Rozmowa z Jerzym Hausnerem, Ministrem Pracy i Polityki Socjalnej.
Podczas spotkania z elbląskimi przedsiębiorcami powiedział pan, że udało się zahamować już wzrost bezrobocia. Czy to jest początek tej dobrej drogi, drogi do obniżania stopy bezrobocia?
Fakty są takie, że w ciągu dziewięciu miesięcy 2002 roku, licząc od końca grudnia do końca września, zarejestrowane bezrobocie jest mniejsze o tysiąc osób, zaś w dziewięć miesięcy ubiegłego roku bezrobocie wzrosło o 218 tysięcy osób. Dzisiaj jesteśmy zatem w sytuacji, o której możemy mówić, że zahamowaliśmy gwałtowny, szybki wzrost bezrobocia. To nie znaczy, że ono przestało rosnąć. Ono jeszcze będzie rosło. Zrobiliśmy jednak znaczący krok w kierunku tego momentu, w którym bezrobocie zacznie stopniowo spadać.
Jaka jest stopa bezrobocia w Polsce na dzień dzisiejszy?
We wrześniu liczba bezrobotnych wzrosła o osiem tysięcy w skali kraju, przy czym są takie województwa, w których ona spadła i takie, w których wzrosła znacząco np. zachodnio - pomorskie. Te osiem tysięcy ludzi spowoduje prawdopodobnie wzrost o 0,1 procenta, więc stopa bezrobocia wzrośnie do 17,5 procent lub utrzyma się na poziomie sierpniowym - 17,4. W każdym razie jest to wzrost niewielki i jeśli się go porówna ze wzrostem z września ubiegłego roku, to jest czterokrotnie mniejszy.
W 2004 roku prawdopodobnie wejdziemy do Unii Europejskiej. Ne obawia się pan odpływu absolwentów, którzy na Zachodzie będą widzieli szansę na lepszą pracę i życie? Znam wielu studentów i wiem, że twierdzą oni, iż w Polsce nie ma dla nich większych perspektyw.
Ja dobrze pamiętam okres sprzed 20 lat, kiedy rzeczywiście kolejne roczniki osób kończących studia, zwłaszcza tych renomowanych uczelni, masowo orientowały się na Zachód, a nie na miejsce w kraju. Powody były wtedy oczywiste. Myślę, że tak źle jak wtedy nie jest. Nie ma takiego poczucia konieczności ucieczki, ale rzeczywiście - ponieważ ja też pracuję ze studentami - w każdym kolejnym roczniku jest coraz większa ilość osób, która próbuje wyjechać. Martwi mnie to. Powinniśmy tak funkcjonować, aby stworzyć szansę młodym ludziom tu w kraju - to jest nasz obowiązek, to jest też mój obowiązek. Nie wpadajmy jednak w przesadę. To, że ludzie wyjeżdżają i pracują w różnych miejscach jest w Europie czymś naturalnym. Byle nie było tak, że uciekną wszyscy najlepsi.
Według propozycji rządu, w 2006 roku mielibyśmy wprowadzić w Polsce euro. Patrząc na naszą najniższą pensję, która od przyszłego roku wyniesie 800 zł, czyli około 200 euro, porównując to z pensjami w Unii - czy przez te kilka lat uda nam się zmniejszyć tą przepaść pomiędzy nami, a Zachodem?
Ta przepaść jest taka, że PKB na głowe mieszkańca w Polsce jest trzy, a w niektórych przypadkach cztery razy mniejszy niż w krajach Unii. My tego dystansu nie zniwelujemy szybciej niż za trzydzieści lat, zaś kwestia wprowadzenia euro to nie jest projekt rządowy, to jest w tej chwili stanowisko ministra finansów i Narodowego Banku Polskiego, aby przymierzać się do roku 2006. Uważam, że przymierzać się, czyli próbować spełniać kryteria - należy, natomiast decyzję i tak będzie podejmował przyszły rząd. W całym procesie dochodzenia do integracji europejskiej w Polsce ceny będą musiały rosnąć. Będą rosły też pensje. Ten proces będzie rozkładany na lata i ja bym się tego wszystkiego nie bał. Tu nie ma niczego dramatycznego, a jeżeli ktoś nie ufa naszym ekonomistom, to niech przyjrzy się Hiszpanii. Oni to wszystko przechodzili i są z tego zadowoleni.
Jaka będzie przyszłość specjalnych stref ekonomicznych po wejściu do Unii? To i tak stanowiło drażliwy punkt w rozmowach z Zachodem...
Już dogadaliśmy się z Komisją Europejską. Zmieniamy trochę ustawodawstwo, trochę ograniczamy część przyznanych wcześniej przywilejów. Strefy jednak jako takie pozostaną. Tu, w tym przypadku jest kompromis, nic złego się nie dzieje.
Fakty są takie, że w ciągu dziewięciu miesięcy 2002 roku, licząc od końca grudnia do końca września, zarejestrowane bezrobocie jest mniejsze o tysiąc osób, zaś w dziewięć miesięcy ubiegłego roku bezrobocie wzrosło o 218 tysięcy osób. Dzisiaj jesteśmy zatem w sytuacji, o której możemy mówić, że zahamowaliśmy gwałtowny, szybki wzrost bezrobocia. To nie znaczy, że ono przestało rosnąć. Ono jeszcze będzie rosło. Zrobiliśmy jednak znaczący krok w kierunku tego momentu, w którym bezrobocie zacznie stopniowo spadać.
Jaka jest stopa bezrobocia w Polsce na dzień dzisiejszy?
We wrześniu liczba bezrobotnych wzrosła o osiem tysięcy w skali kraju, przy czym są takie województwa, w których ona spadła i takie, w których wzrosła znacząco np. zachodnio - pomorskie. Te osiem tysięcy ludzi spowoduje prawdopodobnie wzrost o 0,1 procenta, więc stopa bezrobocia wzrośnie do 17,5 procent lub utrzyma się na poziomie sierpniowym - 17,4. W każdym razie jest to wzrost niewielki i jeśli się go porówna ze wzrostem z września ubiegłego roku, to jest czterokrotnie mniejszy.
W 2004 roku prawdopodobnie wejdziemy do Unii Europejskiej. Ne obawia się pan odpływu absolwentów, którzy na Zachodzie będą widzieli szansę na lepszą pracę i życie? Znam wielu studentów i wiem, że twierdzą oni, iż w Polsce nie ma dla nich większych perspektyw.
Ja dobrze pamiętam okres sprzed 20 lat, kiedy rzeczywiście kolejne roczniki osób kończących studia, zwłaszcza tych renomowanych uczelni, masowo orientowały się na Zachód, a nie na miejsce w kraju. Powody były wtedy oczywiste. Myślę, że tak źle jak wtedy nie jest. Nie ma takiego poczucia konieczności ucieczki, ale rzeczywiście - ponieważ ja też pracuję ze studentami - w każdym kolejnym roczniku jest coraz większa ilość osób, która próbuje wyjechać. Martwi mnie to. Powinniśmy tak funkcjonować, aby stworzyć szansę młodym ludziom tu w kraju - to jest nasz obowiązek, to jest też mój obowiązek. Nie wpadajmy jednak w przesadę. To, że ludzie wyjeżdżają i pracują w różnych miejscach jest w Europie czymś naturalnym. Byle nie było tak, że uciekną wszyscy najlepsi.
Według propozycji rządu, w 2006 roku mielibyśmy wprowadzić w Polsce euro. Patrząc na naszą najniższą pensję, która od przyszłego roku wyniesie 800 zł, czyli około 200 euro, porównując to z pensjami w Unii - czy przez te kilka lat uda nam się zmniejszyć tą przepaść pomiędzy nami, a Zachodem?
Ta przepaść jest taka, że PKB na głowe mieszkańca w Polsce jest trzy, a w niektórych przypadkach cztery razy mniejszy niż w krajach Unii. My tego dystansu nie zniwelujemy szybciej niż za trzydzieści lat, zaś kwestia wprowadzenia euro to nie jest projekt rządowy, to jest w tej chwili stanowisko ministra finansów i Narodowego Banku Polskiego, aby przymierzać się do roku 2006. Uważam, że przymierzać się, czyli próbować spełniać kryteria - należy, natomiast decyzję i tak będzie podejmował przyszły rząd. W całym procesie dochodzenia do integracji europejskiej w Polsce ceny będą musiały rosnąć. Będą rosły też pensje. Ten proces będzie rozkładany na lata i ja bym się tego wszystkiego nie bał. Tu nie ma niczego dramatycznego, a jeżeli ktoś nie ufa naszym ekonomistom, to niech przyjrzy się Hiszpanii. Oni to wszystko przechodzili i są z tego zadowoleni.
Jaka będzie przyszłość specjalnych stref ekonomicznych po wejściu do Unii? To i tak stanowiło drażliwy punkt w rozmowach z Zachodem...
Już dogadaliśmy się z Komisją Europejską. Zmieniamy trochę ustawodawstwo, trochę ograniczamy część przyznanych wcześniej przywilejów. Strefy jednak jako takie pozostaną. Tu, w tym przypadku jest kompromis, nic złego się nie dzieje.
przyg. OP