Dolinka to park w środku Elbląga, który może się dla wielu wydawać idealnym miejscem dla wszystkich pragnących pooddychać świeżym powietrzem, pospacerować i odpocząć. Czy jest to jednak teren przyjazny rodzicom z małymi dziećmi w wózkach? Czy niepełnosprawny poruszający się na czterech kółkach lub o kulach może się po niej bezpiecznie przemieszczać? Sprawdziliśmy to na własnej skórze! Zobacz fotoreportaż .
Zaopatrzeni (ja - mama i fotograf) w wózek z niespełna rocznym niemowlakiem, aparat fotograficzny i dobre, wygodne buty, ruszyliśmy na podbój miejskiego parku. Już na początku czekały nas pierwsze przeszkody. Przejścia dla pieszych przy wejściu od ulicy Norwida na Dolinkę nie ma! Kończy się droga, a za nią tylko wysoki krawężnik i ani śladu pasów. Odkryliśmy je wprawdzie kilkadziesiąt metrów dalej, ale po co w takim razie progi zwalniające na drodze, po co uliczka, która nagle się po prostu kończy?
Dojście do amfiteatru może wydawać się niczym wyjątkowym dla kogoś, kto ma dwie zdrowe nogi i nie musi pchać przed sobą wózka. Jednak nawet dla osoby silnej połamane, nierówne schody, a w alternatywie - błotnista, śliska i obfita w takie „niespodzianki” jak psie kupy ścieżka, mogą być przeszkodą. Co dopiero dla matki z wózkiem albo osoby niepełnosprawnej! Przepchnięcie dziecka w spacerówce na dół okazało się sporym wyczynem, ale jednak dało się to zrobić. Mamie bez pomocy w postaci silnego mężczyzny czy drugiej kobiety jest bardzo trudno zejść na dół. Jeśli musi pokonać tę trasę sama, może skończyć się to dla niej albo dziecka niezbyt przyjemną przygodą - w najlepszym wypadku przejażdżką na pupie po błocie. Nietrudno jednak o złamaną nogę albo o wypadnięcie malucha z jego „pojazdu”.
Niezrażeni ruszyliśmy dalej. Przeszliśmy przez mały plac zabaw, który nie był chyba remontowany od chwili jego postawienia (np. odkąd huśtawki się przewróciły kilka miesięcy temu, nie ma ich do tej pory) i ruszyliśmy po nierównej drodze w stronę wodospadów. Maluchy przecież uwielbiają uspokajający szum wody! Jednak dojście do nich nie jest takie łatwe, szczególnie po deszczu. Brodzenie po kostki w wodzie nie należy do przyjemności, jak również wędrówka po błotnistym „trawniku” nad samą rzeką.
Dalej rzeczywistość dolinkowa okazała się gorsza niż można było to przewidzieć. Po lewej - schody. Z przodu - schody. Strome, nierówne, wąskie. Nie ma szans. Fotograf wziął sprawy w swoje silne ręce. Bez męskiej pomocy trudno byłoby taką przeszkodę pokonać. Na wózku inwalidzkim jest to praktycznie nierealne!
Górna część Dolinki przywitała nas sympatyczniejszym widokiem. Można spacerować wokół małego basenu (jedno okrążenie to ok. 2-minutowy spacer wolnym krokiem. Wystarczy 20 okrążeń i masz z głowy codzienne „wietrzenie” dziecka. Szkoda tylko, że strasznie nudno.
Na ten duży wstęp wzbroniony, strzeże go tabliczka z ostrzeżeniem o groźnych psach i wielka kłódka. Poszliśmy dalej. Postanowiliśmy spróbować zjechać schodami niedaleko wyjścia z parku. Nie jest to proste, chociaż przy odrobinie siły, kondycji i zdrowych nogach, da się przeżyć.
Następnie przeszliśmy obok betonowego boiska z wielkim, metalowym i niezbyt bezpiecznym klocem mającym być chyba czymś na kształt rampy, ale ze względu na groźne kanty i nierówności raczej się nikomu nie przysłuży. Nie licząc pijaczków traktujących to „coś” jako ławeczkę czy też stół. Minęliśmy także „dróżkę donikąd” obok nowo wybudowanego domu przy ulicy Moniuszki. Potem zdezorientowali przeszliśmy koło mostu, z którego można było wybrać dwie ścieżki - strome schody albo strome schody. Wprawdzie można na ulicę Traugutta wyjść błotnistą i śliską ścieżką, jednak na końcu i tak czeka niespodzianka w postaci niezwykłego przejścia dla pieszych zaczynającego się i kończącego schodami oraz ogromnym krawężnikiem. Wybraliśmy więc drogę w stronę kościoła pod wezwaniem Wszystkich Świętych, do którego prowadzą w miarę równe schody z dość dobrym, chociaż podniszczonym i zbyt szerokim podjazdem dla wózków. Jednak zawróciliśmy, by wyjść z parku na ulicę Agrykoli w stronę ronda „Compiegne”, które ma ładny, wygodny podjazd (wprawdzie dla rowerów, ale wózkiem też chyba można?) i niskie krawężniki. Wróciliśmy na ulicę Moniuszki i, przeciskając się między postawionymi na chodniku samochodami, dotarliśmy do punktu wyjścia. Zmęczeni, w brudnych po spacerze butach, ale zadowoleni, że udało się przejść park bez większych strat.
Nasza „podróż” trwała około godziny. Aby pokonać trasę w parku Dolinka, przyda się nie tylko „terenowy” wózek z dużymi kołami i dobrym zawieszeniem, ale także siła rąk i nóg oraz kondycja. Niepełnosprawni muszą zadowolić się spacerem w górnej części parku lub spacerem w tę i z powrotem od ul. Agrykola do placu zabaw. Cóż, zawsze to coś. Jednak czy to nie jest o wiele za mało? W naszej skali trudności Dolinka na 10 możliwych punktów, w których 1 to miejsce idealne a 10 jest już prawdziwym piekłem dla rodziców z wózkami otrzymuje 7, więc, według nas, jest naprawdę źle!
Następnym razem sprawdzimy inne miejsca użyteczności publicznej. Zobaczymy, jaki dostęp dla wózków zapewniają m.in. urzędy. A może macie inne propozycje? W które miejsca warto iść z aparatem i wózkiem by przekonać się, jak trudno jest w Elblągu „Matce Polce” czy osobie niepełnosprawnej?
Dojście do amfiteatru może wydawać się niczym wyjątkowym dla kogoś, kto ma dwie zdrowe nogi i nie musi pchać przed sobą wózka. Jednak nawet dla osoby silnej połamane, nierówne schody, a w alternatywie - błotnista, śliska i obfita w takie „niespodzianki” jak psie kupy ścieżka, mogą być przeszkodą. Co dopiero dla matki z wózkiem albo osoby niepełnosprawnej! Przepchnięcie dziecka w spacerówce na dół okazało się sporym wyczynem, ale jednak dało się to zrobić. Mamie bez pomocy w postaci silnego mężczyzny czy drugiej kobiety jest bardzo trudno zejść na dół. Jeśli musi pokonać tę trasę sama, może skończyć się to dla niej albo dziecka niezbyt przyjemną przygodą - w najlepszym wypadku przejażdżką na pupie po błocie. Nietrudno jednak o złamaną nogę albo o wypadnięcie malucha z jego „pojazdu”.
Niezrażeni ruszyliśmy dalej. Przeszliśmy przez mały plac zabaw, który nie był chyba remontowany od chwili jego postawienia (np. odkąd huśtawki się przewróciły kilka miesięcy temu, nie ma ich do tej pory) i ruszyliśmy po nierównej drodze w stronę wodospadów. Maluchy przecież uwielbiają uspokajający szum wody! Jednak dojście do nich nie jest takie łatwe, szczególnie po deszczu. Brodzenie po kostki w wodzie nie należy do przyjemności, jak również wędrówka po błotnistym „trawniku” nad samą rzeką.
Dalej rzeczywistość dolinkowa okazała się gorsza niż można było to przewidzieć. Po lewej - schody. Z przodu - schody. Strome, nierówne, wąskie. Nie ma szans. Fotograf wziął sprawy w swoje silne ręce. Bez męskiej pomocy trudno byłoby taką przeszkodę pokonać. Na wózku inwalidzkim jest to praktycznie nierealne!
Górna część Dolinki przywitała nas sympatyczniejszym widokiem. Można spacerować wokół małego basenu (jedno okrążenie to ok. 2-minutowy spacer wolnym krokiem. Wystarczy 20 okrążeń i masz z głowy codzienne „wietrzenie” dziecka. Szkoda tylko, że strasznie nudno.
Na ten duży wstęp wzbroniony, strzeże go tabliczka z ostrzeżeniem o groźnych psach i wielka kłódka. Poszliśmy dalej. Postanowiliśmy spróbować zjechać schodami niedaleko wyjścia z parku. Nie jest to proste, chociaż przy odrobinie siły, kondycji i zdrowych nogach, da się przeżyć.
Następnie przeszliśmy obok betonowego boiska z wielkim, metalowym i niezbyt bezpiecznym klocem mającym być chyba czymś na kształt rampy, ale ze względu na groźne kanty i nierówności raczej się nikomu nie przysłuży. Nie licząc pijaczków traktujących to „coś” jako ławeczkę czy też stół. Minęliśmy także „dróżkę donikąd” obok nowo wybudowanego domu przy ulicy Moniuszki. Potem zdezorientowali przeszliśmy koło mostu, z którego można było wybrać dwie ścieżki - strome schody albo strome schody. Wprawdzie można na ulicę Traugutta wyjść błotnistą i śliską ścieżką, jednak na końcu i tak czeka niespodzianka w postaci niezwykłego przejścia dla pieszych zaczynającego się i kończącego schodami oraz ogromnym krawężnikiem. Wybraliśmy więc drogę w stronę kościoła pod wezwaniem Wszystkich Świętych, do którego prowadzą w miarę równe schody z dość dobrym, chociaż podniszczonym i zbyt szerokim podjazdem dla wózków. Jednak zawróciliśmy, by wyjść z parku na ulicę Agrykoli w stronę ronda „Compiegne”, które ma ładny, wygodny podjazd (wprawdzie dla rowerów, ale wózkiem też chyba można?) i niskie krawężniki. Wróciliśmy na ulicę Moniuszki i, przeciskając się między postawionymi na chodniku samochodami, dotarliśmy do punktu wyjścia. Zmęczeni, w brudnych po spacerze butach, ale zadowoleni, że udało się przejść park bez większych strat.
Nasza „podróż” trwała około godziny. Aby pokonać trasę w parku Dolinka, przyda się nie tylko „terenowy” wózek z dużymi kołami i dobrym zawieszeniem, ale także siła rąk i nóg oraz kondycja. Niepełnosprawni muszą zadowolić się spacerem w górnej części parku lub spacerem w tę i z powrotem od ul. Agrykola do placu zabaw. Cóż, zawsze to coś. Jednak czy to nie jest o wiele za mało? W naszej skali trudności Dolinka na 10 możliwych punktów, w których 1 to miejsce idealne a 10 jest już prawdziwym piekłem dla rodziców z wózkami otrzymuje 7, więc, według nas, jest naprawdę źle!
Następnym razem sprawdzimy inne miejsca użyteczności publicznej. Zobaczymy, jaki dostęp dla wózków zapewniają m.in. urzędy. A może macie inne propozycje? W które miejsca warto iść z aparatem i wózkiem by przekonać się, jak trudno jest w Elblągu „Matce Polce” czy osobie niepełnosprawnej?