Sezon połowów węgorza dobiega końca. Ryby, która była niegdyś podstawą utrzymania rybaków znad Zalewu Wiślanego, jest jak na lekarstwo. Na pytanie o węgorza niejednemu rybakowi łza się w oku kręci.
- Bazowaliśmy zawsze na węgorzu, bo za inne ryby słabo płacą: mały leszcz jest teraz po 60 groszy, duży po 1,60. Kiedyś łowiłem po pięć, siedem ton węgorza. Teraz będzie może ze 120 kilo i to wszystko. Dziś przywiozłem 100 kilo leszcza. Dostanę za to 60 złotych, a koszt paliwa i pracy? Na łodzi pracowało przecież sześciu ludzi. Jak się z tego utrzymać - pyta Edward Lica z Tolkmicka.
Sezony połowów węgorza są na Zalewie coraz krótsze ze względu na małą ilość ryb, ale też - jak w tym roku - z powodu pogody: ciepła jesień nie sprzyja rybakom.
- Rybacy nazywają to „zarastaniem” żaków - na tkaninie osadzają się glony i jamochłony. W tym roku sieci szybko zarastały, przez co spadła łowność tego sprzętu - potwierdza Romuald Jachimowicz, inspektor rybołówstwa morskiego we Fromborku. - Wysokość połowów również spada. Gdy w latach siedemdziesiątych było zarybianie, w następnej dekadzie łowiło się rocznie 200, nawet 250 ton węgorza. W ubiegłym roku ledwo przekroczyliśmy 20 ton, a w tym roku chyba nie przekroczymy 15.
Nadzieję na lepszą przyszłość daje zarybianie, które po kilkunastu latach przerwy zostało wznowione rok temu. Dzięki Ministerstwu Rolnictwa do wód Zalewu trafiło wtedy 331 kilogramów narybku węgorza. Kolejne 520 kilo zostało wpuszczone trzy miesiące temu, a najmłodsze pokolenie węgorza w postaci prawie 330 kilogramów narybku pojawiło się w Zalewie w ostatnich dniach.
- Jest to materiał podchowany, o dużej przeżywalności - podkreśla Romuald Jachimowicz. - Czas oczekiwania na jego dojrzewanie jest skrócony i wynosi około ośmiu lat.
Nadzieję daje też pomoc Unii Europejskiej. Dzięki unijnym pieniądzom na złomowanie swoich łodzi i emeryturę zdecydowało się już wielu rybaków. W najbliższym czasie z zawodu odejdą kolejni. Liczba licencji połowowych ma się zmniejszyć ze 124 - tyle było w chwili rozpoczęcia złomowania - do najwyżej 65.
Kazimierz Kozioł z Fromborka skorzystał z unijnej pomocy i zapewnia, że nie żałuje: - Przez 10 lat Unia będzie mi dopłacała do emerytury, to dla mnie prawdziwy zastrzyk finansowy - wyznaje rybak.
Nadzieje na lepszą przyszłość dla rybołówstwa na Zalewie Wiślanym daje również współpraca między rybakami. W ubiegłym roku wystąpili oni do Ministerstwa Rolnictwa o zawieszenie połowów na Zalewie na dwa, trzy lata. Niestety, jak dotąd sprawa jest na etapie wymiany korespondencji.
- Urzędnicy piszą, że czekają na ruch Unii Europejskiej - mówi szef Stowarzyszenia Rybaków Zalewu Wiślanego Janusz Kościanowski.- Piszą, że Polska nie wystąpi z takimi działaniami, póki sama Unia nie opracuje odpowiednich programów. Tymczasem pieniądze, które były przeznaczone na to działanie, są wykorzystane zaledwie w 30 procentach i Polska powinna uruchomić je wręcz w trybie pilnym. Każdy rok opóźnienia powoduje duże straty. Naszym zdaniem jest to ze strony ministerstwa zachowawcze, wygląda to po prostu na brak zainteresowania problemem - ocenia przedstawiciel rybaków.
Sezony połowów węgorza są na Zalewie coraz krótsze ze względu na małą ilość ryb, ale też - jak w tym roku - z powodu pogody: ciepła jesień nie sprzyja rybakom.
- Rybacy nazywają to „zarastaniem” żaków - na tkaninie osadzają się glony i jamochłony. W tym roku sieci szybko zarastały, przez co spadła łowność tego sprzętu - potwierdza Romuald Jachimowicz, inspektor rybołówstwa morskiego we Fromborku. - Wysokość połowów również spada. Gdy w latach siedemdziesiątych było zarybianie, w następnej dekadzie łowiło się rocznie 200, nawet 250 ton węgorza. W ubiegłym roku ledwo przekroczyliśmy 20 ton, a w tym roku chyba nie przekroczymy 15.
Nadzieję na lepszą przyszłość daje zarybianie, które po kilkunastu latach przerwy zostało wznowione rok temu. Dzięki Ministerstwu Rolnictwa do wód Zalewu trafiło wtedy 331 kilogramów narybku węgorza. Kolejne 520 kilo zostało wpuszczone trzy miesiące temu, a najmłodsze pokolenie węgorza w postaci prawie 330 kilogramów narybku pojawiło się w Zalewie w ostatnich dniach.
- Jest to materiał podchowany, o dużej przeżywalności - podkreśla Romuald Jachimowicz. - Czas oczekiwania na jego dojrzewanie jest skrócony i wynosi około ośmiu lat.
Nadzieję daje też pomoc Unii Europejskiej. Dzięki unijnym pieniądzom na złomowanie swoich łodzi i emeryturę zdecydowało się już wielu rybaków. W najbliższym czasie z zawodu odejdą kolejni. Liczba licencji połowowych ma się zmniejszyć ze 124 - tyle było w chwili rozpoczęcia złomowania - do najwyżej 65.
Kazimierz Kozioł z Fromborka skorzystał z unijnej pomocy i zapewnia, że nie żałuje: - Przez 10 lat Unia będzie mi dopłacała do emerytury, to dla mnie prawdziwy zastrzyk finansowy - wyznaje rybak.
Nadzieje na lepszą przyszłość dla rybołówstwa na Zalewie Wiślanym daje również współpraca między rybakami. W ubiegłym roku wystąpili oni do Ministerstwa Rolnictwa o zawieszenie połowów na Zalewie na dwa, trzy lata. Niestety, jak dotąd sprawa jest na etapie wymiany korespondencji.
- Urzędnicy piszą, że czekają na ruch Unii Europejskiej - mówi szef Stowarzyszenia Rybaków Zalewu Wiślanego Janusz Kościanowski.- Piszą, że Polska nie wystąpi z takimi działaniami, póki sama Unia nie opracuje odpowiednich programów. Tymczasem pieniądze, które były przeznaczone na to działanie, są wykorzystane zaledwie w 30 procentach i Polska powinna uruchomić je wręcz w trybie pilnym. Każdy rok opóźnienia powoduje duże straty. Naszym zdaniem jest to ze strony ministerstwa zachowawcze, wygląda to po prostu na brak zainteresowania problemem - ocenia przedstawiciel rybaków.
SZ