Miasto umiera - taką tezę wysunęli członkowie Platformy i Prawa i Sprawiedliwości podczas konferencji prasowej, podsumowującej dwa lata kadencji prezydenta.
Krytykowali przede wszystkim to, że prezydent nie realizuje swojego programu wyborczego w kwestiach dotyczących m.in. zmniejszenia bezrobocia czy sprowadzenia do miasta inwestorów, którzy stworzyliby elblążanom nowe miejsca pracy.
- Pan prezydent nie ma wizji, czy to ma być miasto turystyczne czy może przemysłowe, czy ma być stolicą subregionu, czy też nie - mówił Paweł Jankowski z Platformy Obywatelskiej. - Na swoich ulotkach wyborczych prezydent pisał, że znacznie ograniczy bezrobocie i pozyska inwestorów: na razie jakoś efektu nie widać.
W sprawie bezrobocia padło najwięcej gorzkich słów krytyki. Członkom PiS i PO nie podoba się to, w jakiej kolejności realizowane są w mieście inwestycje.
- Realizuje się sprawy drugorzędne, buduje się kolejne linie tramwajowe czy halę widowiskową przy Grunwaldzkiej, kiedy według nas są sprawy o wiele ważniejsze. Nikt nie pójdzie się bawić, jeżeli nie będzie miał za co. Trzeba zachować pewną gradację potrzeb mieszkańców, a więc najpierw trzeba uzbroić tereny: Modrzewinę czy Wyspę Spichrzów - uważa Jankowski. - Bo tak naprawdę, nawet jeżeli jakiś inwestor przyjedzie, to nie mamy nawet czego mu zaproponować.
- Wiele przedsięwzięć jest wymyślanych nierozsądnie tylko po to, by powstał program, bo przecież bez programu ani rusz - wtórował Jan Miłoszewski z PiS. - Prezydent nie sprowadził do Elbląga żadnego poważnego inwestora, bo nie można nazwać inwestorami właścicieli hipermarketów. To, w jaki sposób i na jakich zasadach zatrudniają ludzi, nie jest tworzeniem nowych miejsc pracy.
Opozycja nie pozostawiła suchej nitki również na spółkach komunalnych i oczywiście na zadłużonym szpitalu miejskim.
- To jest grzech zaniechania, znów nastąpi drenaż kieszeni mieszkańców i zobaczycie Państwo, że znów trzeba będzie więcej płacić za wodę, ciepło i bilety tramwajowe - powtarzał Leonard Krasulski.
Elbląska opozycja chce, by tą konferencją rozpocząć szeroką dyskusję o wizji miasta. Jedyna rzecz, jaka się prawicy podoba to sprawność, z jaką miasto pozyskuje unijne pieniądze.
- Nam chodzi o dobro Elbląga i o perspektywy. Już dzisiaj trzeba wskazywać prezydentowi, co zrobił źle i dlaczego źle ustalił gradację potrzeb - mówił Marek Serdyński z elbląskiej Platformy.
Słowa, które padły z ust przedstawicieli opozycji jakże są inne w tonie od tych, wypowiadanych przez radnych Rady Miejskiej, nomen omen z PO i PiS. Krąży bowiem powszechna opinia, że wszyscy bez wyjątku radni (lewica i prawica w radzie) żyją w nie zakłócanej niczym zgodzie. Tymczasem odpowiedź elbląskich przywódców obu partii na zarzuty o spolegliwość radnych, może jednak trochę dziwić:
- My nie mamy wpływu na radnych. Co oni mogą, skoro są w mniejszości i wiele ich uwag i tak przepada. Nie ze wszystkich radnych jesteśmy zadowoleni, a wobec niektórych odnosimy się nawet krytycznie.
- Pan prezydent nie ma wizji, czy to ma być miasto turystyczne czy może przemysłowe, czy ma być stolicą subregionu, czy też nie - mówił Paweł Jankowski z Platformy Obywatelskiej. - Na swoich ulotkach wyborczych prezydent pisał, że znacznie ograniczy bezrobocie i pozyska inwestorów: na razie jakoś efektu nie widać.
W sprawie bezrobocia padło najwięcej gorzkich słów krytyki. Członkom PiS i PO nie podoba się to, w jakiej kolejności realizowane są w mieście inwestycje.
- Realizuje się sprawy drugorzędne, buduje się kolejne linie tramwajowe czy halę widowiskową przy Grunwaldzkiej, kiedy według nas są sprawy o wiele ważniejsze. Nikt nie pójdzie się bawić, jeżeli nie będzie miał za co. Trzeba zachować pewną gradację potrzeb mieszkańców, a więc najpierw trzeba uzbroić tereny: Modrzewinę czy Wyspę Spichrzów - uważa Jankowski. - Bo tak naprawdę, nawet jeżeli jakiś inwestor przyjedzie, to nie mamy nawet czego mu zaproponować.
- Wiele przedsięwzięć jest wymyślanych nierozsądnie tylko po to, by powstał program, bo przecież bez programu ani rusz - wtórował Jan Miłoszewski z PiS. - Prezydent nie sprowadził do Elbląga żadnego poważnego inwestora, bo nie można nazwać inwestorami właścicieli hipermarketów. To, w jaki sposób i na jakich zasadach zatrudniają ludzi, nie jest tworzeniem nowych miejsc pracy.
Opozycja nie pozostawiła suchej nitki również na spółkach komunalnych i oczywiście na zadłużonym szpitalu miejskim.
- To jest grzech zaniechania, znów nastąpi drenaż kieszeni mieszkańców i zobaczycie Państwo, że znów trzeba będzie więcej płacić za wodę, ciepło i bilety tramwajowe - powtarzał Leonard Krasulski.
Elbląska opozycja chce, by tą konferencją rozpocząć szeroką dyskusję o wizji miasta. Jedyna rzecz, jaka się prawicy podoba to sprawność, z jaką miasto pozyskuje unijne pieniądze.
- Nam chodzi o dobro Elbląga i o perspektywy. Już dzisiaj trzeba wskazywać prezydentowi, co zrobił źle i dlaczego źle ustalił gradację potrzeb - mówił Marek Serdyński z elbląskiej Platformy.
Słowa, które padły z ust przedstawicieli opozycji jakże są inne w tonie od tych, wypowiadanych przez radnych Rady Miejskiej, nomen omen z PO i PiS. Krąży bowiem powszechna opinia, że wszyscy bez wyjątku radni (lewica i prawica w radzie) żyją w nie zakłócanej niczym zgodzie. Tymczasem odpowiedź elbląskich przywódców obu partii na zarzuty o spolegliwość radnych, może jednak trochę dziwić:
- My nie mamy wpływu na radnych. Co oni mogą, skoro są w mniejszości i wiele ich uwag i tak przepada. Nie ze wszystkich radnych jesteśmy zadowoleni, a wobec niektórych odnosimy się nawet krytycznie.
J