylko o wydarzenia historyczne byłoby niczym więcej jak zacytowaniem Wikipedii, a obraz ma być interesujący dla widza. To, że serial jest historyczny, nie jest ograniczeniem, jest jak najbardziej zaletą, bo możemy czerpać z pięknej historii Polski, historii którą mamy, a dołożyć do tego nas samych, to, co nam gra w duszy. Interpretacja scenariusza należy do nas, ale jednak pozostajemy w pewnych ramach historycznych. Nie możemy np. używać pewnych gestów czy słów zarezerwowanych dla teraźniejszości. Dla mnie to pierwsza przygoda z filmem kostiumowym i jestem tym zachwycony - przyznaje.
- To niepowtarzalna okazja, w Polsce nie powstaje zbyt wiele produkcji historycznych, które wbiegają poza XX wiek – mówi o "historyczności" serialu Maciej Raniszewski. - Osobiście wspaniale się tutaj bawię, spełniam swoje marzenie z dzieciństwa. Dostałem miecz, konia, jestem rycerzem, jest cudownie – śmieje się.
Aktorzy podkreślają, że w poniedziałek w Malborku pracowali nad scenami związanymi z rozmowami z Krzyżakami w sprawie Żmudzi i ziemi dobrzyńskiej.
- Mieliśmy dziś ucztę z Krzyżakami, z pozoru wszystko jest "ok", mamy rozejm, jest pokój, ale napięcia między stronami można wyczuć w każdej wymianie zdań – zdradza kulisy poniedziałkowych nagrań Marcin Piętowski. - Między królem a wielki mistrzem wyczuwalne jest napięcie, które jeszcze bardziej podjudza przebiegły Ulryk von Jungingen.
- Pod powierzchnią wszystko się gotuje – obrazowo komentuje atmosferę kręconych w Malborku scen Maciej Raniszewski.
Serial nie może obejść się bez aktorów, podobnie wiele scen nie da się z powodzeniem zrealizować bez statystów. Tych w Malborku ma być w czasie zdjęć około stu.
- To mój pierwszy dzień, w krzyżackich szatach chodzi się bardzo wygodnie - mówi jeden z nich, pochodzący z Ukrainy pan Walerij. Przyznaje, że nie wie jeszcze, czego ma się spodziewać po kolejnych dniach na planie. Wygląda jednak na podekscytowanego.
Rycerze zakonni mają oczywiście swoją służbę. Jej skromne stroje ubrali (albo, jak pewnie usłyszelibyśmy w "Koronie Królów" – "przywdziali") Wiktor, Daniel, Szymon, Filip i Hubert...
- W ostatniej scenie musieliśmy w zasadzie tylko stać...
- ... i przyjąć odpowiednią pozę... Ekipa wyjaśnia nam, w jaki sposób mamy się ustawić, gdzie skierować wzrok itd.
- W dzisiejszej scenie stoimy na boku jako służba.
- Bardzo podobają mi się nasze kostiumy, takie przywiązanie do detali – mówią nasi rozmówcy.
Poza kadrem
Aktorów i statystów zobaczymy na ekranie, ale produkcja serialu to całe zaplecze, mnostwo ludzi, których pracę trzeba skoordynować. Dobrze wiedzą to przede wszystkim kierownicy produkcji. Jak się dowiadujemy, poza aktorami i statystami ekipa pracująca nad serialem to jeszcze ok. 120 osób...
- Cały serial to bardzo duże przedsięwzięcie, realizujemy 125 odcinków przez ponad 300 dni zdjęciowych, w różnych obiektach, głównie w halach zdjęciowych, ale także w plenerach, jak różne lasy, pola, okolice zbiorników wodnych... – wymienia Urszula Kukla, kierownik produkcji "Korony Królów. Jagiellonowie". - Do Malborka przyjechaliśmy na sześć dni zdjęciowych – dodaje. Ekipy techniczne mają z kolei jeszcze dwa dodatkowe dni pracy, bo trzeba przygotować plan, a potem wszystko poskładać. A na taki plan zdjęciowy trzeba zabrać naprawdę sporo rzeczy. - Dwie ciężarówki z oświetleniem, 55-metrowe podnośniki... - podkreśla kierowniczka produkcji. Przy zamku w Malborku funkcjonuje w tych dniach całe zaplecze, nie wspominając o kamperach czy autokarach dla ekipy, aktorów, charakteryzatorów itd. W pojazdach udaje się nam dostrzec rzeczy, o których w pierwszej chwili byśmy nie pomyśleli, na przykład pralki. A filmowcy o tych prozaicznych sprawach pomyśleć z wyprzedzeniem po prostu muszą...
Przez dłuższy czas filmowcy zmagali się z ograniczeniami związanymi z pandemią koronawirusa, niejedna produkcja przez COVID-19 zaliczyła opóźnienie. Teraz zakażeń jest mniej, od poniedziałku zniesiono niemal wszystkie obostrzenia. Czy odczuwa to ekipa pracująca nad "Koroną Królów"?
- Ekipa tak, ale ja, jako osoba odpowiedzialna za produkcję, bardzo się tym martwię – odpowiada Urszula Kukla. - Nie mieliśmy przerwy zdjęciowej ze względu na covid, a teraz się tego obawiam – przyznaje. Dodaje, że ma nadzieję, że te obawy nie znajdą potwierdzenia w rzeczywistości... - I nadzieję na to, że pogoda dalej będzie nam dopisywać, bo były prognozy, że będzie bardzo zimno i wietrznie – przyznaje. A to w przypadku nagrań bywa ogromnym problemem.
W końcu trafiamy na, nazwijmy to, "właściwy" plan zdjęciowy. Trwają przygotowania do kręcenia kolejnej sceny. Da się wyczuć pewne napięcie i oczekiwanie, niektórzy statyści nerwowo się wiercą, główni aktorzy trwają w skupieniu. W scenie, której będziemy świadkami, będziemy obserwowali spotkanie Krzyżaków w zakonnym kapitularzu.
Tutaj jednak na chwilę przerwijmy. To, co może być zaskoczeniem dla osoby, która na co dzień nie bywa na serialowym planie, to pewien twórczy chaos, który dokonuje się poza kadrem. Wszystko, co obejmuje kamera i co zobaczą widzowie, przed kręceniem sceny jest starannie przygotowane, a mowa tu zarówno o ludziach, jak i scenografii. Wszystko, co dzieje się poza kadrem, łącznie z technikami operującymi mikrofonami, prezentuje się jednak zupełnie inaczej, nieco bardziej chaotycznie i żywiołowo. Między scenami członkowie ekipy ciągle komunikują się ze sobą, tutaj ktoś krzyknie, reżyser oraz inni członkowie zespołu kierują do aktorów i statystów swoje uwagi. A potem nagle jest okrzyk "cisza", wszystko na chwilę zamiera... i zaczyna się kręcenie właściwej sceny, w bardzo dużym skupieniu...
Właśnie dlatego obserwacja pomieszczeń, w których pracuje filmowa ekipa, to dosyć ciekawe doświadczenie. Ktoś przebrany za zakonnego rycerza wyjmuje smartfona i coś w nim sprawdza, tuż obok elementów scenografii rodem ze średniowiecza leży nowoczesny filmowy sprzęt... To wszystko ma w sobie pewien urok, kinową magię.
Wracamy do kapitularza, który spowity jest dymem i światłem świec. Jak podkreśla Bartosz Skop z Muzeum Zamkowego w Malborku, taki kapitularz był jednocześnie refektarzem, tzn. jadalnią.
- Było to też miejsce spotkań, narad – podkreśla muzealnik. - Nazwa kapitularz to "dzieło" XIX-wiecznej historiografii i nie do końca wiadomo, kto pierwszy użył tej nazwy, ale oznacza ono miejsce, w którym zbiera się kapituła. Warto podkreślić, że do przeniesienia zakonnej stolicy do Malborka kapituły odbywały się w Elblągu – dodaje.
Kapitułę dziś pewnie moglibyśmy nazwać czymś w rodzaju "zebrania zarządu"... i chyba właśnie taką scenę, oczywiście w sporym uproszczeniu, odgrywali w naszej obecności aktorzy.
Światła, kamera, akcja, powtórka...
- Gotowi? - pyta któryś z techników. Chwilę później słychać wezwanie: "kamera, akcja"... i rzeczywiście zaczyna się akcja.
- Mieć wiarę to nasza święta powinność – krzyczy do zakonnych współbraci wzburzony Ulryk. - Niech spadnie święty ogień na Litwę – wykrzykuje. Widać uniesienie znanego z historii rycerza-zakonnika. Uspokaja się dopiero, gdy do komnaty wchodzi panujacy wielki mistrz. Inni Krzyżacy z szacunkiem wstają, Ulryk staje się o wiele bardziej stonowany, spokojniejszy... Jesteśmy w roku 1399, wiemy więc, że przed von Jungingenem dopiero przejęcie "szefostwa" nad Zakonem...
A potem scena powtarzana jest raz, drugi, czwarty... Zwracają uwagę szaty Krzyżaków, wyróżnia się na tle innych ta noszona przez wielkiego mistrza. Przyglądamy się scenografii, a w międzyczasie członkowie zespołu jednak decydują się przestawić nieco stół, przy którym siedzą Krzyżacy. Reżyser podchodzi do jednego z halabardników i poprawia mu w rękach broń, którą ten trzyma. Ktoś inny prosi Szymona Nygarda, który wciela się w rolę Ulryka, by podczas sceny ustawił się jednak w nieco innym miejscu...
- Panowie, nie stójcie tu w przejściu – instruuje któryś z techników.
- Musimy chwilę odczekać, bo zaraz będą biły dzwony – to pewnie informacja, która najbardziej zainteresowała dźwiękowców.
- Dobra, możemy próbować znowu – słyszymy po chwili. - Cisza! - to słowo wybrzmiewa najczęściej, niczym mantra.
- Po ujęciu będzie dubel – dobiega głos z głośników po kolejnym podejściu.
I tym podobne, i tak dalej. A potem jeszcze piąta, szósta powtórka itd... Ekipa pracuje nad sceną kilka godzin – widz zobaczy może kilka minut nagrania. Chyba nie jest łatwo być filmowcem.
Czas się powoli zbierać. Jednak nim udaliśmy się z powrotem do Elbląga, w pobliżu planu udało nam się spotkać... Władysława Jagiełłę.
- Granie Jagiełły to także pewna intelektualna przygoda, musiałem o nim poczytać, żeby poznać więcej szczegółów z jego życia, takich wykraczających poza wiedzę "maturalną" - mówi Sebastian Skoczeń, który w "Koronie Królów. Jagiellonach" wciela się we władcę. Aktor dodaje, że w serialu istotnym wątkiem będzie ten damsko-męski, rozgrywający się między Jagiełłą a Anną Cylejską (gra ją Milena Staszuk).
- To bardzo ciekawy wątek, Anna Cylejska to dziewczyna dużo młodsza od Władysława – podkreśla aktor. Dodaje, że już sam fakt różnicy wieku tych postaci, a także ich temperamentów, prowadzić ma w serialu do wielu zabawnych... i mało zabawnych sytuacji. Jak ich małżeńsko-dworskie perypetie zostaną przedstawione w "Koronie Królów", niedługo przekonają się widzowie.
Sebastian Skoczeń odniósł się też do scen z jego udziałem, które na potrzeby serialu kręcono w Malborku.
- Walczyliśmy bardzo zaciekle o ziemię dobrzyńską w trakcie pertraktacji z Krzyżakami. Tutaj dominowały polityczne, dyplomatyczne wątki – uśmiecha się.
Efekty działań filmowej ekipy będzie można zobaczyć jeszcze w tym roku. Emisja pierwszych odcinków nowej serii zaplanowana jest na jesień. Serial "Korona Królów. Jagiellonowie" realizuje telewizja publiczna. Obraz reżyseruje Krzysztof Łukaszewicz.