Bohaterką ostatniego spotkania autorskiego w Bibliotece Elbląskiej była Paulina Siegień, autorka książki „Miasto bajka. Wiele historii Kaliningradu”. Reportaże mówią o historii i współczesnym życiu miasta, które od niedawna nazywane jest w Polsce Królewcem.
Opowieści o Kaliningradzie-Królewcu podczas spotkania z etnografką, rosjoznawczynią i filolożką rosyjską było oczywiście wiele. Przyjrzyjmy się niektórym wątkom.
O dbaniu o dziedzictwo
- Jest to domena tzw. rdzennych kaliningradczyków, czyli ludzi najczęściej tam urodzonych, albo którzy mieszkają tam od dzieciństwa lub wczesnej młodości, czują się z tym regionem bardzo związani i inwestują swój czas i własne zasoby, bo właściwie nie udają się projekty państwowe - mówiła Paulina Siegień. - Jeżeli coś się udaje jeśli chodzi o pracę z szeroko pojętym dziedzictwem wschodnio-pruskim, to są to oddolne inicjatywy albo inicjatywy prywatne, biznesowe. Komuś udaje się np. wykupić albo dostać w dzierżawę jakiś stary fort, odnawia go i tworzy tam jakiś rodzaj prywatnego muzeum albo przestrzeni kulturalnej. Takie miejsca w Kaliningradzie powstawały i cały czas powstają. Z moich rozmów wynika, że to bardzo częsta blokada dla decyzji o emigracji. Bardzo dużo osób z Kaliningradu wyjechało po rozpoczęciu pełnoskalowej agresji rosyjskiej na Ukrainę, a część nie bardzo sobie wyobraża, co by właściwie miało robić poza tym miejscem, bo wszystko, co mieli, zainwestowali w to miejsce. Jeżeli nie możesz swojej pracy spakować po prostu w walizkę, nie jest w twoim komputerze, który możesz wziąć pod pachę, to decyzja o emigracji jest bardzo trudna. Te osoby starają się po prostu przetrwać i chronić to, co im się udało osiągnąć bez jakichś większych nadziei na przyszłość. W książce piszę o moskiewskich słoniach, czyli o dużych, centralnych pieniądzach oligarchów putinowskich, którzy zaczęli się tak mniej więcej koło 2015-1016 roku, przy zmianie gubernatora już się zaczęli tym regionem bardziej interesować. Kiedy oni mają jakiś pomysł na to, że "to miejsce weźmiemy i przebudujemy", to właściwie nie ma żadnego sposobu, żeby temu zapobiec...
O znanych niedocenianych
- Jeszcze przed tą całą gorączką rosyjsko-wojenną, przed tym zaczadzeniem w roku 2022, już było widać, że Kant, co do którego przez lata nie było wątpliwości, że jest absolutnie najwspanialszym reprezentantem regionu, najcenniejszym z punktu widzenia promocji tego regionu, historii, turystyki, stał się postacią bardzo niewygodną. Tu oczywiście historia z głosowaniem na patrona lotniska z jednej strony, z drugiej incydenty z oblewaniem pomników. Dla mnie chyba symbolicznym końcem Kanta jako patrona regionu był ten moment, kiedy krótko po wybuchu wojny, w lutym 2022 r., przeczytałam, że Bałtycki Uniwersytet Federalny, który nosi imię Immanuela Kanta, będzie się zajmował przygotowaniem wojennym swoich studentów, że będą tam jakieś zajęcia z musztry. W ten sposób człowiek, który napisał traktat o wiecznym pokoju, stał się patronem zmilitaryzowanego uniwersytetu - mówiła Paulina Siegień. Odniosła się też do postaci Hannah Arendt.
- Arendt była obecna w drugim obiegu, bardzo mocno obecna. Pamiętam doskonale urodziny Hannah Arendt obchodzone w środowisku lokalnej inteligencji bardzo hucznie, jeszcze w czasach, kiedy nie zwracało to szczególnej uwagi. Oczywiście Hannah Arendt nie miała swojej ulicy, nie była patronką żadnej instytucji w tym mieście. Nie mogła być, bo "Korzenie totalitaryzmu" bardzo jasno stawiają sprawę również co do totalitaryzmu sowieckiego...
O przynależności i alienacji
- Właściwie cała powojenna kultura sowiecka czy już bardziej współczesna kultura rosyjska pracuje cały czas na alienację tego regionu - podkreślała autorka "Miasta bajki..." - To jest bardzo ciekawe, bo chyba nikt z nas nie wierzy w to, że Rosja z własnej woli np. odpuści ten region, pozwoli mu na jakiś wysoki poziom autonomii, nie mówiąc o niepodległości. A jednak dużo się mówi, cytuje patriarchę rosyjskiego Cyryla, który regularnie przyjeżdża do Kaliningradu i ma jakieś tam pogadanki na temat historii i o tym, "że nie można na obcych kamieniach budować swojej tożsamości" itd. Z jednej strony jest taka bardzo duża presja (...) antyregionalna, wymierzona w jakiekolwiek próby budowania jakiejś tożsamości opartej na specyfice tego miejsca. Z drugiej strony rosyjska kultura im nic nie proponuje, nie proponuje żadnej narracji włączającej, która by ten region umiejscowiła jako pełnoprawny podmiot. Podmiot w kontekście Rosji pewnie nie jest najbardziej fortunnym (słowem - red.), chociaż tak się właściwie tam nazywa regiony, nazywa się je podmiotami Federacji Rosyjskiej. Występuje właśnie takie odpychanie tego Kaliningradu z jednej strony, jakiś ciągły, kompulsywny lęk o to, że tam się może zrodzić tożsamość, która będzie konkurencyjną dla rosyjskiej w wersji kremlowskiej, putinowskiej, imperialistyczno-szowinistycznej i będzie rozsadzać przynależność tego regionu do Rosji, a z drugiej strony jest tworzenie obrazu tego miejsca jako miejsca obcego.
Głos z sali
Chętnych na udział w spotkaniu z Pauliną Siegień nie zabrakło, także tych, którzy historią Elbląga i nie tylko zajmują się szeroko na co dzień. Pod koniec spotkania podzielili się też swoimi refleksjami związanymi z Kaliningradem.
- Wielokrotnie byłem w Kaliningradzie po 1990 roku, nie wcześniej – podkreślił Juliusz Marek, propagator lokalnej historii i twórca cyklu Elbląg na dużym ekranie. - Te kontakty wtedy były takie szczere, z jednej i z drugiej strony. Również te kontakty artystyczne, zresztą wielu muzyków z Kaliningradu trafiło do naszej szkoły muzycznej bardzo wzmacniając tę kadrę artystyczną, te kontakty ze szkołą muzyczną były dosyć częste. Nie wiem, czy państwu jest znany fakt, że w 2000 roku miasto Elbląg otrzymało flagę europejską jako wyróżnienie za pomoc humanitarną dla Kaliningradu. W 92 czy 93 roku, kiedy w Rosji był przewrót, w Kaliningradzie był wielki głód. W Elblągu, w urzędach, w różnych instytucjach, zbierane były pieniądze, uruchamiane były kontakty z naszymi miastami partnerskimi, żeby wieźć dary do Kaliningradu. Elbląg bardzo mocno się zaangażował, nie możemy porównać z pomocą dla Ukrainy, ale to był ten sam odruch serca. Moje osobiste kontakty (z Kaliningradem – red.) były bardzo sympatyczne, to było takie otwarcie, które przeżywaliśmy, wydawało się nam, że Rosjanie będą tak samo przeżywać, niestety tak się nie stało.
- Cały czas się tu pojawiają, mieszkają dwie, może trzy nazwy, Königsberg, Królewiec i Kaliningrad. Królewiec i Königsberg to są nazwy historyczne, których cały czas używamy w odniesieniu do innych dawnych nazw pruskich, podobnie jak Elbing, Marienburg, Danzig czy Preussisch Holland, to są nazwy historyczne używane do II wojny światowej. Po wojnie te nazwy były zmieniane, tak samo i Królewiec został zmieniony na Kaliningrad. Każda inna próba zmiany tej nazwy, dziwna próba, która nie tak dawno nastąpiła, to jest zaprzeczanie faktom – mówił z kolei Leszek Marcinkowski z PTTK w Elblągu.
Rozmowę z Pauliną Siegień prowadziła Aleksandra Buła z Biblioteki Elbląskiej. Spotkanie odbyło się w ramach projektu „Rusz książką! Kampania promująca czytelnictwo”.