Pytanie takie chodzi mi po głowie, odkąd 13 października obejrzałam najnowszą premierę Teatru Dramatycznego w Elblągu. „Jak Piekarczyk chwat Elbląg uratował” to spektakl, który powstał dla uczczenia 30. rocznicy powołania elbląskiego teatru jako samodzielnego przedsiębiorstwa.
Przed 30 laty (13 listopada 1976 r.) zainaugurowano istnienie Teatru Dramatycznego w Elblągu przedstawieniem „Balladyny” Juliusza Słowackiego, dziś natomiast uczczono tę rocznicę również baśniową, legendarną historią, opartą na najbardziej znanej, żeby nie powiedzieć, na jedynej powszechnie znanej, elbląskiej legendzie.
Pomysł wydaje się być bardzo trafny. Spektakl jest dziełem elbląskich twórców. Autorem tekstu jest elblążanin Janusz Komorowski, który w ciekawy sposób połączył pięć legend tworząc spójną fabularnie historię o miłości, zdradzie, chciwości i bohaterstwie. Muzykę do spektaklu napisał jeden z najbardziej znanych współczesnych elblążan - Ryszard Rynkowski, zaś autorem scenografii jest Zygmunt Prończyk.
Spektakl wyreżyserowany przez Mirosława Siedlera zrealizowany jest z dużym rozmachem. Tworzy go aż 50 wykonawców: aktorów, statystów (będących na co dzień pracownikami administracji czy obsługi teatru) oraz członków Teatralnego Studia Młodych „Alter Ego”. Bardzo interesujący, moim zdaniem, jest sposób, w jaki reżyser wprowadza na scenę ten liczny zespół. Rolę nie do przecenienia odgrywa tu scena obrotowa zainstalowana tuż przed premierą tego spektaklu i również na jego użytek. Kolejne sceny, rozgrywające się w murach miasta, rozpoczynając się i kończąc, mają postać żywych obrazów, obyczajowych fresków z życia miasta, zastygłych i utrwalonych w pół słowa, w pół gestu. Te zbiorowe akty, precyzyjne zaaranżowane, wyreżyserowane i zagrane są rzeczywiście widowiskowe. Rozegrane na tle realistycznie odtworzonej Bramy Targowej i (zrekonstruowanych na scenie) otaczających ją kamieniczek, na elblążanach na pewno zrobią duże wrażenie.
Dużą słabością tego przedstawienia jest zastosowanie playbacku podczas piosenek wykonywanych przez solistów oraz w scenach zbiorowych. Mając w pamięci ostatnią premierę w Cafe Sax, podczas której publiczność miała okazję podziwiać umiejętności wokalne aktorek Teatru Dramatycznego - śpiew sączący się z głośników rozczarowuje.
Pytanie, które postawiłam na wstępie, nurtuje mnie o tyle, o ile chciałabym sobie i Państwu odpowiedzieć na inne pytanie: kto jest adresatem tego widowiska. Czy są nim najmłodsi widzowie, czy też spektakl adresowany jest również do dorosłych odbiorców?
Z pewnością, z poznawczego punktu widzenia, warto udać się na ten spektakl, aby przypomnieć sobie lub poznać spojone pod piórem Janusza Komorowskiego wątkiem miłości i zdrady - legendarne postaci związane z Elblągiem; poznać piosenkę o miłości, zobaczyć barwny zespół na tle sentymentalnej dla nas dekoracji; podziwiać diabła, w którego wcielił się Wojciech Przyboś. Może warto tak spędzić jesienny wieczór. Muszę dodać, że premierowej, w większości dorosłej publiczności, spektakl się podobał. Każda scena nagradzana była gromkimi brawami. Nie wiem... Czy to nowy obyczaj teatralny? Chyba nie. Raczej towarzyski.
Myślę, że im więcej czasu będzie dzieliło nas od premiery, tym słabsze staną się argumenty przemawiające za zakwalifikowaniem tego spektaklu jako „widowiska historycznego dla dużych i małych” - jak określił je Mirosław Siedler. „Jak Piekarczyk chwat Elbląg uratował” nazwałabym „teatrem familijnym”, czyli takim, który przeznaczony jest dla dzieci, ale i dorosłym, współuczestniczącym w odbiorze, dostarczy niejakiej rozkoszy.
Myślę jednak, że niewielu rodziców będzie miało możliwość przeżycia spektaklu jak również smakowania teatralnej atmosfery wspólnie ze swoim dzieckiem. Utarł się bowiem u nas niezbyt zdrowy obyczaj, spowodowany miedzy innymi tym, że edukacja teatralna zepchnięta została do szkół i przedszkoli, że teatr przestał być sposobem na spędzanie wolnego czasu przez rodziny.
Czy to bajka, czy nie bajka? Ostateczną ocenę pozostawiam Państwu.
Pomysł wydaje się być bardzo trafny. Spektakl jest dziełem elbląskich twórców. Autorem tekstu jest elblążanin Janusz Komorowski, który w ciekawy sposób połączył pięć legend tworząc spójną fabularnie historię o miłości, zdradzie, chciwości i bohaterstwie. Muzykę do spektaklu napisał jeden z najbardziej znanych współczesnych elblążan - Ryszard Rynkowski, zaś autorem scenografii jest Zygmunt Prończyk.
Spektakl wyreżyserowany przez Mirosława Siedlera zrealizowany jest z dużym rozmachem. Tworzy go aż 50 wykonawców: aktorów, statystów (będących na co dzień pracownikami administracji czy obsługi teatru) oraz członków Teatralnego Studia Młodych „Alter Ego”. Bardzo interesujący, moim zdaniem, jest sposób, w jaki reżyser wprowadza na scenę ten liczny zespół. Rolę nie do przecenienia odgrywa tu scena obrotowa zainstalowana tuż przed premierą tego spektaklu i również na jego użytek. Kolejne sceny, rozgrywające się w murach miasta, rozpoczynając się i kończąc, mają postać żywych obrazów, obyczajowych fresków z życia miasta, zastygłych i utrwalonych w pół słowa, w pół gestu. Te zbiorowe akty, precyzyjne zaaranżowane, wyreżyserowane i zagrane są rzeczywiście widowiskowe. Rozegrane na tle realistycznie odtworzonej Bramy Targowej i (zrekonstruowanych na scenie) otaczających ją kamieniczek, na elblążanach na pewno zrobią duże wrażenie.
Dużą słabością tego przedstawienia jest zastosowanie playbacku podczas piosenek wykonywanych przez solistów oraz w scenach zbiorowych. Mając w pamięci ostatnią premierę w Cafe Sax, podczas której publiczność miała okazję podziwiać umiejętności wokalne aktorek Teatru Dramatycznego - śpiew sączący się z głośników rozczarowuje.
Pytanie, które postawiłam na wstępie, nurtuje mnie o tyle, o ile chciałabym sobie i Państwu odpowiedzieć na inne pytanie: kto jest adresatem tego widowiska. Czy są nim najmłodsi widzowie, czy też spektakl adresowany jest również do dorosłych odbiorców?
Z pewnością, z poznawczego punktu widzenia, warto udać się na ten spektakl, aby przypomnieć sobie lub poznać spojone pod piórem Janusza Komorowskiego wątkiem miłości i zdrady - legendarne postaci związane z Elblągiem; poznać piosenkę o miłości, zobaczyć barwny zespół na tle sentymentalnej dla nas dekoracji; podziwiać diabła, w którego wcielił się Wojciech Przyboś. Może warto tak spędzić jesienny wieczór. Muszę dodać, że premierowej, w większości dorosłej publiczności, spektakl się podobał. Każda scena nagradzana była gromkimi brawami. Nie wiem... Czy to nowy obyczaj teatralny? Chyba nie. Raczej towarzyski.
Myślę, że im więcej czasu będzie dzieliło nas od premiery, tym słabsze staną się argumenty przemawiające za zakwalifikowaniem tego spektaklu jako „widowiska historycznego dla dużych i małych” - jak określił je Mirosław Siedler. „Jak Piekarczyk chwat Elbląg uratował” nazwałabym „teatrem familijnym”, czyli takim, który przeznaczony jest dla dzieci, ale i dorosłym, współuczestniczącym w odbiorze, dostarczy niejakiej rozkoszy.
Myślę jednak, że niewielu rodziców będzie miało możliwość przeżycia spektaklu jak również smakowania teatralnej atmosfery wspólnie ze swoim dzieckiem. Utarł się bowiem u nas niezbyt zdrowy obyczaj, spowodowany miedzy innymi tym, że edukacja teatralna zepchnięta została do szkół i przedszkoli, że teatr przestał być sposobem na spędzanie wolnego czasu przez rodziny.
Czy to bajka, czy nie bajka? Ostateczną ocenę pozostawiam Państwu.
Małgorzata Kardas