UWAGA!

Prywatne śpiewanie gwiazdy

 Elbląg, Krystyna Janda była podczas wczorajszego koncertu - jak sama przyznała - po prostu sobą
Krystyna Janda była podczas wczorajszego koncertu - jak sama przyznała - po prostu sobą (fot. PS)

Wspaniałe piosenki, ciekawe anegdoty, pełne humoru komentarze i cały swój wdzięk przywiozła wczoraj do Elbląga Krystyna Janda. Występ artystki był pierwszym koncertem w ramach trwającego właśnie Ogólnopolskiego Festiwalu Sztuki Słowa „...Czy to jest kochanie?".

Krystyna Janda, zgodnie z zapowiedzią, wykonała wybrane utwory z trzech przedstawień teatralnych – „Białej bluzki", „Kobiety zawiedzionej" i „Marleny". Już na wstępie zaznaczyła, że dziś na scenie jest po prostu sobą, nie wciela się w żadną ze swoich ról, „śpiewa prywatnie". Przy tym opowiedziała anegdotę o pewnej królowej, która cierpiąc na melancholię – za przyzwoleniem lekarza - miewała oryginalne zachcianki. Spełniał je ówczesny gwiazdor ekranu, który czynił to służbowo, albowiem prywatnie był....impotentem. Janda żartowała, że ma nadzieję, że pójdzie jej lepiej.
     Spektakle, z których pochodziły wyśpiewane wczoraj utwory, aktorka „robiła" razem z Magdą Umer. O niej też wspominała kilka razy podczas koncertu. Zresztą cały występ przepleciony był ciekawymi opowieściami Jandy - nie tylko o teatrze i piosenkach. Artystka wspominała różne reakcje publiczności, opowiadała historie zza kulis i zdradzała tajemnice współpracy m.in. z Wojciechem Młynarskim i Agnieszką Osiecką. Swój występ Janda rozpoczęła właśnie od piosenek Osieckiej – „Sama chciała", „Wariatka tańczy", „Widzisz mała" i „Na zakręcie".
     - Dopiero teraz, gdy Agnieszki nie już z nami, rozumiemy, że „Biała bluzka" jest o niej - powiedziała.
     Aktorka opowiadała, o tym jak trafiały do niej teksty Osieckiej. Mówiła, że jej utwory zawsze dotykały kogoś, kogo obie znały, opisywały prawdziwe historie. Janda przyznała, że zdarzało się kiedyś, że czasem ktoś wściekły wychodził podczas spektaklu. Nigdy nie chciała znać klucza, według którego Osiecka pisała teksty, wolała nie myśleć, kogo obraża śpiewając jej słowa.
     - Słyszałam „Wariatkę..." już w wielu wersjach, ale jej podoba mi się najbardziej - szeptała jedna z uczestniczek koncertu. Zgadzam się z tą opinią w stu procentach. Tę piosenkę (prawie do znudzenia) śpiewają młodzi ludzie, chcący popisać się swoimi zdolnościami na przeglądach i festiwalach. Daleko im jednak do mistrzostwa Krystyny Jandy. Jej głos, chrypka, śmiech - to miód na moje uszy.
     Wprowadzając publiczność w klimat utworów z „Kobiety Zawiedzionej" Janda powiedziała, że był taki czas, gdy przedstawienie to było traktowane jako terapia dla niezadowolonych z życia pań. Mówiła, ze przed spektaklem dzwonili do niej lekarze, mówiąc „wysyłam na pani spektakl kolejną grupę kobiet, proszę aby tym razem położyła pani nacisk na wybaczanie". Janda śmiała się, że stała się ekspertem od zdrad i nieszczęśliwego życia, była zapraszana - obok psychologów i terapeutów - do programów radiowych i mówiła o czymś, o czym w ogóle nie miała pojęcia. Dramatyczne utwory Simone de Beauvoir przekazywała w luźny sposób, co spotykało się z krytyką innych aktorek (z całego świata) grających te same role.
     Wczoraj krytyki nie wystrzegła się również para, która opuściła salę w trakcie koncertu. Janda przerwała śpiew, uciszyła muzyków i tłumacząc się, że przez „tę dwójkę nie może się skupić" powiedziała: - Od dziesięciu lat nikt nie wyszedł z mojego koncertu! I to jeszcze tak ostentacyjnie! Przepraszam państwa, ale nie mogłam się powstrzymać. Zdenerwowałam się". Po czym kontynuowała występ, śmiejąc się przez chwilę, ze swojej reakcji.
     Artystka opowiadała, że za pierwsze pieniądze jakie dostała od babci, a miała wtedy ok. 11 lat, kupiła sobie płytę Marleny Dietrich. Podobało jej się, że gdy inne piosenkarki śpiewały bezbarwnie, Marlena odważnie krzyczała „Peter skocz po papierosa!". Przyznała też, że naśmiewała się z podstarzałej już artystki i przedrzeźniała ją. Śpiewając „Johnny" Janda miała wątpliwości, że może już w tym wieku jej nie wypada używać takich słów, ale przypomniała sobie koncert Dietrich, która śpiewając to miała 74 lata i „nic już jej się nie ruszało, a oczy i usta się nie domykały". Wczorajsza publiczność miała okazję zobaczyć próbkę naśladownictwa, a raczej parodii ukochanej przez aktorkę Marleny.
     Krystyna Janda zdradziła też sekret przekładu jednej z piosenek (najbardziej lubianej przez Magdę Umer). Aktorka poprosiła Wojciecha Młynarskiego, by nie tłumaczył tekstu wprost, a napisał słowa pasujące do min Marleny z tego właśnie koncertu. Tak powstały słowa „Ze wszystkich dziewcząt w mieście najbardziej leniwa jestem ja".
     - Młynarski prosił mnie, żebym nie mówiła nikomu, że zrobił ten przekład w 20 minut. I nie mówię. - śmiała się Janda.
Olga Kaszubska

Najnowsze artykuły w dziale Kultura

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
A moim zdaniem...
Reklama