UWAGA!

Jak Feniks z popiołów (korespondencja z Piły)

 Elbląg, Jak Feniks z popiołów  (korespondencja z Piły)
fot. Sebastian Malicki

Kosmiczny mecz – tak krótko można opisać dzisiejszy (12 kwietnia) mecz Elbasketu z GKS Tychy na półfinałowym turnieju barażowym o II ligę. Elblążanie pokazali charakter, niemal przez cały mecz gonili wynik. Przebiegu czwartej kwarty nie da się opisać. Przemek Zamojski rzucił 40 punktów, ani na chwilę nie schodząc z parkietu. Zobacz zdjęcia.

Hala Sportowa Zespołu Szkół w Pile przy ulicy Bydgoskiej. To tutaj koszykarze elbląskiego Basketballu przez trzy dni będą walczyć o awans do turnieju finałowego baraży o II ligę. Pierwszym rywalem drużyny Arkadiusza Majewskiego była trzecia drużyna grupy śląsko – opolskiej rezerwy GKS Tychy.

- Na pewno będzie ciężko. Tychy to młody zespół, mało o nim wiemy. Chłopaki są zmotywowani i dobrze wiedzą po co tutaj przyjechali. Mam nadzieję, że szybko złapiemy rytm i będziemy grali swój basket – mówił przed meczem Dawid Domaszewicz, bębniarz naszego zespołu.

- Cały sezon na to czekaliśmy. Możemy napisać historię – usłyszeliśmy z ławki elbląskiej drużyny tuż przed wyjściem na parkiet.

Pierwsze minuty dość wyrównane. Pierwsze punkty na turnieju zdobył Dominik Pawlak z wyskoku „za dwa”. Elblążanie kilku punktową przewagę utrzymywali do 6 minuty. Jakub Dudka wyrównał i zaczął się horror elblążan. Dość napisać, że w drugich 5 minutach pierwszej kwarty elblążanie zdobyli tylko 4 punkty, a pierwszą część spotkania przegrali 16:22.

W drugiej kwarcie trwał elbląski koszmar. Nie wychodziło prawie nic. Piłka nie chciała wpaść do kosza, pod tablicami zbierali rywale. Elbasket grał zbyt statycznie i mogło się wydawać, że tyszanie znaleźli sposób na Przemka Zamojskiego i spółkę. Już w 13 minucie elblążanie przegrywali 10 oczkami. Podopieczni Arkadiusza Zamojskiego mieli zrywy podczas których potrafili zmniejszyć prowadzenie rywali do pięciu punktów (29:34 w 5. minucie). Potem obie drużyny miały kryzys rzutowy. Pierwsi wyszli z niego tyszanie i na przerwę elbląscy koszykarze zeszli przegrywając 11 punktami.

 

Powrót z dalekiej podróży

Wśród elbląskich kibiców w przerwie nastroje były „takie sobie”, delikatnie rzecz ujmując. Inaczej niż w elbląskiej szatni, gdzie opracowywano plan powrotu. - W szatni powiedzieliśmy sobie, że musimy zagrać bardziej agresywnie w obronie. Nawet jeżeli przegrywamy pojedynki „jeden na jeden”, to musimy sobie wzajemnie pomagać, czasem przerwać akcje rywala faulem, żeby wytrącić ich z rytmu – zdradził Arkadiusz Majewski, trener elbląskiej drużyny.

- W przerwie motywowaliśmy się tym, że we Władysławowie byliśmy w stanie odrobić 17:0. Nie są nam obce takie sytuacje. 10 punktów to na żadnym etapie nie jest przegrany mecz – dodał Kacper Szuszkiewicz z Elbasketu.

Drugą połowę lepiej zaczęli tyszanie: Paweł Gierlotka trafił za trzy. Koszykarze GKS dość szybko złapali pięć fauli i dalszą część kwarty musieli już grać mniej agresywnie. Elblążanie powoli oczko za oczkiem próbowali odrobić straty. Jeszcze nie wszystko wychodziło, tak jak powinno, jeszcze GKS trzymał kilka punktów przewagi. Ale tej przewagi było coraz mniej. W 28. minucie Elbasket zmniejszył przewagę rywali do 3 punktów (57:61). Nadzieja wstąpiła w elbląskie serca. W ostatnich minutach tyszanie zrobili wszystko, żeby tej nadziei nas pozbawić. W ostatniej sekundzie Krzysztof Machała wyprowadził GKS na siedmiopunktowe prowadzenie.

Ostatnia kwarta. Strata 7 punktów i tylko 10 minut na odrobienie strat. Zaczyna Przemysław Zamojski lay-upem. Chwilę później Kacper Jastrzębski też za dwa. GKS odpowiada. Walka trwa. Elblążanie gryzą parkiet. W niczym nie przypominają drużyny z pierwszej części meczu. Non stop piłka dziurawi tyski kosz. 36 minuta spotkania. Jego Wysokość Król Przemysław I (imponująca statystyka w tym meczu 40 punktów i 40 minut na parkiecie) trafia po kolei trzy rzuty osobiste i elblążanie odzyskują prowadzenie. Jest 79:78. Nie oddadzą go już do końca.

Na trybunach lekki stan przedzawałowy. Chwilę później Kacper Jastrzębski podwyższa do 81:78. To elblążanie zachowują zimną krew i powiększają przewagę. Trójeczka Kacpra Szuszkiewicza, potem dwie „trójki” Przemysława Zamojskiego dają chwilę wytchnienia. Tyszanie nie mają pomysłu i czasu na powrót do gry.

94:86 i pierwszy krok do finałów zrobiony. Jutro (13 kwietnia) Energa Basketball zmierzy się z gospodarzami Eneą Basket Piłą.

  Elbląg, Jak Feniks z popiołów  (korespondencja z Piły)
fot. Sebastian Malicki

Powiedzieli po meczu:

 

Arkadiusz Majewski, trener Energa Basketball Elbląg: - W każdym turnieju musi się zdarzyć słabszy mecz. Mam nadzieję, że to był ten. Mecz ma zawsze różny przebieg. Nie zawsze można zachować koncentrację. Nie zachowaliśmy koncentracji szczególnie w grze obronnej, gdzie graliśmy też mało agresywnie. To właśnie powiedzieliśmy sobie w szatni. Podeszliśmy do tego meczu jak do ligowego: jeszcze w trakcie sezonu uda się odrobić straty, bo rywale też przegrają. Na turnieju każdy mecz jest na wagę awansu lub może ten awans pogrzebać. Tu trzeba liczyć się z tym, że wieczorem będą mięśnie boleć, rano się zregenerujemy. A jutrzejszy mecz wcale nie będzie łatwiejszy. Sama końcówka, to już teatr jednego aktora. Przemek Zamojski trafił kluczowe „trójki”, do tego trójki Kacpra Szuszkiewicza i Piotrka Prokurata. To były te fragmenty, które zadecydowały o naszym zwycięstwie.

 

Michał Brzozowski, trener GKS Tychy: - W pierwszej połowie byliśmy bardzo skuteczni. W drugiej wiedzieliśmy, że przyjdzie dołek i Przemek Zamojski odpali. Nie chcieliśmy się jednak zbytnio na nim skupiać. Brakowało nam doświadczenia, fizyczności, chłodnej głowy. Mieliśmy dwóch wysokich graczy z 4 faulami, praktycznie większość drugiej połowy, co zburzyło nam rotacje. Elbląg wyszedł później bardziej zmotywowany. Jesteśmy jednak zadowoleni z tego, jak przebiegał mecz.

 

Kacper Szuszkiewicz (Energa Basketball Elbląg): W czwartej kwarcie, tak naprawdę wzięliśmy się w garść i zaufaliśmy sobie nawzajem. Każdy z nas miał duży wkład w zwycięstwo. Przemek dał sygnał, my poszliśmy za nim. My zazwyczaj mamy problem z drużynami, z którymi mamy ewidentne przewagi i wtedy chcemy grać w prosty sposób „zero – jedynkowo” i to nam trochę mąci plany. Dziś w drugiej połowie to odwróciliśmy, zaczęliśmy dzielić się piłką, nie tylko grać pod kosz, pod wysokich zawodników. I to zaowocowało zwycięstwem. Na taki turniej zawsze jedziemy z myślą o trzech zwycięstwach. Po przegraniu pierwszego meczu ma się już nóż na gardle. Różnie potem się może ułożyć. Dlatego bardzo cieszymy się ze zwycięstwa, z tego, że udało nam się wrócić z dalekiej podróży.

 

Energa Basketball Elbląg - GKS Tychy 94:86 (16:22, 19:24, 25:21, 34:19)

Energa Basketball: Zamojski 40 (6), Jastrzębski 28 (1), Pawlak 13, Szuszkiewicz 6 (2), Prokurat 5 (1), Bałabuch 2, Szarszewski, Niburski, Gliński, Budziński,

SM

Najnowsze artykuły w dziale Sport

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
A moim zdaniem...
Reklama