Rozmowa z Wiolettą Piasecką, elbląską bajkopisarką, autorką m.in. „Baśniowej biografii Andersena”.
2 kwietnia minie dwusetna rocznica urodzin Hansa Christiana Andersena – rok 2005 jest rokiem poświęconym temu pisarzowi. Różnego rodzaju wydarzenia z tej okazji przygotowują instytucje kultury na całym świecie. W Polsce oficjalna inauguracja Roku odbędzie się 31 marca. Rocznicowe obchody przygotowuje Duński Instytut Kultury oraz Biblioteka Narodowa. O twórczości Andersena pamiętać szczególnie teraz, gdy zalewa nas masa kiepskich książek dla dzieci. Jak pani zainteresowała się tym pisarzem?
To było w czasie studiów polonistycznych na Uniwersytecie Gdańskim. Dowiedziałam się, że Andersen pisał nieortograficznie i największą zmorą jego życia była bezustanna krytyka tego, co pisał. Zainteresowało mnie, jak to możliwe, że pisarz, którego twórczość jest tak znana i doceniana, nie umiał poprawnie pisać. Mało kto wie np., że Andersen napisał 159 baśni! To jednak nie wszystko - pisał też powieści, sztuki teatralne, poezje i... piosenki. Baśnie zaczął zresztą pisać stosunkowo późno i nie przywiązywał do nich wielkiej wagi. Pisanie ich traktował jako wypoczynek.
To jednak właśnie baśnie pozostały po nim w pamięci potomnych, ale życie pisarza bajką nie było...
Urodził się w malutkim miasteczku Odense na północy Danii. Odense liczyło wtedy trzy tysiące mieszkańców. Domek, w którym przyszedł na świat, był niziutki, drewniany. Do dziś zresztą stoi i można go zobaczyć.
Widziała go pani?
Nie, ale jest to moje największe marzenie i również marzenie mojego syna i mamy. Przyrzekłam im, że kiedyś wszyscy się tam wybierzemy.
W „Baśniowej biografii...” podkreśla pani, że Andersen od dziecka chciał być sławnym człowiekiem.
Matka pisarza była starsza od swojego męża aż o 25 lat. Ojciec małego Hansa był szewcem, ale takim, o którym mówiono, że nigdy w życiu nie uszył ani jednej porządnej pary butów. Potrafił jednak coś, czego nie umieli sąsiedzi - umiał czytać. Nauczył się tego samodzielnie. W domu miał tylko jedną książkę - Biblię i czytał ją swojemu synowi Hosiemu, czyli Hansowi. Rodzina przyszłego pisarza była bardzo biedna i aby zarobić na szkołę dla małego, ojciec zaciągnął się do wojska. Tam jednak nabawił się ciężkiej, nieuleczalnej choroby i zmarł po powrocie do domu. Zanim się to jednak stało, obiecał synowi, że będzie mógł pójść do szkoły.
Hans Christian rzeczywiście poszedł do szkoły, ale była to tylko przyklasztorna szkółka dla ubogich chłopców, w której uczono głównie religii. Szkołę kończyło się wówczas w wieku 9 lat. Andersen zaczął się uczyć później niż inne dzieci. Gdy skończył naukę, przystąpił do konfirmacji. Miał wtedy 14 lat. W Danii konfirmacja to połączenie pierwszej komunii z bierzmowaniem. Był to najważniejszy dzień w życiu dziecka, bo od tej chwili dzieci szły do pracy, były traktowane jako osoby dorosłe i na równi z rodzicami utrzymywały rodziny. Dla Andersena był to niezwykły dzień, bo kiedy rano się obudził, przed łóżkiem stały jego pierwsze w życiu buty. Do tej pory zawsze i wszędzie chodził boso.
Po konfirmacji Hosi chciał podziękować mamie za buty, bo wiedział, ile wyrzeczeń kosztował ją ten prezent. Matka po śmierci męża w lodowatej wodzie w rzece prała brudną odzież mieszkańców Odense, którzy zechcieli jej za to zapłacić. Kiedy więc szedł nad rzekę, burmistrz z okna krzyknął do niego, że jego matka jest złą kobietą i pije wódkę. Andersen rozpłakał się i odpowiedział, że to nieprawda, że kocha matkę, która pije tylko dlatego, żeby nogi jej nie zamarzły w rzece. Okrutne słowa burmistrza zaważyły jednak na całym życiu przyszłego pisarza. Następnego dnia postanowił wyjechać do Kopenhagi.
Obiecał sobie, że będzie sławny; i tak się rzeczywiście stało.
Mimo przeciwności losu, spotkał na swojej drodze wielu życzliwych i bezinteresownych ludzi. Na dalszą naukę otrzymał stypendium królewskie. Przez pierwsze lata pisał wiersze i sztuki teatralne. Baśnie zaczął pisać, gdy zakochał się w pięknej dziewczynie Jenny Lind, którą nazywano Szwedzkim Słowikiem.
Jak pani myśli, dlaczego od tylu lat dzieci i dorośli wciąż chętnie czytają te baśnie?
Sam Andersen zawsze podkreślał, że pisze baśnie dla dorosłych, które można czytać dzieciom, bo dorosły jest w stanie wytłumaczyć to, co niezrozumiałe. Ja także uważam, że bajki nie są tylko dla dzieci, bo i dzieci, i dorośli znają w nich coś dla siebie.
Bajki, baśnie niosą zawsze jakieś przesłanie. Myślę, że takie przesłanie nosi także życiorys ich autora.
O, tak! Andersen nigdy się nie poddawał i myślę, że to można wywnioskować także z mojej baśniowej opowieści o pisarzu. Wiara w siebie, praca nad sobą i walka ze słabościami są w stanie sprawić, że odniesiemy sukces. Wierzę, że każdy ma jakiś talent; wierzył w to również Hans Christian. Jeśli się temu poświęcimy, to możemy osiągnąć wszystko, o czym marzymy.
Jakie książki proponuje pani osobom, które chciałyby bliżej zainteresować się biografią Duńczyka?
Pod koniec ubiegłego roku po raz pierwszy w Polsce została wydana autobiografia zatytułowana „Baśń mojego życia”. Należy jednak pamiętać, że Andersen napisał ją, gdy miał po czterdziestce, więc nie dowiemy z niej wszystkiego o pisarzu. Polecam także piękną książkę Marii Kureckiej „Andersen”. Swego czasu ogromną ilość materiałów poświęconych temu pisarzowi miała również filia Biblioteki Elbląskiej przy ul. Piłsudskiego. Można tam było znaleźć na przykład artykuły prasowe z ostatnich kilkudziesięciu lat.
Co słychać u pani - elbląskiej bajkopisarki? Wiem, że powstaje nowa książka.
Piszę baśń na podstawie napisanej wierszem sztuki teatralnej, która powstała dla agencji teatralnej z Trójmiasta. Powiem tylko, że jest to baśń związana z losami teatralnych marionetek. Tekst jest napisany prozą, ale dialogi zostawiłam wierszowane. Według mojej mamy i syna, moich pierwszych czytelników i krytyków, jest to najfajniejsza rzecz, którą dotąd napisałam. To komedia i na pewno ktoś, kto zna moje poprzednie baśnie, będzie bardzo zdziwiony, że taki pomysł w ogóle przyszedł mi do głowy. Książka na pewno ukaże się przed Międzynarodowymi Targami Książki w Warszawie, które odbędą się pod koniec maja. Mam stałych ilustratorów moich książek, ale jeśli ktoś chciałby spróbować - to zapraszam.
To było w czasie studiów polonistycznych na Uniwersytecie Gdańskim. Dowiedziałam się, że Andersen pisał nieortograficznie i największą zmorą jego życia była bezustanna krytyka tego, co pisał. Zainteresowało mnie, jak to możliwe, że pisarz, którego twórczość jest tak znana i doceniana, nie umiał poprawnie pisać. Mało kto wie np., że Andersen napisał 159 baśni! To jednak nie wszystko - pisał też powieści, sztuki teatralne, poezje i... piosenki. Baśnie zaczął zresztą pisać stosunkowo późno i nie przywiązywał do nich wielkiej wagi. Pisanie ich traktował jako wypoczynek.
To jednak właśnie baśnie pozostały po nim w pamięci potomnych, ale życie pisarza bajką nie było...
Urodził się w malutkim miasteczku Odense na północy Danii. Odense liczyło wtedy trzy tysiące mieszkańców. Domek, w którym przyszedł na świat, był niziutki, drewniany. Do dziś zresztą stoi i można go zobaczyć.
Widziała go pani?
Nie, ale jest to moje największe marzenie i również marzenie mojego syna i mamy. Przyrzekłam im, że kiedyś wszyscy się tam wybierzemy.
W „Baśniowej biografii...” podkreśla pani, że Andersen od dziecka chciał być sławnym człowiekiem.
Matka pisarza była starsza od swojego męża aż o 25 lat. Ojciec małego Hansa był szewcem, ale takim, o którym mówiono, że nigdy w życiu nie uszył ani jednej porządnej pary butów. Potrafił jednak coś, czego nie umieli sąsiedzi - umiał czytać. Nauczył się tego samodzielnie. W domu miał tylko jedną książkę - Biblię i czytał ją swojemu synowi Hosiemu, czyli Hansowi. Rodzina przyszłego pisarza była bardzo biedna i aby zarobić na szkołę dla małego, ojciec zaciągnął się do wojska. Tam jednak nabawił się ciężkiej, nieuleczalnej choroby i zmarł po powrocie do domu. Zanim się to jednak stało, obiecał synowi, że będzie mógł pójść do szkoły.
Hans Christian rzeczywiście poszedł do szkoły, ale była to tylko przyklasztorna szkółka dla ubogich chłopców, w której uczono głównie religii. Szkołę kończyło się wówczas w wieku 9 lat. Andersen zaczął się uczyć później niż inne dzieci. Gdy skończył naukę, przystąpił do konfirmacji. Miał wtedy 14 lat. W Danii konfirmacja to połączenie pierwszej komunii z bierzmowaniem. Był to najważniejszy dzień w życiu dziecka, bo od tej chwili dzieci szły do pracy, były traktowane jako osoby dorosłe i na równi z rodzicami utrzymywały rodziny. Dla Andersena był to niezwykły dzień, bo kiedy rano się obudził, przed łóżkiem stały jego pierwsze w życiu buty. Do tej pory zawsze i wszędzie chodził boso.
Po konfirmacji Hosi chciał podziękować mamie za buty, bo wiedział, ile wyrzeczeń kosztował ją ten prezent. Matka po śmierci męża w lodowatej wodzie w rzece prała brudną odzież mieszkańców Odense, którzy zechcieli jej za to zapłacić. Kiedy więc szedł nad rzekę, burmistrz z okna krzyknął do niego, że jego matka jest złą kobietą i pije wódkę. Andersen rozpłakał się i odpowiedział, że to nieprawda, że kocha matkę, która pije tylko dlatego, żeby nogi jej nie zamarzły w rzece. Okrutne słowa burmistrza zaważyły jednak na całym życiu przyszłego pisarza. Następnego dnia postanowił wyjechać do Kopenhagi.
Obiecał sobie, że będzie sławny; i tak się rzeczywiście stało.
Mimo przeciwności losu, spotkał na swojej drodze wielu życzliwych i bezinteresownych ludzi. Na dalszą naukę otrzymał stypendium królewskie. Przez pierwsze lata pisał wiersze i sztuki teatralne. Baśnie zaczął pisać, gdy zakochał się w pięknej dziewczynie Jenny Lind, którą nazywano Szwedzkim Słowikiem.
Jak pani myśli, dlaczego od tylu lat dzieci i dorośli wciąż chętnie czytają te baśnie?
Sam Andersen zawsze podkreślał, że pisze baśnie dla dorosłych, które można czytać dzieciom, bo dorosły jest w stanie wytłumaczyć to, co niezrozumiałe. Ja także uważam, że bajki nie są tylko dla dzieci, bo i dzieci, i dorośli znają w nich coś dla siebie.
Bajki, baśnie niosą zawsze jakieś przesłanie. Myślę, że takie przesłanie nosi także życiorys ich autora.
O, tak! Andersen nigdy się nie poddawał i myślę, że to można wywnioskować także z mojej baśniowej opowieści o pisarzu. Wiara w siebie, praca nad sobą i walka ze słabościami są w stanie sprawić, że odniesiemy sukces. Wierzę, że każdy ma jakiś talent; wierzył w to również Hans Christian. Jeśli się temu poświęcimy, to możemy osiągnąć wszystko, o czym marzymy.
Jakie książki proponuje pani osobom, które chciałyby bliżej zainteresować się biografią Duńczyka?
Pod koniec ubiegłego roku po raz pierwszy w Polsce została wydana autobiografia zatytułowana „Baśń mojego życia”. Należy jednak pamiętać, że Andersen napisał ją, gdy miał po czterdziestce, więc nie dowiemy z niej wszystkiego o pisarzu. Polecam także piękną książkę Marii Kureckiej „Andersen”. Swego czasu ogromną ilość materiałów poświęconych temu pisarzowi miała również filia Biblioteki Elbląskiej przy ul. Piłsudskiego. Można tam było znaleźć na przykład artykuły prasowe z ostatnich kilkudziesięciu lat.
Co słychać u pani - elbląskiej bajkopisarki? Wiem, że powstaje nowa książka.
Piszę baśń na podstawie napisanej wierszem sztuki teatralnej, która powstała dla agencji teatralnej z Trójmiasta. Powiem tylko, że jest to baśń związana z losami teatralnych marionetek. Tekst jest napisany prozą, ale dialogi zostawiłam wierszowane. Według mojej mamy i syna, moich pierwszych czytelników i krytyków, jest to najfajniejsza rzecz, którą dotąd napisałam. To komedia i na pewno ktoś, kto zna moje poprzednie baśnie, będzie bardzo zdziwiony, że taki pomysł w ogóle przyszedł mi do głowy. Książka na pewno ukaże się przed Międzynarodowymi Targami Książki w Warszawie, które odbędą się pod koniec maja. Mam stałych ilustratorów moich książek, ale jeśli ktoś chciałby spróbować - to zapraszam.
rozmawiała Joanna Torsh