Przez lata był weterynarzem i jednocześnie pisał powieści fantasy. Dzięki licznym nagrodom i popularności wśród fanów tego gatunku mógł skupić się tylko na pisaniu. Radek Rak był gościem ostatniego spotkania w Bibliotece Elbląskiej. Kto był, nie żałował.
Radek Rak za książkę „Baśń o wężowym sercu albo wtóre słowo o Jakóbie Szeli” (osnutej na kanwie losów Jakuba Szeli, przywódcy rabacji galicyjskiej) został laureatem Nagrody Literackiej „Nike”, Nagrody im. Janusza A. Zajdla, Nagrody Literackiej im. Jerzego Żuławskiego, Nagrody „Nowej Fantastyki” w kategorii Polska Książka Roku, Nagrody Achievement Award w kategorii Best Written Work of Fiction Europejskiego Stowarzyszenia Science Fiction i innych. Jest też autorem książek „Kocham cię, Lilith”, „Puste niebo” oraz najnowszej - „Agla. Alef”, która jest pierwszą częścią zaplanowanej trylogii. Co autor mówił o swojej twórczości i sobie podczas spotkania w Bibliotece Elbląskiej? Wybraliśmy kilka wątków.
O popularności
Jestem z zawodu lekarzem weterynarii i miałem to ogromne szczęście pracować w swoim zawodzie przez 10 lat. Kiedy otrzymałem nagrodę literacką, to na następny dzień w przychodni czekało pełno moich pacjentów z książkami do podpisania. Pewnego dnia jedna ze stacji telewizyjnych zrobiła nam najazd do przychodni, co było przyczyną pewnych napięć. Starałem się mówić, że jeśli mam na sobie fartuch, to bardzo zapraszam z psem, kotem lub innym stworzeniem, ale niekoniecznie na rozmowę o książkach. Z tego też powodu mogło być wiele różnych napięć w pracy. Żałowałem, że nie mogę się spotykać ze swoimi Czytelnikami, bo przeważnie byłem w pracy. Przez jakiś czas udawało mi się łączyć pracę i pisanie, ale gdy pojawiła się moja córka na świecie, to już kwestię pracy, pisania i bycia ojcem już się w żaden sposób połączyć nie dało. Ostatecznie tak się stało, że od roku i dwóch miesięcy tylko piszę. I to jest bardzo fajne.
O języku pisania
„Baśn” o wężowym sercu...” wyrosła z pewnych legend, które słyszałem. Miałem potrzebę, że muszę to w jakiś sposób opowiedzieć i przekazać dalej. Jakub Szela jest taką postacią, którą można ideologicznie ciągnąć w różne strony i nijak się to ma do jego prawdziwej historii, więc chciałem ją opowiedzieć, tak jak ona przetrwała i jak mi się jawiła na podstawie wielu opracowań i źródeł historycznych. A ponieważ każda książka i każda opowieść wymaga odrębnego języka, to na potrzeby „Baśni...” stworzyłem, na początku trochę intuicyjnie, pewien określony sposób pisania o chłopach, szlachcie, prowadzenia narracji, jak sobie radzić z przeskokami w czasie... Natomiast „Agla” jest to książka przygodową fantasy i też wymaga odmiennego języka. Wzorem dla mnie były stare XIX-wieczne powieści angielskie, które były napisane językiem stosunkowo prostym, eleganckim, ale nie odgrywającym głównej roli. Główną rolą była opowieść, a nie ma opowieści bez bohaterów, musi też być jakiś świat, w którym oni się poruszają. Najważniejsza jest więc Sophia (główna bohaterka Agli) i to, co ją spotyka i to co się dzieje i będzie się działo.
O powstawaniu najnowszej powieści – Agla
Gdy zacząłem ją pisać, to około 30-40 strony się zorientowałem, że będą trzy grube książki, takie po 600-700 stron i tak to rzeczywiście wychodzi. Z jakiejś przyczyny – nie wiem, dlaczego tak jest – książki gatunkowo fantastyczne lubią być grube. Jak wymyśliłem Aglę? Wkrótce potem jak zakończyłem pisać „Baśń o wężowym sercu..” przeczytałem „Oddział chorych na raka” Sołżenicyna i doszedłem do wniosku, że muszę napisać coś innego i zastanawiałem się, dlaczego nikt nigdy nie napisał historii fantastycznej, która by się działa w jakimś odpowiedniku Związku Radzieckiego. To temat, który sam się prosi o taką opowieść. Bardzo łatwo było mi wymyślić miasto, w którym to się wszystko miało dziać. Miałem bohatera, którym był taki zwykły detektyw, który nadużywa alkoholu, ma problemy rodzinne i rozwiązuje zagadki, bo giną ludzie, więc nic odkrywczego, ale zależało mi na tym, by zagrać klimatem w tej opowieści. Strasznie się biedziłem, bo bardzo nie lubiłem głównego bohatera, ale zaciskałem zęby i pisałem dalej. W pewnym momencie miałem przyjemność wziąć udział w warsztatach literackich w Arktyce, 1000 km za kołem polarnym. Siedzieliśmy zamknięci w bazie na wyspie, gdzie nie było nic, tylko skały, śnieg i biel naokoło, chyba że przyszła zorza. Mogliśmy chodzi tyko do portu i z powrotem, 50 metrów, bo na wyspie był też niedźwiedzie polarne. Wszyscy uczestnicy z Polski siedzieli w bazie i dyskutowali o polskiej polityce. Było to dla mnie kompletnie niepojęte, że można siedzieć 1000 km za kołem polarnym i zastanawiać się, co będzie jak prezydent Duda coś podpisze albo nie podpisze. To przekraczało moje rozumowanie, więc albo siedziałem w saunie, albo chodziłem oglądać zorzę, albo do portu z nadzieją, że nie porwą mnie niedźwiedzie. Tak minęły wspaniałe dwa tygodnie i któregoś dnia przyszła do mnie Sofja Kluk i powiedziała „Teraz ty piszesz o mnie”. I te kilkadziesiąt stron powieści, które miałem napisane, wyrzuciłem do kosza i usiadłem i zacząłem pisać na nowo i okazało się, że jest to opowieść, którą miałem w sobie. Stąd się Sofja wzięła – z północy, spod zorzy i trudnych rozmów, w których nie chciałem brać udziału.
Skąd wziął się tytuł „Agla”? To skrót od kabalistycznego zaklęcia i zarazem hebrajskiego zawołania „Aieth Gadol Leolam Adonai”, czyli „Pan jest wielki na wiek wieków”. Pierwszy tom trylogii ma podtytuł „Alef”, czyli początek.
Alef, jak wyjaśniał autor, bywa oznaczany jako wąż przeszyty strzałą, czyli symbolem wiedzy. – To wstęp do wiedzy i poznania, którego Sofja doświadczy – mówi Radek Rak.
Drugi tom trylogii Radka Raka ukaże się w październiku.