11 marca w klubie muzycznym Eden odbyła się kolejna edycja koncertu muzyki metalowej Extreme Agression Show. Drugą część wsparły swoim występem trzy zespoły spoza Elbląga - Forecast, Noizzer oraz Mastabah.
Dwa tygodnie po pierwszym spektaklu muzycznym ściany elbląskiego klubu muzycznego Eden ponownie wypełniły masy ciężkich, gitarowych riffów. Tym razem wystąpiły trzy zespoły prezentujące różne odmiany muzyki metalowej, które przybyły do nas z Malborka oraz Trójmiasta. Sadząc po zapowiedziach koncertowych oraz krótkich notach informujących o stylu muzycznym poszczególnych zespołów, zamiarem organizatorów było zbratanie „rajskiego kącika” z muzyką jednego z najbardziej ekstremalnych zespołów, które kiedykolwiek miały okazję wystąpić w naszym mieście. Koncert zakończyć miał bowiem występ trójmiejskiej formacji grającej brutalną odmianę death-metalu, zespołu Mastabah.
Jako pierwsza wyszła na scenę malborska grupa Forecast. Muzycy zaczęli grać z około półtoragodzinnym opóźnieniem, na co w znacznym stopniu wpłynęła przedłużona próba dźwięku i nagłośnienia. Zespół ten zaprezentował około półgodzinny zestaw utworów utrzymanych w klimacie muzyki death i black-metalowej, wykorzystując do tego dwa wokale. Kompozycje przesycone mistyką ugięły się jednak pod ciężarem dość nieciekawego brzmienia, które zaprezentował zespół. Częste sprzężenia gitar oraz brak harmonii i selektywności w połączeniu z nieprzekonywującą barwą drugiego, operującego niższa partią śpiewaka sprawiły, że odebrałem ten zespół jako mało profesjonalny, pomijając fakt, że istnieje on już od 1998 r. Chłopcy z Forecast są jednak bardzo zaangażowani w to, co robią i zależy im, aby ludzie dobrze się bawili. Z każda piosenką coraz bardziej się rozkręcali, no i w podzięce kilka osób pod sceną pokręciło główką.
Po kilkuminutowej przerwie na scenie pojawiła się trójmiejska grupa Noizzer. I w tym właśnie momencie rozpoczął się nalot, który zburzył ciszę bardzo ekspresyjną, szybką i ciekawą odmianą metalu. Muzycy tego zespołu współpracowali wcześniej z takimi grupami jak Ghost, Yattering, Grin czy Alastor, co w znacznym stopniu wpłynęło na twórczość grupy, pomieszanie muzycznych stylów, trudności w dokładnym określeniu gatunku, w którym tworzy zespół, oraz, co jest chyba najważniejsze, na oryginalność i niesamowitą energię w każdym praktycznie utworze. Panowie z Noizzera wsparci niesamowitym głosem młodego, ale bardzo spontanicznego i napełnionego sceniczną agresją byłego wokalisty Dead By Dawn - Kangoora, oddali w uszy publiczności kilka ton żywiołowej, ciężkiej i chwytliwej muzyki. Momentami kompozycje tej formacji przypominają twórczość Fear Factory, co zostało potwierdzone w krótkim czasie dobrym wykonaniem utworu z repertuaru Kalifornijczyków - „Edgecruscher”. Muzykę charakteryzują także wolne, „bujające”, ciężkie rytmy połączone z trash-metalową mocą uzupełnioną elementami industrialnymi, zwolnieniami zarówno gitarowymi jak i wokalnymi oraz ciekawymi tekstami odwołującymi się do rzeczywistości i naszego miejsca w niej - dalekiego od załamania duchowego - siły, zabawy, często kolorowanej zieloną farbką. I wszystko potoczyłoby się wyśmienicie, gdyby nie zmora każdego, kto pojawia się na koncercie, zarówno pod sceną jak i na niej - problemy techniczne ze sprzętem nagłośnieniowym. Element potocznie nazywany „końcówką mocy”, stoczywszy dość zacięta walkę z mocą, którą dysponował zespół, musiał się poddać i oddać w ręce specjalistów, którzy musieli w kilka minut usunąć usterkę i umożliwić zespołowi powrót na scenę. Tak też się stało i w dalszej części występu zespół potwierdził swój profesjonalizm i bardzo dobre przygotowanie, oddając ludziom to, co mieli najlepszego do pokazania - swoją muzykę i sceniczną, pozytywna agresję.
Chwilę po tym, jak scenę opuścił zespół Noizzer, instalację sprzętu rozpoczęli muzycy zespołu Mastabah. Rozpalenie wiszących nad głowami pochodni, złowieszcze intro i pierwsza wystrzelona w stronę publiczności salwa dźwięków zapowiadały najbardziej ekstremalny występ, jaki kiedykolwiek miał miejsce w Elblągu. Naprawdę nie sposób określić inaczej muzyki tej trójmiejskiej formacji, jak w terminologii wojennej, a dokładnie - artylerii i dział samobieżnych. Po pierwsze zespół, który, grając ultra brutalną odmianę death-metalu, prezentuje się znakomicie na scenie, a waga panów - ponad pół tony, dopełnia i podkreśla siłę po brzegi wypełniającą scenę. Po drugie - muzykę zespołu charakteryzuje niesamowita prędkość oraz potęga dźwięków, podkreślona bardzo zgrabną techniką gry instrumentalistów oraz niskim, wyraźnym i mocnym wokalem bardzo sympatycznego pana, który, jako Chudy, znany jest wielu jako wokalista elbląskiego składu Trauma. Na uwagę zasłużyła także gra perkusisty, który przy pomocy „triggera” - urządzenia modulującego dźwięk stopy i werbla, stylu opartego głównie na „klepakach” i innych niebezpiecznych dla snu i ciszy uderzeniach, dla wielu znajdujących się pod sceną śmiertelników wyznaczył granice szybkości i brutalności muzyki. Utwory zespołu, w porównaniu do grających podobna muzykę kapel, są znacznie wydłużone, jednak dzięki dynamice oraz ciekawym rozwiązaniom nie nudzą się. Dodatkowym atutem występu Mastabah były instrumentalne, symfoniczne, nadające występowi demonicznego charakteru wstawki oraz dobry kontakt sceny z publicznością, która została nagrodzona nienagannie wykonanymi utworami z repertuaru takich grup jak Samael i Immolation.
Mastabah, zespół badzo młody, który powstał na początku 2004 r., swoją zaawansowaną technikę gry zawdzięcza długoletniemu zaangażowaniu poszczególnych muzyków na scenie muzyki metalowej. Muzycy tej formacji udzielali się wcześniej w takich grupach jak Azarath, Damnation, Dark legion, Biscclayeret czy Trauma. Elbląski koncert, co warto podkreślić, był pierwszym publicznym występem grupy, który, miejmy nadzieję, rozpocznie jej wędrówkę po świecie. Zespół skończył studyjne nagrywanie płyty i przygotowuje się do wydania materiału przy pomocy dwóch zagranicznych wytwórni - w Europie przez obóz Hecatombe rec, w USA natomiast przez Sorrow Embraced Rec. Ze swojej strony życzę im wszystkiego najlepszego.
Extreme Agression Show II można uznać za udany, jednak opisując ten koncert nie można pominąć kilku drobnych minusów, zarówno tych technicznych jak i organizacyjnych. Występ pierwszej kapeli, jak wcześniej wspominałem, rozpoczął się ze znacznym opóźnieniem. Kolejne przygody z nagłośnieniem, a przede wszystkim przerwany bardzo dobry występ trójmiejskiego Noizzera, był chyba największym ciosem wymierzonym w dobrą zabawę, która ogarnęła Eden. W porównaniu z poprzednią edycją Extreme Agression Show, przyszło znacznie mniej ludzi, na co wpłynąć mogła mniejsza wśród słuchaczy popularność zespołu występującego jako danie główne. Moim zdaniem ćwieki, kolczugi, maczugi i smok wawelski, którego zabrał ze sobą Hell-Born na scenę, były bez porównania mniej ciekawym muzycznie programem niż to, co zaprezentowały Noizzer i Mastabah.
Jako pierwsza wyszła na scenę malborska grupa Forecast. Muzycy zaczęli grać z około półtoragodzinnym opóźnieniem, na co w znacznym stopniu wpłynęła przedłużona próba dźwięku i nagłośnienia. Zespół ten zaprezentował około półgodzinny zestaw utworów utrzymanych w klimacie muzyki death i black-metalowej, wykorzystując do tego dwa wokale. Kompozycje przesycone mistyką ugięły się jednak pod ciężarem dość nieciekawego brzmienia, które zaprezentował zespół. Częste sprzężenia gitar oraz brak harmonii i selektywności w połączeniu z nieprzekonywującą barwą drugiego, operującego niższa partią śpiewaka sprawiły, że odebrałem ten zespół jako mało profesjonalny, pomijając fakt, że istnieje on już od 1998 r. Chłopcy z Forecast są jednak bardzo zaangażowani w to, co robią i zależy im, aby ludzie dobrze się bawili. Z każda piosenką coraz bardziej się rozkręcali, no i w podzięce kilka osób pod sceną pokręciło główką.
Po kilkuminutowej przerwie na scenie pojawiła się trójmiejska grupa Noizzer. I w tym właśnie momencie rozpoczął się nalot, który zburzył ciszę bardzo ekspresyjną, szybką i ciekawą odmianą metalu. Muzycy tego zespołu współpracowali wcześniej z takimi grupami jak Ghost, Yattering, Grin czy Alastor, co w znacznym stopniu wpłynęło na twórczość grupy, pomieszanie muzycznych stylów, trudności w dokładnym określeniu gatunku, w którym tworzy zespół, oraz, co jest chyba najważniejsze, na oryginalność i niesamowitą energię w każdym praktycznie utworze. Panowie z Noizzera wsparci niesamowitym głosem młodego, ale bardzo spontanicznego i napełnionego sceniczną agresją byłego wokalisty Dead By Dawn - Kangoora, oddali w uszy publiczności kilka ton żywiołowej, ciężkiej i chwytliwej muzyki. Momentami kompozycje tej formacji przypominają twórczość Fear Factory, co zostało potwierdzone w krótkim czasie dobrym wykonaniem utworu z repertuaru Kalifornijczyków - „Edgecruscher”. Muzykę charakteryzują także wolne, „bujające”, ciężkie rytmy połączone z trash-metalową mocą uzupełnioną elementami industrialnymi, zwolnieniami zarówno gitarowymi jak i wokalnymi oraz ciekawymi tekstami odwołującymi się do rzeczywistości i naszego miejsca w niej - dalekiego od załamania duchowego - siły, zabawy, często kolorowanej zieloną farbką. I wszystko potoczyłoby się wyśmienicie, gdyby nie zmora każdego, kto pojawia się na koncercie, zarówno pod sceną jak i na niej - problemy techniczne ze sprzętem nagłośnieniowym. Element potocznie nazywany „końcówką mocy”, stoczywszy dość zacięta walkę z mocą, którą dysponował zespół, musiał się poddać i oddać w ręce specjalistów, którzy musieli w kilka minut usunąć usterkę i umożliwić zespołowi powrót na scenę. Tak też się stało i w dalszej części występu zespół potwierdził swój profesjonalizm i bardzo dobre przygotowanie, oddając ludziom to, co mieli najlepszego do pokazania - swoją muzykę i sceniczną, pozytywna agresję.
Chwilę po tym, jak scenę opuścił zespół Noizzer, instalację sprzętu rozpoczęli muzycy zespołu Mastabah. Rozpalenie wiszących nad głowami pochodni, złowieszcze intro i pierwsza wystrzelona w stronę publiczności salwa dźwięków zapowiadały najbardziej ekstremalny występ, jaki kiedykolwiek miał miejsce w Elblągu. Naprawdę nie sposób określić inaczej muzyki tej trójmiejskiej formacji, jak w terminologii wojennej, a dokładnie - artylerii i dział samobieżnych. Po pierwsze zespół, który, grając ultra brutalną odmianę death-metalu, prezentuje się znakomicie na scenie, a waga panów - ponad pół tony, dopełnia i podkreśla siłę po brzegi wypełniającą scenę. Po drugie - muzykę zespołu charakteryzuje niesamowita prędkość oraz potęga dźwięków, podkreślona bardzo zgrabną techniką gry instrumentalistów oraz niskim, wyraźnym i mocnym wokalem bardzo sympatycznego pana, który, jako Chudy, znany jest wielu jako wokalista elbląskiego składu Trauma. Na uwagę zasłużyła także gra perkusisty, który przy pomocy „triggera” - urządzenia modulującego dźwięk stopy i werbla, stylu opartego głównie na „klepakach” i innych niebezpiecznych dla snu i ciszy uderzeniach, dla wielu znajdujących się pod sceną śmiertelników wyznaczył granice szybkości i brutalności muzyki. Utwory zespołu, w porównaniu do grających podobna muzykę kapel, są znacznie wydłużone, jednak dzięki dynamice oraz ciekawym rozwiązaniom nie nudzą się. Dodatkowym atutem występu Mastabah były instrumentalne, symfoniczne, nadające występowi demonicznego charakteru wstawki oraz dobry kontakt sceny z publicznością, która została nagrodzona nienagannie wykonanymi utworami z repertuaru takich grup jak Samael i Immolation.
Mastabah, zespół badzo młody, który powstał na początku 2004 r., swoją zaawansowaną technikę gry zawdzięcza długoletniemu zaangażowaniu poszczególnych muzyków na scenie muzyki metalowej. Muzycy tej formacji udzielali się wcześniej w takich grupach jak Azarath, Damnation, Dark legion, Biscclayeret czy Trauma. Elbląski koncert, co warto podkreślić, był pierwszym publicznym występem grupy, który, miejmy nadzieję, rozpocznie jej wędrówkę po świecie. Zespół skończył studyjne nagrywanie płyty i przygotowuje się do wydania materiału przy pomocy dwóch zagranicznych wytwórni - w Europie przez obóz Hecatombe rec, w USA natomiast przez Sorrow Embraced Rec. Ze swojej strony życzę im wszystkiego najlepszego.
Extreme Agression Show II można uznać za udany, jednak opisując ten koncert nie można pominąć kilku drobnych minusów, zarówno tych technicznych jak i organizacyjnych. Występ pierwszej kapeli, jak wcześniej wspominałem, rozpoczął się ze znacznym opóźnieniem. Kolejne przygody z nagłośnieniem, a przede wszystkim przerwany bardzo dobry występ trójmiejskiego Noizzera, był chyba największym ciosem wymierzonym w dobrą zabawę, która ogarnęła Eden. W porównaniu z poprzednią edycją Extreme Agression Show, przyszło znacznie mniej ludzi, na co wpłynąć mogła mniejsza wśród słuchaczy popularność zespołu występującego jako danie główne. Moim zdaniem ćwieki, kolczugi, maczugi i smok wawelski, którego zabrał ze sobą Hell-Born na scenę, były bez porównania mniej ciekawym muzycznie programem niż to, co zaprezentowały Noizzer i Mastabah.
Orzeu