"Sobota 16 lipca 1949 roku była piękna i słoneczna. Nic nie zapowiadało tragedii" – tak swoją opowieść o Sprawie Elbląskiej rozpoczyna dziennikarka Grażyna Wosińska. Sprawie, która rozpoczęła się od pożaru hali nr 20 Zakładów Mechanicznych im. Świerczewskiego. Urząd Bezpieczeństwa torturami wymusił od niewinnych ludzi przyznanie się do podpalenia i szpiegostwa. W stalinowskich więzieniach przesiedzieli lata, niektórzy w celi śmierci. Wbrew pozorom ta sprawa nie zakończyła się do dziś...
- Dotychczas nie było żadnej książki na ten temat, a ja taką chciałam przeczytać. W myśl zasady "zrób to sam" w kwietniu 2011 r. w moim komputerze powstał pierwszy plik, a dwa lata później książka była gotowa – mówi Grażyna Wosińska. - Spotykałam się ze świadkami, rodzinami i osobami, które były ze Sprawą Elbląską związane. Świadkiem najważniejszym jest dla mnie Józef Olejniczak – jeden ze skazanych w procesie Bastarda – podkreśla autorka publikacji. - Przeżył on mordercze śledztwo z sowieckimi torturami w Urzędzie Bezpieczeństwa i jego marzeniem było ocalenie prawdy od zapomnienia, jako memento dla potomnych. Chciał dożyć wydania książki o Sprawie Elbląskiej. Dziś ma 86 lat.
Dziennikarka zapoznała się także z materiałami zgromadzonymi w IPN.
- To protokoły przesłuchań świadków czy podejrzanych, a także inne dokumenty, utworzone po roku 1956, gdy przyszedł czas na weryfikację i rehabilitację niesłusznie oskarżonych – wyjaśnia. - Tu wychodziły nowe fakty i porównując różne dokumenty można było wyciągnąć pewne wnioski. Uspakajam tych, którzy uważają, że prawdy tam nie ma. Jest, ale trzeba ją umiejętnie odczytać – zapewnia Grażyna Wosińska.
"Prawdę o Sprawie Elbląskiej władze PRL skazały na zapomnienie. Ożyła ona w wolnej Polsce na początku lat dziewięćdziesiątych, gdy w Elblągu stanął pomnik jej poświęcony. Potem znów pokrył ją kurz niepamięci. Długi okres milczenia wokół Sprawy Elbląskiej spowodował, że narosło wokół niej wiele mitów i nieporozumień. Rozprawiam się z nimi". /"Pożar i szpiedzy".
17 lipca 1949 r. ok. godziny drugiej w nocy w hali nr 20 Zakładów Mechanicznych im. Gen. Karola Świerczewskiego wybuchł pożar. Była niedziela. Nikt nie zginął, ale straty materialne były ogromne. Partia postawiła sprawę jasno: to sabotaż imperialistycznych sił. Biegli napisali - pod bezpośrednim nadzorem UB - odpowiedni protokół z oględzin pogorzeliska. Urzędowi Bezpieczeństwa pozostało to wszystko udowodnić.
Do 1 września 1949 r. aresztowano ok. 150 osób – mężczyzn i kobiety, bez żadnych podstaw. Głównymi podejrzanymi byli strażnicy, strażacy zakładowi, inni pracownicy "Świerczewskiego" – głównie reemigranci z Francji. Zarzucono im współpracę z obcym wywiadem, podpalenie hali, byli wrogami Polski Ludowej. Szefem siatki wywiadowczo-dywersyjnej miał być Jean Bastard – Francuz mieszkający w Elblągu.
W więzieniach torturami wymuszano zeznania. Tam też rozgrywały się ludzkie dramaty. Oskarżona o szpiegostwo Waleria Michalik, gdy została aresztowana była w drugim miesiącu ciąży. Dziecko urodziła za kratami. Miała szczęście, bo później zaopiekowali się nim dziadkowie. Takiego szczęścia nie miała inna oskarżona, Halina Cabel-Kochanowska. Piątka jej dzieci trafiła do domu dziecka.
Tragicznie zakończył się los kolejnego oskarżonego w Sprawie Elbląskiej – Henryka Zająca. Mężczyzna został 31 października 1951 r. skazany przez Rejonowy Sąd Wojskowy w Gdańsku na karę 12 lat więzienia. Osiem miesięcy później został znaleziony martwy w celi. Oficjalnie stwierdzono, że było to samobójstwo, wiele faktów i opinii świadków jednak temu przeczy. Rodzinę Henryka Zająca o jego śmierci powiadomiono... po czterech latach. Jednak, jak w swojej książce podkreśla Grażyna Wosińska, gdyby stalinizm trwał wiecznie prawdopodobnie nigdy oficjalnie by się o tym od władzy nie dowiedziała.
Sprawa Elbląska to wiele złamanych życiorysów. Podstawą do skazania były sfabrykowane dowody, wymuszone torturami fałszywe zeznania.
- Dokumentów w ogóle nie brano pod uwagę – wskazuje Grażyna Wosińska. - Jeśli na przykład świadek mówił, że w czasie, gdy wybuchł pożar był na zabawie to to pomijano. Z góry była narzucona teza.
Dziennikarka zwraca uwagę na jeszcze jedną kwestię.
- Do tej pory pokutuje myślenie, że to UB wyszedł przed orkiestrę i rządził partią. To nie prawda – przekonuje Wosińska. - To partia decydowała, że sposobem na rządzenie jest terror. Zakończyło się rozprawianie z "bandami AK", przyszedł czas na rozprawienie się z narodem. Zaczęto szukać wroga tam, gdzie go nie było, bo przecież trzeba było pokazać, dlaczego coś z tą Polska Ludową nie bardzo wychodzi. Szukano więc – kontynuuje – a to stonka amerykańska, a to szpiedzy, którzy tak pięknie rozwijającą się fabrykę turbin chcieli puścić z dymem – gorzko mówi Grażyna Wosińska.
W Sprawie Elbląskiej skazani na pozbawienie wolności byli: Stefan Czyż (dożywotnie pozbawienie wolności), Adam Basista (15 lat), Bolesław Jagodziński (15 lat), Bolesław Bobulis (12 lat), Edward Dawidowicz (12 lat), Józef Olejniczak (11 lat).
Karę śmierci sąd wojskowy orzekł wobec trójki oskarżonych: Jeana Bastarda, Alojzego Janasiewicza, Andrzeja Skrzesińskiego.
Po kilku latach spędzonych w stalinowskim więzieniu wyszli na wolność, by przez kolejne lata borykać się z brakiem pracy i nędzą. Zostali w końcu uniewinnieni, ale, wbrew pozorom, Sprawa Elbląska nie zakończyła się do dziś.
- Nie tylko dlatego, że winni tak naprawdę nie zostali ukarani – wskazuje Grażyna Wosińska. - Jeden ze skazanych za szpiegostwo, Tadeusz Słomiński, nadal w świetle prawa jest agentem wywiadu – mimo, że jego rzekomy szef siatki szpiegowskiej został uniewinniony w roku 1999. W 2013 r. Naczelna Prokuratura Wojskowa bezradnie rozkłada ręce.
Choć książka "Pożar i szpiedzy" jeszcze pachnie farbą drukarską, Grażyna Wosińska zapowiada, że to nie koniec publikacji na temat Sprawy Elbląskiej. Nadal zgłębia w archiwach jej tajemnice licząc, że na jaw wyjdą nowe fakty.
- W tej książce skupiłam się na jądrze, czyli na pożarze, na prześladowaniach, działaniach propagandy, na tym, jak rodziny sobie radziły w tej dramatycznej sytuacji i jak postępowała władza w Elblągu mówi autorka. - Wciągnęło mnie to jak szpiegowski film. W kolejnej publikacji chcę rzucić więcej światła na tło, czyli co to był rok 1949, z jakimi problemami ludzie się wówczas borykali, ile płacili za mleko, jak zdobywali żywność, jak kłócili się o chlewiki czy jabłonki w przydomowych ogródkach. W tym osadzę życiorysy kilkunastu osób – zapowiada.
Książka Grażyny Wosińskiej "Pożar i szpiedzy" jest do nabycia w księgarniach internetowych. W październiku w Kawiarence Clio w Muzeum Archeologiczno-Historycznym w Elblągu odbędzie się spotkanie z jej autorką.