
Szał piłkarskich emocji widać na każdym rogu. Jeśli nie auto z chorągiewką, to flaga na balkonie. Nawet małe dzieci chodzą w narodowych koszulkach, a panie dobierają kapelusze w czerwieni i bieli. W sklepach, hipermarketach, na stacjach benzynowych i knajpach - wszędzie biało-czerwone gadżety. Gdzie się nie obejrzysz, tam piłka, piłka, piłka.
Co z tymi, których niespecjalnie interesuje los umięśnionych facetów biegających za tym skórzanym okrągłym przedmiotem?
Męska część narodu śledzi pilnie każdy mecz. Jednak również wiele kobiet wciągnęło się w kibicowanie i z niepokojem obserwuje ruchy naszego narodowego bohatera, jakim stał się ostatnio Leo Benhakker. Nic w tym złego, póki nie przeradza się w agresywną histerię i zmuszanie wszystkich do interesowania się futbolem. Flagi na ulicach ożywiają nieco nasze spokojne miasto, ale nazbyt głośna radość, a częściej ryk rozpaczy kibiców doskwiera tym, którzy lubią żyć spokojnie.
Na szczęście, nic nie trwa wiecznie, kibice za miesiąc zapomną o mistrzostwach i znów wrócimy do starych problemów i rozważań, czy zbudujemy drogi do 2012 roku. Niech się kibice cieszą, że mają chwile swojego święta póki, oczywiście, robią to bez większych ekscesów. Ma to swój urok, nie każdy jednak musi przecież podzielać ten entuzjazm. Tym bardziej, że polska drużyna jaka jest, każdy widzi i szans na przejście dalej raczej nikt im nie daje, chociaż w nasz polski charakter wpisana jest wiara w cuda i porywanie się z motyką na słońce.
Piłkarskie emocje mają przecież swoje plusy nawet dla tych, którzy ich nie podzielają. Szczególnie dla pań! Tak, tak, drogie dziewczęta. Gdy mąż śledzi każdy mecz i nie można go siłą oderwać od telewizora, mamy wreszcie czas dla siebie. Wystarczy spotkać się z koleżanką, której partner z przyjemnością podzieli emocje z naszym ukochanym przed jednym telewizorem! Gdy panowie będą śledzić mecz w jednym domu, my z drinkiem z palemką w dłoni w drugim mieszkaniu, bez żadnych wymówek i pretensji obejrzymy kolejny raz „Casablancę” czy „Pretty Woman”.
Warto również, w czasie trwania popularnego meczu, wybrać się tam, gdzie zazwyczaj jest sporo ludzi. Zakupy, gdy wokół pustka, to dopiero frajda. Wreszcie można spokojnie, bez przepychania się łokciami pochodzić po sklepach. Pod warunkiem, że mecz jest o „ludzkiej” porze, oczywiście. Można przejechać się do Sopotu, do Aquaparku albo zrobić coś pożytecznego i umyć samochód w myjni ręcznej, gdzie zazwyczaj kolejka sięga ulicy. Dobrze jest również zobaczyć ciekawy film na konkurencyjnej stacji. Te, które nie mają praw do transmisji, starają się przyciągnąć widzów czymś ciekawym, warto więc to wykorzystać.
Póki kibicowanie nie przeradza się w walkę na ulicach i atakowanie niczemu nie winnych osób, niech się chłopcy (i dziewczęta ) bawią. Warto tylko przymknąć okna, żeby nie słyszeć ryków sąsiadów głośno reagujących na każdy rożny czy wolny, nie robić zakupów przed samym rozpoczęciem meczu i pamiętać, że ta impreza jest tylko raz na cztery lata...
Męska część narodu śledzi pilnie każdy mecz. Jednak również wiele kobiet wciągnęło się w kibicowanie i z niepokojem obserwuje ruchy naszego narodowego bohatera, jakim stał się ostatnio Leo Benhakker. Nic w tym złego, póki nie przeradza się w agresywną histerię i zmuszanie wszystkich do interesowania się futbolem. Flagi na ulicach ożywiają nieco nasze spokojne miasto, ale nazbyt głośna radość, a częściej ryk rozpaczy kibiców doskwiera tym, którzy lubią żyć spokojnie.
Na szczęście, nic nie trwa wiecznie, kibice za miesiąc zapomną o mistrzostwach i znów wrócimy do starych problemów i rozważań, czy zbudujemy drogi do 2012 roku. Niech się kibice cieszą, że mają chwile swojego święta póki, oczywiście, robią to bez większych ekscesów. Ma to swój urok, nie każdy jednak musi przecież podzielać ten entuzjazm. Tym bardziej, że polska drużyna jaka jest, każdy widzi i szans na przejście dalej raczej nikt im nie daje, chociaż w nasz polski charakter wpisana jest wiara w cuda i porywanie się z motyką na słońce.
Piłkarskie emocje mają przecież swoje plusy nawet dla tych, którzy ich nie podzielają. Szczególnie dla pań! Tak, tak, drogie dziewczęta. Gdy mąż śledzi każdy mecz i nie można go siłą oderwać od telewizora, mamy wreszcie czas dla siebie. Wystarczy spotkać się z koleżanką, której partner z przyjemnością podzieli emocje z naszym ukochanym przed jednym telewizorem! Gdy panowie będą śledzić mecz w jednym domu, my z drinkiem z palemką w dłoni w drugim mieszkaniu, bez żadnych wymówek i pretensji obejrzymy kolejny raz „Casablancę” czy „Pretty Woman”.
Warto również, w czasie trwania popularnego meczu, wybrać się tam, gdzie zazwyczaj jest sporo ludzi. Zakupy, gdy wokół pustka, to dopiero frajda. Wreszcie można spokojnie, bez przepychania się łokciami pochodzić po sklepach. Pod warunkiem, że mecz jest o „ludzkiej” porze, oczywiście. Można przejechać się do Sopotu, do Aquaparku albo zrobić coś pożytecznego i umyć samochód w myjni ręcznej, gdzie zazwyczaj kolejka sięga ulicy. Dobrze jest również zobaczyć ciekawy film na konkurencyjnej stacji. Te, które nie mają praw do transmisji, starają się przyciągnąć widzów czymś ciekawym, warto więc to wykorzystać.
Póki kibicowanie nie przeradza się w walkę na ulicach i atakowanie niczemu nie winnych osób, niech się chłopcy (i dziewczęta ) bawią. Warto tylko przymknąć okna, żeby nie słyszeć ryków sąsiadów głośno reagujących na każdy rożny czy wolny, nie robić zakupów przed samym rozpoczęciem meczu i pamiętać, że ta impreza jest tylko raz na cztery lata...