Pracownicy elbląskiego zakładu Daewoo Hanyang ZAS liczą na to, że Koreańczycy wycofają się ostatecznie z pomysłu ogłoszenia upadłości żerańskiego zakładu.
Dla elbląskiej spółki - córki, która dla Daewoo produkuje akcesoria samochodowe, to być albo nie być.
- Nie ma Warszawy, nie ma nas, ale też jeżeli nie będzie nas, to nie będzie Warszawy - taka jest zależność. Mamy tak szeroki zakres wyrobów, że Warszawa nie jest w stanie sprowadzić tego z Korei. My z kolei zależymy finansowo od Koreańczyków. Oni są właścicielem i jeżeli oni nie mają pieniędzy to i my ich nie mamy - powiedział Wojciech Życki, szef zakładowej Solidarności.
Elbląska firma Daewoo Hanyang ZAS miała swoje kłopoty finansowe. W ciągu kilku lat w wyniku restrukturyzacji odeszło prawie 800 pracowników. Teraz pracuje tam 140 osób i dodatkowo około 50 na umowy - zlecenia za najniższą pensję. Ostatnio właściciele postanowili zlikwidować elbląską firmę ze względu na ogromne długi, ale udało się wycofać wniosek z sądu.
- Od marca zaczęliśmy osiągać zyski, po raz pierwszy od kilku lat. Mamy sporo kontraktów nie związanych z motoryzacją. Produkujemy np. stoły, kosze ogrodowe, krzesła a nawet wiadła na eksport - mówił Wojciech Życki.
Życki podkreśla, że dyrekcja elbląskiego zakładu walczy o to, by firma istniała. Szansą jest duży kontrakt z Ukrainą, opiewający na 60 tysięcy samochodów. Warunkiem powodzenia jest jednak utrzymanie firmy w Warszawie.
- Jeżeli się uda w Warszawie, a strona polska zrobiła wszystko (banki podpisały z rządem porozumienie), to mamy do końca roku i na cały następny rok mnóstwo pracy. Przez ten okres będzie czas na ewentualne rozmowy i kontrakty z angielskim Roverem, który - z tego co wiemy - nadal jest zainteresowany współpracą - dodał szef zakładowej Solidarności.
W najbliższy poniedziałek w Warszawie ma odbyć się zebranie udziałowców firmy. Tego dnia około 40 związkowców z Solidarności z Hanyang ZAS jedzie do stolicy na pikietę pod żerańskim Daewoo.
- Nie ma Warszawy, nie ma nas, ale też jeżeli nie będzie nas, to nie będzie Warszawy - taka jest zależność. Mamy tak szeroki zakres wyrobów, że Warszawa nie jest w stanie sprowadzić tego z Korei. My z kolei zależymy finansowo od Koreańczyków. Oni są właścicielem i jeżeli oni nie mają pieniędzy to i my ich nie mamy - powiedział Wojciech Życki, szef zakładowej Solidarności.
Elbląska firma Daewoo Hanyang ZAS miała swoje kłopoty finansowe. W ciągu kilku lat w wyniku restrukturyzacji odeszło prawie 800 pracowników. Teraz pracuje tam 140 osób i dodatkowo około 50 na umowy - zlecenia za najniższą pensję. Ostatnio właściciele postanowili zlikwidować elbląską firmę ze względu na ogromne długi, ale udało się wycofać wniosek z sądu.
- Od marca zaczęliśmy osiągać zyski, po raz pierwszy od kilku lat. Mamy sporo kontraktów nie związanych z motoryzacją. Produkujemy np. stoły, kosze ogrodowe, krzesła a nawet wiadła na eksport - mówił Wojciech Życki.
Życki podkreśla, że dyrekcja elbląskiego zakładu walczy o to, by firma istniała. Szansą jest duży kontrakt z Ukrainą, opiewający na 60 tysięcy samochodów. Warunkiem powodzenia jest jednak utrzymanie firmy w Warszawie.
- Jeżeli się uda w Warszawie, a strona polska zrobiła wszystko (banki podpisały z rządem porozumienie), to mamy do końca roku i na cały następny rok mnóstwo pracy. Przez ten okres będzie czas na ewentualne rozmowy i kontrakty z angielskim Roverem, który - z tego co wiemy - nadal jest zainteresowany współpracą - dodał szef zakładowej Solidarności.
W najbliższy poniedziałek w Warszawie ma odbyć się zebranie udziałowców firmy. Tego dnia około 40 związkowców z Solidarności z Hanyang ZAS jedzie do stolicy na pikietę pod żerańskim Daewoo.
J