Uwielbia sport – od piłki nożnej po unihokeja. Jednak w swoim życiu postawiła na karate, na które namówiła ją mama. 21-letnia Sylwia Misiak trenuje od dekady a na swoim ma koncie m.in. złoty medal Mistrzostw Świata.
- Anna Kaniewska: - Od 10 lat trenujesz karate Shotokan.
- Sylwia Misiak: - Tak. Kocham sport i interesuje się nim od dziecka. Najpierw trenowałam aikido. Zaczęłam, gdy miałam siedem lat. Później trenowałam piłkę nożną. Akurat zamiłowanie do tego sportu mam w genach, ponieważ mój tata i jego bracia także grali w piłkę nożną. Rozważałam również judo, ale po pierwszym treningu stwierdziłam, że to jednak nie jest to, czym chcę się zajmować. W końcu zdecydowałam się na karate w A.K. Andrex. Przyznam, że namówiła mnie moja mama, która zapisała mnie na zajęcia do swojego byłego trenera. Pamiętam doskonale pierwszy trening. To był strzał w dziesiątkę! Bardzo mi się podobało, że już na pierwszym spotkaniu przeszliśmy do rzeczy, uczyliśmy się podstawowych technik. Potem przyszły pierwsze sukcesy i nie wyobrażałam sobie, że mogę z tego zrezygnować.
- Jakie sukcesy masz na swoim koncie?
- Trochę tego było. Na pewno złoty medal, który zdobyłam na Międzywojewódzkich Mistrzostwach Młodzików. Równie ważne było dla mnie wicemistrzostwo Polski, zdobyłam na zawodach w Karpaczu. Jednak moim najważniejszych sukcesem był złoty medal na Mistrzostwach Świata w roku 2013. Kilkukrotnie otrzymałam również Nagrodę Prezydenta Miasta Elbląga. W tym czasie grałam również w szkolnych drużynach, m.in. siatkówki i unihokeja.
- Uważasz, że warto trenować karate?
- Warto znaleźć swoją indywidualną ścieżkę, niekoniecznie nawet musi to być sport. Ważne, aby mieć jakieś cele, wartości i marzenia w życiu.
- Twoim wielkim marzeniem był wyjazd do Stanów Zjednoczonych. W 2014 roku spełniłaś to marzenie.
- Gdy byłam w drugiej klasie szkoły średniej, zainteresowałam się programem Au Pair, czyli pracą jako opiekunka do dzieci za granicą. Po maturze wyjechałam do USA i przez rok mieszkałam pod Bostonem. Od zawsze uwielbiałam amerykańskie seriale (śmiech) i kulturę Stanów Zjednoczonych. Nie zawsze było łatwo, praca nie należała do najlżejszych, ale miałam swoją listę rzeczy, które musiałam zrobić. Zrealizowałam wszystkie podpunkty.
- I co znajdowało się na tej liście?
- Jednak studiujesz zarządzanie kulturą i mediami w Krakowie.
- Tak, to był świetny pomysł! W ramach studiów jestem także koordynatorem grupy zajmującej się promocją i komunikacją festiwalu Polikultura, który organizowany jest na krakowskim Zabłociu. Wszystko pochłania mi naprawdę dużo czasu.
- A gdybyś miała tego czasu trochę więcej, to w jakich dziedzinach byś się realizowała?
- Bardzo lubię muzykę, grałam na gitarze, flecie. Poza tym lubię szkicować i być może jeszcze będę kształcić się w tym kierunku. Poniekąd jest to moim marzeniem, a je warto spełnić, więc dlaczego nie! Poza tym chciałabym jeszcze zobaczyć Australię i Japonię.
- Sylwia Misiak: - Tak. Kocham sport i interesuje się nim od dziecka. Najpierw trenowałam aikido. Zaczęłam, gdy miałam siedem lat. Później trenowałam piłkę nożną. Akurat zamiłowanie do tego sportu mam w genach, ponieważ mój tata i jego bracia także grali w piłkę nożną. Rozważałam również judo, ale po pierwszym treningu stwierdziłam, że to jednak nie jest to, czym chcę się zajmować. W końcu zdecydowałam się na karate w A.K. Andrex. Przyznam, że namówiła mnie moja mama, która zapisała mnie na zajęcia do swojego byłego trenera. Pamiętam doskonale pierwszy trening. To był strzał w dziesiątkę! Bardzo mi się podobało, że już na pierwszym spotkaniu przeszliśmy do rzeczy, uczyliśmy się podstawowych technik. Potem przyszły pierwsze sukcesy i nie wyobrażałam sobie, że mogę z tego zrezygnować.
- Jakie sukcesy masz na swoim koncie?
- Trochę tego było. Na pewno złoty medal, który zdobyłam na Międzywojewódzkich Mistrzostwach Młodzików. Równie ważne było dla mnie wicemistrzostwo Polski, zdobyłam na zawodach w Karpaczu. Jednak moim najważniejszych sukcesem był złoty medal na Mistrzostwach Świata w roku 2013. Kilkukrotnie otrzymałam również Nagrodę Prezydenta Miasta Elbląga. W tym czasie grałam również w szkolnych drużynach, m.in. siatkówki i unihokeja.
- Uważasz, że warto trenować karate?
- Warto znaleźć swoją indywidualną ścieżkę, niekoniecznie nawet musi to być sport. Ważne, aby mieć jakieś cele, wartości i marzenia w życiu.
- Twoim wielkim marzeniem był wyjazd do Stanów Zjednoczonych. W 2014 roku spełniłaś to marzenie.
- Gdy byłam w drugiej klasie szkoły średniej, zainteresowałam się programem Au Pair, czyli pracą jako opiekunka do dzieci za granicą. Po maturze wyjechałam do USA i przez rok mieszkałam pod Bostonem. Od zawsze uwielbiałam amerykańskie seriale (śmiech) i kulturę Stanów Zjednoczonych. Nie zawsze było łatwo, praca nie należała do najlżejszych, ale miałam swoją listę rzeczy, które musiałam zrobić. Zrealizowałam wszystkie podpunkty.
- I co znajdowało się na tej liście?
- Uwielbiam musicale, więc musiałam iść choćby na jeden spektakl na Broadwayu. Chciałam być na rodeo w Teksasie i również zrealizowałam to marzenie. Zwiedziłam Californię, byłam na meczu NBA, zobaczyłam Wielki Kanion czy wodospad Niagara. Oczywiście apetyt rośnie w miarę jedzenia i podczas mojego pobytu lista rosła. Nie planowałam m.in. weekendów w Miami czy Dallas. Do Las Vegas poleciałam tylko po to, aby zobaczyć stand up Raya Romano (śmiech). Kiedyś marzyłam o studiowaniu na łódzkiej filmówce, z resztą do tej pory zajmuję się montażem, więc nie mogłam odpuścić wizyty Universal Studios w Hollywood.
- Jednak studiujesz zarządzanie kulturą i mediami w Krakowie.
- Tak, to był świetny pomysł! W ramach studiów jestem także koordynatorem grupy zajmującej się promocją i komunikacją festiwalu Polikultura, który organizowany jest na krakowskim Zabłociu. Wszystko pochłania mi naprawdę dużo czasu.
- A gdybyś miała tego czasu trochę więcej, to w jakich dziedzinach byś się realizowała?
- Bardzo lubię muzykę, grałam na gitarze, flecie. Poza tym lubię szkicować i być może jeszcze będę kształcić się w tym kierunku. Poniekąd jest to moim marzeniem, a je warto spełnić, więc dlaczego nie! Poza tym chciałabym jeszcze zobaczyć Australię i Japonię.